Jeden z najbardziej dynamicznych guardów w lidze zniknął nagle z radaru i bez echa przeszedł do roli upadłej gwiazdy. Los był dla Johna Walla bardzo szorstki, podobnie jak jego otoczenie. W Waszyngtonie został źle zrozumiany, przypięto mu łatkę bufona. To jednak nie była sprawiedliwa ocena człowieka. W środku John Wall okazał się bardzo kruchą osobowością, która uparcie broniła się przed zwróceniem o profesjonalną pomoc. Nawarstwienie się w jego życiu przykrych zdarzeń doprowadziło do momentu przełomowego, czyli dyskusji z samym sobą o sensie kontynuowania tej walki.
– Śmierć mojej matki miała na mnie duży wpływ – mówił w programie “The Shop”. – Nie miałem łatwego dorastania, więc myślałem, że skoro wtedy sobie poradziłem to teraz też dam radę. Zawsze znajdowaliśmy sposób. Dotarłem jednak do punktu, w którym musiałem iść do terapeuty, do kogoś z kim będę mógł pogadać. […] Czułem, jakby walczył ze mną diabeł i nie byłem w stanie sobie z nim poradzić. Wtedy zrozumiałem, że muszę poprosić kogoś o pomoc – dodał.
Trafił do NBA z 1. numerem draftu 2010 roku. Był ulubionym guardem publiczności, ponieważ jego styl gwarantował rozrywkę. Zachwycał dynamiką i przebojowością. W Waszyngtonie wierzyli, że mają tzw franchise cornerstone. Wall był jednak bardzo krnąbrny. Mówił często o swojej pewności siebie i choć grał na poziomie All-Stara, praca w kolektywie przychodziła mu z trudem. Na pewnym etapie gracz takiego pokroju musi stworzyć drużynie warunki do rozwoju. Wizards bardzo długo nie mieli pewności, czy John Wall jest w stanie zainspirować kolegów do lepszej gry i przekonać, by zaakceptowali jego status samca alfa.
Wizards regularnie włączali się do walki o czołowe miejsca na wschodzie. Wall miał być zmienną, dzięki której Wiz wykonają ostatni krok w walce o tytuł. Nic z tego. Z czasem zaczynaliśmy uświadamiać sobie, że ta współpraca jest podszyta ślepą wiarą i w końcu Wiz obudzą się z ręką w nocniku. W międzyczasie obok Johna wyrastał materiał na prawdziwego franchise-playera. Bradley Beal był zupełnie innym typem człowieka, nie pozorował swoich zachowań, w procesie rozwoju był bardzo szczery wobec siebie i wobec zespołu. Rzeczywistość już na tym etapie była dla Walla brutalna. Zaczął otrzymywać sygnały sugerujące, że przecenia swoje możliwości. Ale Wizards byli bardzo uparci. Latem 2017 roku podpisali z Wallem 4-letnie przedłużenie za 170 baniek.
W międzyczasie Wall regularnie leczył kolana. Jego styl gry w bardzo dużym stopniu odkładał się na kondycji jego ciała. Z podobnymi problemami mierzył się Derrick Rose. Pod koniec grudnia 2019 roku zawodnik Wizards doznał kontuzji pięty. Operacja została przeprowadzona niechlujnie, wdało się zakażenie. Wkrótce potem Wall przewrócił się w domu i zerwał ścięgno Achillesa, co rozpoczęło dla niego długą walkę o powrót do pełni sił. Na domiar złego koronawirus spowodował, że zamykaliśmy się w domach, izolując od społeczeństwa. To również odbiło się zarówno na kondycji fizycznej, jak i psychicznej Walla.
2 grudnia 2020 roku, niecałe 12 miesięcy po zerwaniu Achillesa, Wizards przehandlowali Walla razem z wyborem pierwszej rundy draftu do Houston w zamian za Russella Westbrooka. W Teksasie Wall miał dostać szansę na przywrócenie swojego nazwiska do ligowego obiegu. Chciał przede wszystkim zrobić pozytywne wrażenie w oczach generalnych menadżerów, by relatywnie szybko zmienić przebudowujących się Rockets na warunki bardziej sprzyjające walce o mistrzostwo. 22 marca 2021 roku zanotował triple-double przerywając dla Rockets serię 20 porażek z rzędu, miesiąc później naciągnął ścięgno udowe i skończył sezon.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
💙
Chciałbym znowu zobaczyć jak tańczy dougie
https://twitter.com/NBA/status/1579314160084865026