Dniówka: Pierwsza piątka Wolves na razie nie działa

10
fot. Twitter

Rudy Gobert jest obecnie najlepszym zbierającym ligi (14.0), jak zwykle bardzo dobrze chroni obręcz i robi ogromną różnicę w defensywie, ale to na razie nie przekłada się na sukces jego nowej drużyny. Daleko mu do tak udanego startu w nowych barwach jaki zaliczają Donovan Mitchell czy Dejounte Murray.

Było wiadomo, że wkomponowanie Goberta obok Karla-Anthony’ego Townsa będzie trudnym wyzwaniem i że Minnesota Timberwolves będą potrzebowali czasu, żeby poukładać swój zespół. Tymczasem problemy zdrowotne w preseason jeszcze skomplikowały sytuację, sprawiając, że na dobre zaczęli grać w pełnym składzie dopiero w trakcie sezonu. Biorąc to pod uwagę, bilans 4-4 właściwie nie jest złym wynikiem. Wygląda jednak gorzej, jeśli spojrzymy na ich bardzo sprzyjający terminarz. Oczywiście, ci teoretycznie słabi rywale zaskakująco dobrze zaczęli sezon, ale też Wolves im w tym pomogli – oddali prowadzenie w starciu z Jazz i dwa razy pozwolili się ograć Spurs. Dopiero ostatnia wizyta w Phoenix była ich pierwszym pojedynkiem z playoffową drużyną zeszłego sezonu.

Słabo też wygląda gra ich pierwszej piątki, a co najbardziej niepokojące, w kolejnych meczach nic w tym względzie się nie poprawia. Przyznał to nawet Chris Finch – “Well there hasn’t really been a whole lot of growth with that unit just yet.” Trener próbuje dawać im jak najwięcej możliwości do ogrywania się, budowania chemii i w całej lidze tylko dwa inne lineupy spędziły dotychczas więcej minut na boisku niż starterzy Wolves. Niestety nadal nie przenosi to efektów.

W ostatnim spotkaniu z Suns wszyscy ich podstawowi zawodnicy byli na minusie, podczas gdy rezerwowi na plusie. Na pomeczowej konferencji Anthony Edwards przeglądając box score, przerwał swojemu koledze, żeby mu to pokazać.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

10 KOMENTARZE

  1. Taka luźna myśl. Zastanawiam jak to jest z dwumeczami między dwoma tymi samymi zespołami dzień po dniu. Rozumiem, że jest podyktowane logistyką, dzięki czemu oszczędza się czas z podróży, ale czy nie jest to w jakiś sposób męczące psychicznie żeby dzień po dniu grać ten sam mecz? A może na tym poziomie profesjonalizmu nie ma to większego znaczenia

    0
  2. Wydaje mi sie, ze bardziej meczaca psychicznie bylaby podroz z na przyklad San Francisco do Nowego Orleanu dwa razy w ciagu roku, niz zalatwienie sprawy szybko i “odbebnienie” swojego. Przegrani graja z wieksza determinacja, a wygrani musza zachowac ten sam poziom zaangazowania co mysle pomaga przed wlasnie playoffami. No i pomaga trenerom robic “adjustments” i widziec co dziala w jakich sytuacjach.

    0
    • Tam nikt nie rozgrywa :) Trochę McLaughin czy jak go tam się pisze z ławki, ale w innej drużynie to trzeci PG. Anderson to fajny grajek, ale o rany jak lepszy byłby ten zespół, gdyby zamiast niego był Tyus Jones, ktokolwiek kto może prowadzić grę.

      0
  3. Ktoś wyleci z Minnie. Na moje Towns. Najpierw a potem Gobert. Edwards jest mądrzejszy niż wiek/doświadczenie na to wskazuje. W meczu z PHX Gobert nie bronił rzutów z midrange, a Towns rzutów za 3. Gobert do chyba środka q3 miał jeden rzut z pola pko PHX z Landale/ Biyombo – 5 bloków… Byłoby śmieszne, gdyby nie prawdziwe. O kosztach nie wspomnę. Btw KAT to Nr 1 draftu 2015, a Booker to Nr 13, czy Wam tez coś nie gra?

    0