Za kurtyną wielkich zdarzeń, ma miejsce dyskusja kluczowa dla przyszłości ligi. Nie byłaby ona warta uwagi, gdyby nie fakt, że wszystkie zaangażowane strony symboliczny moment uściśnięcia dłoni z kilku powodów przesuwają w czasie. Nie wszyscy bowiem są z przebiegu dyskusji zadowoleni i jeśli nie zdecydują się pójść na ustępstwa, może to oznaczać dla NBA kolejny trudny moment w relacjach z partnerami i sponsorami. Dwanaście lat temu te przeciąganie liny doprowadziło do lock-outu, Na razie taki scenariusz nam nie grozi. Tym bardziej, że ostatnie doniesienia na temat nowej umowy zbiorowej zapowiadają gotowość ligi do wycofania się z jednego konkretnego pomysłu, na którym szczególnie zależało komisarzowi Adamowi Silverowi.
Porozumienie concorde wiąże wszystkie strony zaangażowanie w tworzenie widowiska pod szyldem NBA. Określa zasady i stanowi grunt, na jakim operuje liga. W 2011 roku nastąpił rozłam, w efekcie którego mieliśmy lockout. Ten opóźnił start sezonu regularnego aż do grudnia, więc widzimy, że kwestia osiągnięcia porozumienia w dyskusjach nie jest wyłącznie formalnością. W ostatnich latach, gdy na czele NBA stał Adam Silver, a za związek zawodników NBA (NBPA) odpowiadała Michele Roberts, negocjacje w sprawie CBA toczyły się relatywnie szybko i zawsze były zamykane przed deadlinem zapisanym w porozumieniu. To był okres budowania bardzo trwałych i zdrowych relacji pomiędzy liderami tych grup.
Koniunktura się jednak nieustannie zmienia. W poprzednim roku Michele Roberts opuściła szeregi unii graczy i zostawiła wszystko w rękach Tamiki Tremaglio – kobiety o równie nieustępliwym charakterze. Wiele jednak wskazywało na to, że komisarz Silver złapie z Tremaglio wspólny język i relacje pozostaną przyjazne. Można jednak odnieść wrażenie, że liga chciała nową szefową NBPA przetestować, dlatego w dyskusję na temat nowego porozumienia wrzuciła wątek wprowadzenia systemu hard-cap, co drastycznie wpłynęłoby na wysokość wynagrodzeń koszykarzy, a także na wszystkie działania operacyjne podejmowane przez generalnych menadżerów. Ci nagle straciliby wiele ze swojej elastyczności w układaniu salary-cap.
Silver to dobry gospodarz. Ostatnie lata mocno sprawdzały jego charakter, ale pomimo kilku wpadek (ostatnia z Robertem Sarverem), był w stanie przedstawić NBA jako produkt klasy premium. Wprowadził go na wiele nowych rynków i zapewnił rekordowe zyski, co było jego opus magnum. Im więcej liga zarabia, tym większe możliwości stwarza wszystkim, którzy stali się jej częścią. Silverowi zależy na tym, by zostawić w spadku maszynkę do robienia pieniędzy. Oczywiście troszczy się w tym procesie o wizerunek ligi, ale od czasu do czasu jest gotów podjąć niepopularną decyzję, by przede wszystkim maksymalizować zyski. Trudno go za to winić. To najbardziej pragmatyczne podejście. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość i COVID był tego najlepszym przykładem. NBA chce być gotowa na wszystko mając odpowiednie zaplecze finansowe.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Z brakiem hard cap jest 1 problem. Nazywa się on Steve Ballmer. Nie wszyscy są tego swiadomi, ale Steve to nie jest przeciętny właściciel co mam parę dolarów. Jego majątek jest kilkanascie razy większy niż w przypadku jakichś biedaków jak Joe Lacob czy inny Mark Cuban.
Steve Ballmer od paru lat akumuluje kontrakty. Właśnie wziął sobie Bones’a Hylanda od biednych górali co dokładnie liczą dutki i nie chcieli płacić kolejnemu graczowi. Ballmer go sobie podpisze bo czemu nie? Tak jak wcześniej wziął np Kennarda i też podpisal. Tak samo wziął Normana Powella czy Covingtona. Oczywiście nadal krępują go zasady ogólne w szczególności brak wyborów w drafcie. Ale już dziś widać że posiadanie licznej grupy graczy z kontraktami na poziomie dziesieciu-kilkunastu mln daje ogromne możliwości handlowania a tym samym przewagę nad zespołami, zwłaszcza z małych rynków. Tym bardziej że wybór w drafcie też można de facto kupić przejmując niechciany kontrakt.
Oczywiście to wszystko przy założeniu że Ballmer się szybko nie znudzi. Z drugiej strony co mu zostało jak nie zabawa pieniędzmi, których i tak nie zdąży wydać on ani jego prawnuki.
Chciałbym zobaczyć ligę z hard capem, czemu nie. Ale kompletnie nie wierzę, że to jest cokolwiek poza straszeniem, bo ten wątek pojawiał się już w ubiegłych latach właśnie jako straszak.
Chciałbym zobaczyć jak drużyna z zakontraktowanymi dwoma max playerami będąca tuz pod hard capem wyciąga w drafcie z 50. numerem nowego Nikolę Jokica. Po trzech latach mozna z nim podpisać przedłużenie, ale ciągle na rozpisce płac są KD i Devin Booker.
Ciekawe co możnaby wtedy dostać na rynku, gdyby drużyna miała mus przehandlować kogoś z tej trójki.
W teorii Ballmer może zrobić skład za 600mln (15 graczy max graczy )x 40mln rocznego wynagrodzenia . Ciekawe ile bybpofatek wyniósł . Devil me jako komisarz ligi bym poszedł do mediów , wykorzystał lewicowe poglady mainstream mediowego z takim przekazem „brak hardcapu „ wyklucza małe rynki, zaburza równość u równość szans na uczciwe konkurenowanie , powoduje wzrost inkluzywnosci , bogaci wincyj mogą , nie przejmują się zasadami etc , tylko by zobaczyć jak kuga płonie – chcieliby wrażliwej społecznie ligi to niech maja .