Flesz: Zwykły element australijski w Milwaukee

2
fot. youtube.com

Trzy noce temu Washington Wizards rozegrali swój najlepszy mecz w tym sezonie. Przyjechali bez notorycznie kontuzjowanego Brada Beala do wypaczonego nieobecnościami Milwaukee, polu trzech sekund powiedzieli “dzień dobry” i to był ten mecz, który sympatycy kandydatury Brooka Lopeza na “DPOY” chcą przeoczyć, zapomnieć, wykreślić.

Oczywiście możesz spojrzeć na koszulki, na parkiet, zobaczyć, że w koszulce nie ma na boisku tego i tego, a jednak szokująco oglądać było, jak to Wizards wytarli Bucksami pole trzech sekund.. Ta nowa wersja na trzy wieże, z laurującym do pola trzech sekund Kuzmą, z chirurgicznym Porzingisem i falującym przy obręczy Danielem Gaffordem – i z długimi na obwodzie Avdiją i Hachimurą – rzuciła 72 punkty w paint w niespotykanym w Wisconsin blowoucie 23 punktami. To był ten mecz, po którym Bill Simmons rozpuścił sieć plotek o tym, że coś w szatni Milwaukee jest nie tak (co najmniej może chodzić o ekspres do kawy; Bucks wymienili niedawno DeLonghi na Siemensa i Sandro Mamukelashvili zupełnie na pamięć zdjął kubek, tylko że leciał jeszcze wrzątek, stąd te cegły ostatnio). Eric Nehm na “The Athletic” nie wspomniał o tych zamieszaniach, a za to Josh Robbins, beat-writer Wizards wylistował nieobecności w drużynach przeciwnych we wszystkich tych zwycięstwach Wizards w tym sezonie.

Ostatniej nocy Giannis Antetokounmpo wrócił do gry po meczu przerwy, akurat na rewanż z Wizards, niemal zadamsił piłkę na atakowanej desce w pierwszej akcji i od startu zrobił to, co Kristapsowi można łatwiej, a co Victorowi trudniej będzie robić, czyli szedł mu drugim krokiem dwutaktu w klatę. Dawno, dawno temu trzymaliśmy się ledwo przy życiu, klub nasz słupski juniora, gdy wyszedł na nas Żalgiris, który nie dość, że miał niskiego skrzydłowego 206 wzrostu, to ich Zukauskas na centrze miał jeszcze coś  bardzo dziwnego wystającego z klatki piersiowej – spinka do żeber? – i nie było jak atakować go w klatę bez obrażeń. Naprawdę, gdy zachwycamy się – lub ignorujemy je – wielokrotnymi dziś meczami na 40+ punktów, zwłaszcza oglądając highlighty, potrafimy tracić kontekst, czyli rywali, sytuację, terminarz i multi-generacyjny wpierdol od Litwy. Dla Antetokounmpo career-high 55 punktów na długich Zards, 20 z 33 z gry i 15 z 16 wolnych było nie tylko wtorkiem w styczniu, na którym chcemy szybko pojechać, by znaleźć się już w lutym, ale zwykłą, nigeryjską, sportową ambicją, żeby ujarzmić serię czterech porażek w pięciu meczach. W meczach, w których nie grał Jrue Holiday, który we wtorek wrócił i zgodził się wejść z ławki. W meczach, w których nie gra Khris Middleton, za to w meczach, w których kompletnym odświeżeniem tej czasem kanciastej, jak ich lider, niepłynącej od lat już w halfcourt ofensywy jest pewien australijski element. Człowiek, który łączy w całość niedogotowane warzywa i przesmażone mięso.

Joe Ingles może być pierwszym w historii profesjonalnego sportu 35-latkiem, który po zerwaniu więzadła ACL’a jest bardziej atletyczny, niż był wcześniej.

To zdanie zasługiwało na osobny akapit. Może być, może być, bo naprawdę trudno zauważyć różnicę. W tych zaskakujących pogodowo dniach stycznia wracamy się do 71 Donovana Mitchella i -71 Rudy’ego Goberta – choć to wielkie Denver dwa dni temu przegrało z 40% składu Minnesoty; jak dobrzy byliby Denver Nuggets, gdyby na wszystkie wyjazdowe mecze zjeżdżali z gór do Elbląga? Myślę, że Truso by ich wciągnęło. Zanim jeszcze doszło w poprzednim sezonie do zakończenia się projektu Jazz, ten na łamach Flesza zakończony został oficjalnie już w marcu odpowiednim tekstem. Nie chodzi o to, żeby tu klepać się po plecach – czy tym bardziej podklejać link do tekstu, którego może wcale nie było – tylko zauważyć, że do zerwania ACL’a przez niby już nieskutecznego w zeszłym sezonie, niby niedomagającego już byłego gracza Barcelony doszło jeszcze w styczniu. Pozostawieni więc sami sobie Mitchell i Gobert, bez wybitnie przyziemnego, mate, i wybitnego stylu liderowania Joe, bez jego łączenia touch-passami zejść pick-n-rollami Don Dady, Mike’a Conleya i Clarksona – skład Jazz nie miał jakichkolwiek, najmniejszych, szans dalej grać koszykówkę na kontendującym poziomie. Bo od sezonu 2017, czyli rookie-sezonu Mitchella, Jazz we wszystkich meczach – wliczając playoffy – byli we wspólnych 4848 minutach Mitchella, Goberta i Inglesa składem niemal elitarnym (+9.6 na 100 posiadań), ale już bez Inglesa ci dwaj na boisku może tylko max na drugą rundę playoffów (+4.8 w 3931)

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE