Kendrick Perkins do teraz trzęsie się na samą myśl. 31 stycznia 2012 roku, Los Angeles Clippers podejmują na własnym parkiecie Oklahomę City Thunder. Niecałe 9 minut do końca trzeciej kwarty spotkania sezonu regularnego. NBA na tym etapie walczy o rozproszoną uwagę widza, odrobinę już zmęczonego rutyną. Powoli odliczamy dni do rozpoczęcia play-offów. Blake Griffin jest w dobrej formie. Notuje w tym sezonie średnio 20,7 punktu i 10,9 zbiórki i 3,2 asysty na skuteczności 55% z gry. Nie rzuca jeszcze za trzy, ale jest dobrym partnerem do gry dwójkowej dla Chrisa Paula i jednym z najbardziej elektryzujących zawodników ligi. Jeśli kibic LAC nie potrafił się zdecydować, czy powinien pójść na mecz swojej drużyny, to obecność na parkiecie Griffina była jak kebab o 2:00 w nocy w trakcie dobrej imprezie – nie pozostawia wyboru.
Chris Paul świetnie znalazł w tej akcji rolującego po zasłonie Blake’a. Ten złapał piłkę na odpowiedniej wysokości i zobaczył bardzo jasno wytyczoną drogę do kosza. Solidna postura Kendricka Perkinsa nie zrobiła na nim większego wrażenia. Malkontenci powiedzą, że wsad był de facto rzutem, ale siła oraz atletyka, jaką obserwujemy przy tej sekwencji jest doświadczeniem pozaziemskim. Griffin z impetem wpakował piłkę do kosza przenosząc nas na chwilę wprost do uniwersum NBA Jam. Zanim to zobaczyliśmy, nie uwierzylibyśmy, że są pozwalające na to prawa fizyki. Wówczas jednak kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że oglądamy właśnie peak kariery zawodnika, który zwyczajnie nie był skrojony do zmian, jakie zaszły na przestrzeni lat w koszykówce NBA.
Trenerzy zaczęli redefiniować pozycję silnego skrzydłowego. Zadania związane z mocną obecnością na low-post przestały być tak istotne, jak konieczność rozciągania przestrzeni dla ball-handlerów. Blake Griffin tego nie znał. Podjął jednak bardzo ambitną próbę dostosowania się do nowych wytycznych. Przeniósł bardzo dużą część swojej energii na reorganizację gry. Jest bez wątpienia jedną z największych ofiar całej koszykarskiej rewolucji ostatniej dekady. Z gracza, który świecił na czerwono w notatkach asystentów, stał się szeregowym – wysyłanym do zadań specjalnych, najczęściej w sytuacjach kryzysowych, gdy trenerzy nie mieli już nic do stracenia. Tak właśnie było w tegorocznych play-offach, gdy Blake ratował sezon Brooklyn Nets agresywną defensywą i szalonymi trójkami z pozycji, z jakich nie rzucał nawet na treningach.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Bardzo dobry tekst Kajzerku. Świetny ostatni akapit pod, którym się podpisuje. Jak już nie raz mówiłem na głos, widzę i szanuję Twój rozwój w zakresie słowa pisanego. Zawsze z przyjemnością czytam, co tam masz nam abonentom ciekawego do przekazania!
Nie zgodzę się. To zwykła literówka dla mnie.
Od początku był przereklamowany. Jak kaszy biały silny skrzydłowy. Patrz Christian Lettner.
Larry Bird?
To chyba nie był PF. Raczej SF. Ktoś jak Kevin DURANT dzisiaj. Zacząłem oglądać po nim, od 1989, wiec dla mnie PF to Malone, Webber, Garnett oraz odstępstwa lepsze od wzorca: RODMAN, Barkley, LarrY Grandmma Johnson, choć czy ktoś go jeszcze pamięta z Hornets/Kniks?
Larry Bird grał SF i PF. Zacząłem oglądać jak jeszcze grał, więc Larryego (wielkie bary) Johnsona jak najbardziej też pamiętam.
Wiadomo, number two Larry Johnson. To był gość.
Biały, ehe.
Kevin McHale uśmiecha się właśnie pod nosem. 😉
Super tekst Michał! Jak dla mnie kariera podobna do Chrisa Webbera, tez kontuzje mocno ją ograniczyły. Kto twoim zdaniem miał lepszą?
Nie rob jaj. Chris Webber był dużo lepszy. Podawał mu bały Pistole Pit Maravich, a nie CP3. Z Psułem każdy duży i wysoki gra lepiej – spójrz na McGee, Biyombo, Londale no i wreszcie DeAndre Johnson. Ten się skończył jak tylko CP3 odszedł…
Bardzo fajny tekst. Dzięki
A dzisiaj mamy Sochana, jako pewnie przyszły wzorzec PF. W GSW nie ma typowego PF, w PHX, Nuggets, MEM to samo, przypomniało mi się o ZBo. To był gość w w starym stylu. Czas mija, wiec albo się przystosujesz, albo grasz ogony