Początek sezonu rozwija się w sposób otwierający kilka poważnych dyskusji. W zasadzie powinniśmy przestać mówić o początku. Wkraczamy bowiem w fazę dla niektórych zespołów decydującą. W kontekście ostatecznych rozstrzygnięć jesteśmy jeszcze na etapie śmiałego prognozowania, choć wiemy coraz więcej i nie trudno pewne rzeczy zdiagnozować. Niektórym GM-om musi być teraz głupio, inni sami są zaskoczeni sprzyjającą fortuną, a jest jeszcze grupa tych, którzy nie mają na co narzekać i wyłącznie obserwują. Zegar przed zimowym trade-deadlinem zacznie jednak tykać coraz głośniej.
De-fense. De-fense?
Golden State Warriors bardzo szybko odczuli brak w składzie Gary’ego Paytona, choć to zaledwie część problemów, z jakimi musi się zmierzyć sztab mistrzów NBA. Po dwóch zwycięstwach w back-to-back, które sugerowały, że Warriors udało się wprowadzić korekty, przyszedł mecz z Sacramento Kings, a potem starcie z Phoenix Suns. W obu przypadkach defensywna indolencja GSW wychodziła z ekranu. Zespół cierpi z powodu bardzo słabej defensywy na obwodzie, a to wynika z kolei ze składu osobowego na pozycjach jeden i dwa. Kerrowi brakuje specjalisty regulującego defensywę na siódmym metrze. To sprawia, że rywal konstruując game-plan ma relatywnie łatwe zadanie.
Widać to dobitnie na przykładzie Klaya Thompsona. Wychowanek Washington State w tym momencie nie dysponuje dynamiką sprzed urazów i wiele razy gubi przeciwnika po jego pierwszy koźle. Rywal zmienia match-up i stawia naprzeciw Thompsona dynamicznego guarda, który wyciągnie go na obwód i odsłoni jego “dolegliwości”. To z kolei uruchamia całą sekwencję zdarzeń, bowiem rywal schodząc niżej ma dużo miejsca w środku. Warriors próbując je zamknąć zostawiając otwartych strzelców lub tracąc z oczu ścinających. Help-defense Warriors funkcjonuje bez jakichkolwiek reguł. Nie pomaga Warriors fakt, że pod koszem mają spory deficyt doświadczenia.
Kevon Looney wypruwa sobie żyły, by ratować sytuację, ale Warriors zdają sobie sprawę, że nie mogą go przeciążać. Wysoki ma bogatą historię urazów. Draymond Green z kolei nie radzi sobie z większymi i silniejszymi zawodnikami na tyle dobrze, by w small-ballu efektywnie zatrzymywać akcje w okolicach obręczy. W ostatnich meczach tylko Donte DiVincenzo prezentował wystarczająco dużo zawziętości, by gonić rywali po zasłonach i nie zmuszać kolegi do nieszczęśliwego switchu. To dla trenera Steve’a Kerra bardzo poważny powód do zmartwień. Dysponuje szóstą najgorszą defensywą w NBA (113,6 Def RTG).
Paradoks Westbrooka
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.