Dla niektórych zmierzch kariery to naturalna kolej rzeczy. Opuszczają parkiety NBA z głową wysoko uniesioną do góry, zerkając w miejsca, w jakich wisieć będą ich zastrzeżone numery. To jednak nieliczni, którzy zasłużyli na taki przywilej. Zdecydowana większość przechodzi przez to z poczuciem nie do końca spełnionych oczekiwań, zwłaszcza gdy na początku kariery anonsowano ich jako “game-changer’ów”. Każdy z niżej wymienionych znalazł się w sytuacji wymagającej natychmiastowej reakcji. W innym wypadku liga bez pardonu wyrzuci ich z obiegu.
Blake Griffin
Był zmuszony poczekać na to, aż rynek ostygnie. Nie było pewności, czy wróci na początek rozgrywek, ale dopisało mu szczęście. Było jasne, że Boston Celtics spróbują załatać dziurę po kontuzjowanym Danilo Gallinarim. Przewijały się różne nazwiska – Anthony, Aldridge. Koniec końców Brad Stevens postawił na Blake’a Griffina, który w poprzednim sezonie dał się zapamiętać ze zrywów, jakie miał w serii Nets – Celtics, gdy bezradny Steve Nash próbował odwrócił losy rywalizacji szalonymi pomysłami. Griffin zrobił dobre wrażenie, ale to nie zmieniło jego położenia. Trafił na rynek wolnych agentów po nijakim okresie w Nowym Jorku. Jego wartość opierała się jedynie na tym, co GM-owie znali z poprzednich lat. Niewykluczone, że Boston jest dla niego ostatnią szansą, by karierę kończyć na własnych warunkach.
Kent Bazemore
Trenerzy wymagają, by wyszedł ze swojej strefy komfortu, ale Bazemore nie wie, czym ona jest, ponieważ nigdy jej nie znalazł. Przygoda z koszykówką wychowanka Old Dominion jest pełna wzlotów i upadków. Gdy wchodził na odpowiednie obroty i zyskał uznanie w oczach sztabu, to wydarzyła się jedna z następujących rzeczy: uraz, transfer, spadek formy. Po koszmarnym dla niego okresie w LA, gdzie trener Frank Vogel nie potraktował go poważnie, kolejny sezon spędzi w Sacramento. Tam akurat dobrze Bazemore’a zapamiętali, ponieważ w sezonie 2019/20 (tuż przed pandemią) rozegrał dla Kings 25 meczów i notował średnio 10,3 punktu i 4,9 zbiórki trafiając 38,4 3PT%. To gracz stworzony do funkcjonowania jako uderzenie z ławki rezerwowych. Optymalny scenariusz zakłada, że będzie kluczowym elementem drugiego garnituru w zespole rywalizującym o play-offy.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
A ja do znudzenia powtarzam pod każdym newsem o Dario, że on się nazywa Šarić, nie Sarić.
Jak już jest „ć”, to niech będzie i „Š”. Ewentualnie można napisać po angielsku “Saric” albo spolszczone “Szaricz”. Analogicznie jak nasz wspaniały komentator Włodzimierz Szaranowicz, którego nazwisko rodowe to Šaranović. :)
A LaMarcus Aldridge to szuka jeszcze dla siebie klubu, czy zakończył definitywnie karierę?
Stanley jako lider