Kajzerek: Niegasnący entuzjazm Blake’a Griffina

13
fot. League Pass

Kendrick Perkins do teraz trzęsie się na samą myśl. 31 stycznia 2012 roku, Los Angeles Clippers podejmują na własnym parkiecie Oklahomę City Thunder. Niecałe 9 minut do końca trzeciej kwarty spotkania sezonu regularnego. NBA na tym etapie walczy o rozproszoną uwagę widza, odrobinę już zmęczonego rutyną. Powoli odliczamy dni do rozpoczęcia play-offów. Blake Griffin jest w dobrej formie. Notuje w tym sezonie średnio 20,7 punktu i 10,9 zbiórki i 3,2 asysty na skuteczności 55% z gry. Nie rzuca jeszcze za trzy, ale jest dobrym partnerem do gry dwójkowej dla Chrisa Paula i jednym z najbardziej elektryzujących zawodników ligi. Jeśli kibic LAC nie potrafił się zdecydować, czy powinien pójść na mecz swojej drużyny, to obecność na parkiecie Griffina była jak kebab o 2:00 w nocy w trakcie dobrej imprezie – nie pozostawia wyboru. 

Chris Paul świetnie znalazł w tej akcji rolującego po zasłonie Blake’a. Ten złapał piłkę na odpowiedniej wysokości i zobaczył bardzo jasno wytyczoną drogę do kosza. Solidna postura Kendricka Perkinsa nie zrobiła na nim większego wrażenia. Malkontenci powiedzą, że wsad był de facto rzutem, ale siła oraz atletyka, jaką obserwujemy przy tej sekwencji jest doświadczeniem pozaziemskim. Griffin z impetem wpakował piłkę do kosza przenosząc nas na chwilę wprost do uniwersum NBA Jam. Zanim to zobaczyliśmy, nie uwierzylibyśmy, że są pozwalające na to prawa fizyki. Wówczas jednak kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że oglądamy właśnie peak kariery zawodnika, który zwyczajnie nie był skrojony do zmian, jakie zaszły na przestrzeni lat w koszykówce NBA.

Trenerzy zaczęli redefiniować pozycję silnego skrzydłowego. Zadania związane z mocną obecnością na low-post przestały być tak istotne, jak konieczność rozciągania przestrzeni dla ball-handlerów. Blake Griffin tego nie znał. Podjął jednak bardzo ambitną próbę dostosowania się do nowych wytycznych. Przeniósł bardzo dużą część swojej energii na reorganizację gry. Jest bez wątpienia jedną z największych ofiar całej koszykarskiej rewolucji ostatniej dekady. Z gracza, który świecił na czerwono w notatkach asystentów, stał się szeregowym – wysyłanym do zadań specjalnych, najczęściej w sytuacjach kryzysowych, gdy trenerzy nie mieli już nic do stracenia. Tak właśnie było w tegorocznych play-offach, gdy Blake ratował sezon Brooklyn Nets agresywną defensywą i szalonymi trójkami z pozycji, z jakich nie rzucał nawet na treningach. 

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

13 KOMENTARZE