Wake-Up: Grizzlies i Bucks wyrównali bez swoich gwiazd. Pojedynek Murraya z Edwardsem. Brown jednogłośnym Trenerem Roku

9
fot. NBA League Pass

Giannis Antetokounmpo i Ja Morant opuścili Game 2, ale ich drużyny po raz kolejny udowodniły, że potrafią radzić sobie pod nieobecność gwiazd i zanotowali pewne zwycięstwa, doprowadzając do remisu w serii.

Gwiazdy natomiast błyszczały w Denver, gdzie Jamal Murray i Anthony Edwards stoczyli strzelecki pojedynek.

LA Lakers @ Memphis 93:103 (1-1) L.James 28/12 – X.Tillman 22/13
Miami @ Milwaukee 122:138 (1-1) J.Butler 25 – B.Lopez 25
Minnesota @ Denver 113:122 (0-2) A.Edwards 41 – J.Murray 40

1) Denver Nuggets znowu dominowali po obu stronach parkietu. Powiększali przewagę nawet kiedy Nikola Jokić usiadł na ławce, Jeff Green latał nad koszami, więc gdy w połowie drugiej kwarty było +20, zanosiło się na kolejną łatwą wygraną. Na trzeci tej nocy mecz, w którym po pierwszej kwarcie już nie obejrzymy zmiany prowadzenia… Ale na szczęście tak nie było.

Minnesota Timberwolves odpowiedzieli po przerwie, wrócili do gry runem 14-0 i nagle mieliśmy bardzo wyrównany mecz.

Michael Malone narzekał, że jego zawodnicy zupełnie przestali bronić. W trzeciej kwarcie goście rozstrzelali się na 40 punktów przy 81% i ostatni fragment gry rozpoczynali będąc na prowadzeniu. Przede wszystkim fantastycznie prowadził ich Anthony Edwards, który łatwo mijał rywali dostając się do kosza, ale też Karl-Anthony Towns na chwilę się obudził, zdobywając wtedy 8 ze swoich tylko 10 punktów.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Giannis i Morant pod znakiem zapytania przed Game 2. Heat już bez Herro
Następny artykułFlesz: Darv, gdzie jest PG-LeBron?

9 KOMENTARZE

  1. Natura nie lubi pustki i po Greenie, Beverlym oraz Lansie Stephensonie wygląda na to, że teraz Dillon Brooks kandyduje do miana ligowego idioty numer 1. Śmieszne jest to, jak oni się wożą w tym Memphis – chłopaki wygrali póki co nic a pozują na takich gangsterów, jakby co najmniej od kilku sezonów rządzili i dzielili w NBA.

    0
  2. Mecz nr 2 to najlepszy papierek lakmusowy serii. Póki co tylko między Sacto a Golden State ogień. Poza tym pańszczyzna i zbijanie piątek.

    Lakers dziś na pełnym relaksie. W szatni przed meczem wylosowali wyzwanie “jak oddać 7 punktów w jednym posiadaniu”. I je dowieźli. Zuchy

    Dobrze choć, że Denver zaliczyło małą czkawkę w Q3. Przez chwilę były emocje.

    0