Wreszcie się doczekaliśmy. Bol Bol nie jest już tylko freakiem z końca ławki, który okazjonalnie pojawia się na parkiecie podczas garbage time i zachwyci jakimś jednym zagraniem. W swoim czwartym sezonie w lidze dostał szansę na regularne występy i szybko stał się perełką League Passa. Nie tylko dla Paolo Banchero warto czasami włączyć mecz najgorszej obecnie drużyny Wschodu.
we see you rook 🫡
(via @BallyMagic) pic.twitter.com/sBCMSZL4am
— Orlando Magic (@OrlandoMagic) November 2, 2022
Bol od samego początku, jak tylko pojawił się w NBA, był niezwykle irygującym prospektem. Zawodnikiem ze wzrostem centra (218cm), ale patykowatym ciałem jak jego świętej pamięci ojciec i grą bardziej pasującą do obwodowego, bo lubi kozłować i rzucać z daleka. W Denver wiązali z nim spore nadzieje, licząc na duży upside tej nietypowej kombinacji warunków fizycznych i umiejętności, ale po trzech latach nie doczekali się oczekiwanych postępów. Cały czas nie był on w stanie przebić się do rotacji i na początku tego roku Nuggets zrezygnowali z dalszego inwestowania w Bola.
Początkowo przehandlowali go do Detroit Pistons, a po cofnięciu tej transakcji, w trójstronnym dealu wysłali do Bostonu. Pistons zrezygnowali, ponieważ Bol nie przeszedł pozytywnie testów medycznych. Okazało się, że znowu jest problem z jego prawą stopą, którą miał operowaną jeszcze w czasach studenckich. Pod koniec stycznia musiał poddać się kolejnej operacji. Celtics nie przeszkadzało to w wymianie, ponieważ im chłodziło tylko o kwestie finansowe i jeszcze przed trade deadline zdążyli go oddać dalej do Orlando Magic.
W Orlando skorzystali z okazji, żeby sprawdzić Bola. Co prawda z powodu rehabilitacji nie zagrał dla nich w zeszłym sezonie, ale w wakacje zatrzymali go u siebie, podpisując dwuletni kontrakt za $4.4mln. Zaryzykowali, podobnie jak to wcześniej zrobili w przypadku Markella Fultza, biorąc zawodnika z problemami zdrowotnymi i licząc na rozwój jego talentu. Jak na razie wygląd to na świetny ruch.
W tej młodej drużynie Bol wreszcie ma warunki do tego, żeby grać i prezentować swoje możliwości. Grać z piłką, wyprowadzać akcje po zbiórkach, penetrować, rzucać floatery czy próbować z dystansu. W silnych Nuggets nie miał takiej swobody, nie mógł uczyć się na błędach i dostawał tylko krótkie minuty głównie w garbage time. W sumie przez prawie trzy lata w Denver wystąpił tylko w 53 meczach, a ledwie cztery razy spędził na boisku więcej niż 15 minut. Teraz od trzech meczów jest starterem Magic, natomiast od pięciu dostaje ponad 20 minut.
Widać, że nadal brakuje mu ogrania i popełnia jeszcze sporo błędów (15 strat przy tylko 3 asystach), ale teraz wreszcie może się ogrywać. Widać też, że poczynił postępy. Znacznie lepiej walczy na tablicach, z czym wcześniej miał problemy i wykorzystuje swoje centymetry, zbierając 18.6% piłek, co przełożyło się na dwa kolejne double-doubles. Swoje długie ramiona świetnie wykorzystuje również do zatrzymywania rywali (21 bloków, w tym momencie najwięcej w całej lidze) i kończenia akcji przy obręczy. Gra więcej do kosza niż wcześniej, poprawiając swoją efektywność strzelecką i już ma na koncie więcej dunków (15), niż przez cały swój pobyt w Denver.
Po ośmiu meczach notuje 11.1 punktów, 65.5% z gry, 7.4 zbiórek i 2.6 bloków. Jest też najbardziej plusowym zawodnikiem drużyny (+9 w 173min).
To na razie mała próbka, ale wreszcie zaczyna udowodniać swój potencjał. Dopiero za kilka dni skończy 23 lata, więc jeszcze wszystko przed nimi.
(3-5) Golden State @ (1-7) Orlando 0:00
Przejęcie Bola może okazać się dużym stealem Magic, ale przydałoby im się znaleźć też wreszcie jakiegoś dobrego i zdrowego rozgrywającego.
Dzisiaj do Orlando przyjeżdżają obrońcy tytułu, którzy muszą wykorzystać ten mecz, żeby przerwać serię porażek i wreszcie zanotować swoje pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie. Dla Golden State Warriors to pierwsza część back-to-back, jutro kończą swoją trasę w Nowym Orleanie, więc Klay Thompson może dzisiaj dostać wolne.
(4-3) Denver @ (4-3) Oklahoma City 1:00
Aleksej Pokusevski to kolejny intrygujący prospekt. Kolejny wysoki i chudy freak, po którym wiele oczekiwano, ale ciągle jeszcze czekamy aż wyrośnie z niego prawdziwy koszykarz NBA. Ma przebłyski, jak ostatnio gdy zanotował najlepsze w sezonie 16 punktów i 9 zbiórek przeciwko Magic, czy wcześniej w starciu z Clippers, kiedy trafiał ważne trójki na finiszu. Ale przed nim nadal jeszcze mnóstwo pracy. Cały czas gra bardzo nierówno, brakuje mu skuteczności (38.9% z gry), nie jest zagrożeniem na dystansie, choć rzuca sporo trójek, a do tego słabo zbiera i broni. Najważniejsze jednak, że może liczyć na minuty gry i wsparcie drużyny. Oklahoma City Thunder dają mu warunki do rozwoju i cierpliwie czekają na efekty.
Póki co, w Oklahomie oglądają eksplozję talentu Shaia Gilgeousa-Alexandra. Od dawna było wiadomo, że tylko kwestią czasu jest aż stanie się All-Starem i teraz wszedł na ten gwiazdorski poziom. Na poziom, na którym już nie pozwoli swojej drużynie łatwo oddawać kolejnych meczów. Jest za dobry. Właśnie poprowadził Thunder do czterech zwycięstw z rzędu. Przede wszystkim imponuje efektywnościową strzelecką, ale też trzeba zwrócić uwagę na obronę – średnio 2.5 przechwytów i 1.3 bloków. I to głównie obroną wygrali te cztery ostatnie mecze. W tym okresie tracili najmniej w całej lidze, 101 punktów na sto posiadań. Tymczasem duet SGA-Dort to obecnie najlepszy dwuosobowy defensywny lineup NBA (przy min. 150 minutach, DefRtg 99.0).
Denver Nuggets przed sezonem zapowiadali położenie dużego nacisku na obronę, ale na razie mają trzecią najgorszą w lidze. Choć ich pierwsza piątka prezentuje się bardzo dobrze po obu stronach parkietu: OffRtg 112.9; DefRtg 101.3. Gorzej wypadają pozostałe ustawienia, a zwłaszcza z te, w których nie ma Nikoli Jokica. W tym względzie nic się nie zmieniło w porównaniu z zeszłym sezonem. Cały czas Nuggets umierają kiedy Joker siada na ławce: z nim +6.3, bez niego minus-24.9. Muszą poczekać aż Jamal Murray i Michael Porter Jr odbudują formę i będą w stanie pociągnąć drużynę, dając odpocząć Jokicowi.
Na koniec wspomnijmy o jeszcze innym zawodniku, którego warto oglądać w League Passie. Shaedon Sharpe wczoraj co prawda miał kiepski występ w starciu z Grizzlies, ale to dopiero 19-letni debiutant, więc nie można oczekiwać, że w każdym meczu będzie błyszczał. A już zdążył zabłysnąć. Już pokazał, że potrafi zrobić show i wyskoczyć z ekranu, popisując się efektownymi dunkami. Chauncey Billups mówi, że jest on “must-see TV.”
Wiadomo było, że Sharpe dysponuje fantastyczny atletyzmem, ale poza tym wybrany z siódemką w drafcie guard był ogromnym znakiem zapytania, bo nie grał na uczelni, a z powodu kontuzji stracił ligę letnią. Wydawało się, że przynajmniej początkowo nie będzie mógł liczyć na regularne minuty w walczących o playoffy Portland Trail Blazers, ale od startu jest w stałej rotacji, a teraz nawet wszedł do pierwszej piątki pod nieobecność Damiana Lillarda. Nie tylko popisuje się wsadami, trafia też za trzy (6/16) i jest ważną częścią tego świetnego otwarcia sezonu Blazers, choć ma też problemy w obronie i za często zdarzają mu się głupie faule. Szybko potwierdza swój obiecujący potencjał.
Debiutując w roli startera zdobył 14 punktów w wygranej z Rockets .
Za wyborem Malaki’ego Branham’a musi stać nie kto inny, jak sam R.C Cryingford. Gość jest po prostu hybrydą James’a Andersona (również wybranego z 20 nr.) oraz Bryneusza Forbes’a. Bogowie koszykówki dlaczego zabraliście przyjemność oglądania minut w wykonaniu “dzika” Blake Wesley’a, czy nie lepiej było by zabrać je Tre Jones lub Branham’a?!
Bosze jak ten Tre Jones jest cholernie irytującym graczem w ofensywie (delikatnie mówiąc). 37% z gry w sezonie, w 5 ost. meczach jest 9 na 38 za 2 (23%), ślimacze tempo (niestety Popovich takich uwielbia – why?) floatery dotykające ledwie obręczy…
Lecz do gry w obronie, to przy….. sie za wiele nie można, no może poza tymi wakacyjnymi powrotami do obrony. Trzeba dodać też, ze ten mały skubany gnojek dobrze zbiera.
#Keldon&DevinWracajcieSzybko😭
#WesleyGetWellSoon🤩
Primo, thank you so much for what you did. At least everyone is taking about Spurs now (no matter if they talking good things)😜