Los Angeles Lakers mieli aż cztery dni wolnego, żeby nacieszyć się swoją ostatnią wygraną. Dopiero trzecią w sezonie, ale bardzo ważną, bo przerwali serię pięciu porażek i zrobili to pod nieobecność LeBrona Jamesa, prowadzeni przez świetnego Anthony’ego Davisa.
Wreszcie zagrał na miarę swoich przedsezonowych zapowiedzi, że przejmie główną rolę w ataku i przypomni, że jest jednym z najlepszych zawodników ligi. Dawno już nie widzieliśmy takiego AD. Agresywnie atakował obręcz, zdominował strefę podkoszową zdobywając 26 ze swoich 37 punktów w pomalowanym i do tego zebrał 18 piłek, z czego 10 na ofensywnej desce. Nie tylko ustanowił swoje rekordy sezonu, ale była to również jego najwyższa zdobycz punktowa od półtora roku.
Właśnie takiej gry Davisa potrzebują Lakers, żeby myśleć o uratowaniu tego sezonu. Teraz powróciła nadzieja, że mogą to on niego dostać. Na razie to tylko jeden taki świetny występ, w dodatku tylko przeciwko zmęczonym Brooklyn Nets, ale w LA bardzo potrzebowali takiego pozytywnego impulsu. Impulsu, który dał im również nadzieję, że jest to początek odbicia dla drużyny. Bo wygląda jakby złapali pozytywne momentum.
Wreszcie powinni być w pełnym składzie. Dennis Schroder i Thomas Bryant wyleczyli operowane w preseason kciuki, dołączyli do pełnych treningów z zespołem i bardzo możliwe, że dzisiaj po raz pierwszy trener będzie mógł z nich skorzystać. To dwaj zawodnicy mający być ważną części rotacji, dlatego powinni być sporym wzmocnieniem dla składu, w którym dotychczas brakowało głębi. Zwłaszcza Schroder może zrobić różnicę, dając w ataku dużo więcej niż Patrick Beverley, który w tym fatalnie rzucającym zespole pudłuje najbardziej (27.8% z gry).
Oczekuje się także powrotu LeBrona Jamesa. Miał osiem dniu, żeby wyleczyć uraz pachwiny.
Kolejnym powodem do optymizmu jest lepsza gra Russella Westbrooka, który dobrze odnalazł się w roli zmiennika – 18.3pkt, 5.1zb, 8.1ast i aż 41.5% za trzy w dziewięciu meczach. Mocno poprawił swoją skuteczność, daje pozytywną energię wchodząc z ławki i tylko duża liczba strat cały czas pozostaje problemem.
Jest też sprzyjający terminarz. Mieli sporo czasu na przygotowanie się do kolejnych meczów, a przed nimi teraz dwa pojedynki na własnym parkiecie z drużynami, które w tym miesiącu zanotowały tylko po jednej wygranej. Co więcej, obie będą grały drugi dzień z rzędu (Sochan ma dwumecz w LA).
b2b (3-13) Detroit @ (3-10) LA Lakers 4:30
niedziela 3w4b2b San Antonio @ LA Lakers 3:30
Lakers dotychczas nie mieli bardzo wymagającego kalendarza i większość spotkań rozegrali w Crypto Arena, więc tym gorzej wygląda ich obecny bilans. Ale też tym bardziej muszą wykorzystać ostatni moment, kiedy jeszcze jest w miarę łatwo. Od razu dodajmy, że w przyszłym tygodniu po wizycie w Phoenix, jadą na dwa mecze do San Antonio. Dużo trudniej zrobi się na początku grudnia, gdy wyruszą w 6-meczową trasę po Wschodzie, podczas której odwiedzą między innymi Milwaukee, Cleveland i Filadelfię. Dlatego jeśli mają jeszcze spróbować uratować swój sezon i odbijać od dna, muszą to zacząć teraz.
(11-3) Milwaukee @ (7-7) Philadelphia 1:30
sobota Minnesota @ b2b Philadelphia 1:30
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Szanowny Panie Adamie. Problemem Warriors byl, jest i bedzie Kontrakt Greena. Kontender nie moze sobie pozwolic na zawodnika za 25 mln ktory nie jest w stanie rzucac 10 Pkt na mecz, bez wzgledu na to co robi w obronie
Lub nawet 15 pkt/mecz pozdro Rudy Gobert.
Dokładnie, gdyby rzucał te 10 pkt na mecz a nie 7 tak jak w tegorocznych playoffach to może GSW zdobyliby tytuł. A nie, czekaj…
Panie, wytnijmy Greena z jego 25 mln i do tego składu z zeszłego roku dodajmy w jego miejsce np. jakiegoś Patricka Beverlay na minimalnym kontrakcie + Jordana Clarksona z ławki i Warriors wygrywają 70 meczów w regularnym i finały do zera
Nawet z kulawym Klayem, nie sądzę