To nie tylko Chet Holmgren. Chcielibyśmy wreszcie zwrócić większą uwagę na Shaia Gilgeousa-Alexandra – żeby móc lekko po prostu nazywać go “Shai”, niż męczyć się z jego niegwiazdorskim nazwiskiem – i widzieć go już teraz na większych scenach, bo tam gdzie Ja Morant jest magikiem w schodzeniu po pick-n-rollu downhill do środka, SGA gra przed nim support, kozłując nisko, wkręcając się biegle. Oszczędzający gwiazdy Clippers przekonali się o tym ostatniej nocy w runie 21-0 w trzeciej kwarcie Thunder, gdy w drodze do 33 punktów i 8 asyst Shai poruszał się miękko, niby “shy”, i bezszelestnie, i jeśli nie samemu, to niemalże rolującymi zdobywał punkty, ogrywając ich ćwierć kroku inaczej niż robi to 98% ludzi operujących w tych miejscach parkietu. A miał w tym meczu nie zagrać – był już wpisany “out” – z powodu urazu biodra. A w końcu zagrał przez 37 minut.
Nie zagrał za to już Josh Giddey, który skręcił kostkę. Adam Szczepański pytał wczoraj w Dniówce, czy Thunder już tankują. Adam Silver przed kilkoma dniami, podczas spotkania z pracownikami Phoenix Suns, odpowiadał na pytania i mówił o tankowaniu – o tym, że w tym sezonie liga niby będzie detektywić i pilnować, co by jaj nie było. Utah Jazz i San Antonio Spurs tylko myślą, że nie są już podejrzani, ale przez starty 3-1 – omówione wczoraj długo przez nas w Palmie – właśnie tylko bardziej teraz będą. Takim podejrzanym składem przez dwa ostatnie sezony byli właśnie Oklahoma City Thunder, którzy dwa lata temu musieli posadzić w przerwie na Mecz Gwiazd Ala Horforda, a w poprzednim po prostu gdzieś tak od wtedy – “patrz! ptak!” – zacząć przesadnie dbać o zdrowie Gilgeousa-Alexandra i innych graczy, którzy pomagali im wygrywać. 28 ostatnich meczów Shai opuścił w sezonie 2020/21 i 12 z 13 ostatnich w 2021/22. Tymczasem w 12 z 16 ostatnich meczów, w których zagrał rzucił minimum 30 punktów.
W te szczegóły już nie wnikajmy, bo w gabinetach lekarskich na pięty i stopy SGA się nie patrzyliśmy, rentgenów nie widzieliśmy, ale Thunder będą pilnowani. Może widzieliśmy to już w ostatnich 24 godzinach.
I właśnie dlatego, że Shai Gilgeous-Alexander – 49/39/100 31.0 – we wtorek zagrał, OKC Thunder wygrali swój pierwszy mecz w tym sezonie i nie są jedną z drużyn, które po pierwszym tygodniu są bez zwycięstwa.
Sacramento Kings (0-3). Kings byli najlepszą drużyną w preseason, żeby po tygodniu obrócić się w KANGZ! Nie! Nie! To nieprawda, choć oczywiście bilans to bilans, więc jakiś żart jest cały czas o Sacramento odgrywany. Kings Mike’a Browna są tylko minus-14 w tym młodym sezonie (#19 w lidze), popełnili już 75 fauli (to bardzo dużo; tylko Knicks faulują częściej; Kings bronią wyżej wysokimi, rotacje z tyłu są jeszcze spóźnione), grają w #5 tempie – bo ich właściciel chce, żeby zostali Warriors 2.0, oczywiście – są #2 w procencie rzutów, które są trójkami (45%) i po obu stronach parkietu są dotychczas nieco poniżej ligowej średniej. Grali na razie z Portland, z Clippers bez Kawhia Leonarda i z Warriors – niemal odrobili 26 punktów straty na młodej-słabej ławce mistrzów – więc z niedzielnym zbieraniem grzybów ma to raczej mało wspólnego. Draymond Green na kilka minut zgubił się w sobotę w obronie, gdy #4 draftu Keegan Murray wszedł z ławki, leworęczny De’Aaron Fox rzuca 31.7 punktów na 59/45/71, jest znów lżejszy (87 kg), lepszy – dodaniem kilogramów (93) tłumaczył słaby początek poprzedniego sezonu. Trafił tylko 30% pull-up trójek dotychczas, ale jego stepback-rytmiczna-hardenowska-trójka wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Kings trafili z Kevinem Huerterem jako uzupełnieniem Foxa na dwójce i są plusowi w ich wspólnych minutach. Mike Brown rozdzielił Sabonisa z Holmesem, postanowił grać nowocześnie, niżej, bo sześć lat spędził w Warriors, plus tego sobie Vivek pewnie życzył. Kings byli dopiero na #20 w największej ilości fauli w poprzednim sezonie, więc to nie jest problem generacyjny. Wciąż mogą mieć więcej od Malika Monka, który dopiero z Warriors zagrał dobrze. Dziś po trzech dniach przerwy podejmują Memphis, co dla Foxa znów będzie wyzwaniem z wiadomego powodu. Jest 3-3, Fox gra na remis w tych pojedynkach – z delikatną przewagą – ale nie wygrał już aż od lutego 2020 roku. Murray zaczął drugą połowę z Warriors w piątce, więc powinniśmy dziś już zobaczyć go w wyjściowym składzie. Lekka mżawka, widać koniec chmur na horyzoncie.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.