Minnesota Timberwolves mocno przepłacili za Rudy’ego Goberta, co do tego nikt nie ma wątpliwości, ale przynajmniej sprawili, że zrobiło się ciekawiej. Zwrócili na siebie uwagę całej ligi i stali się drużyną, którą będziemy obserwowali w nadchodzącym sezonie. W ostatnich latach znajdowali się na obrzeżach NBA, a teraz 10 ich meczów będzie pokazywanych w ESPN/TNT. To tyle samo co zespół Ziona Williamsona i tylko jeden mniej od ekipy Jimmy’ego Butlera.
Wolves powinni być też znacznie silniejszą drużyną, która ma szansę na dłużej pozostać w playoffowym gronie. Ich playoffowy sufit jest oczywiście kolejnym powodem do krytykowania wymiany Goberta, ale podczas gdy reszta ligi śmieje się, że co najwyżej będą zespołem na drugą rundę, w Minnesocie już to oznaczałoby nawiązanie do największego sukcesu w historii klubu.
W żadnym innym mieście, w którym rozgrywane są mecze NBA, kibice nie obejrzeli tak mało playoffowych zwycięstw jak właśnie w Minneapolis. Doliczając dwie tegoroczne wygrane, było ich dokładnie 20. Ledwie 20, a przecież klub powstał w 1989 roku. Przez ten długi okres ponad 30 lat nawet Sacramento Kings uzbierali więcej zwycięstw (35), choć obecnie mało kto już pamięta ich ostatni playoffowy mecz. Nawet w Seattle mieli łącznie więcej powodów do świętowania (52), a przecież nie ma tam już klubu NBA od 2008 roku.
Wolves przez ostatnie 18 lat tylko dwa razy znaleźli się w najlepszej ósemce Zachodu, natomiast w całej historii swojego istnienia zaledwie raz przebili się przez pierwszą rundę.
Udało się to w 2004 roku. A kiedy już wreszcie wygrali swoją pierwszą serię, potem wygrali też kolejną, dotarli do Finałów Zachodu i niewiele brakowało, żeby zagrali o mistrzostwo. W Minnesocie do dziś są przekonani, że pokonaliby Los Angeles Lakers i poradziliby sobie również z Detroit Pistons, gdyby tylko Sam Cassell był wtedy zdrowy…
W 2003/04 Cassell rozgrywał swój jedyny w karierze All-Star sezon, będąc drugim najlepszym zawodnikiem drużyny obok MVP Kevina Garnetta. W playoffach kontynuował świetną grę, otwierając pierwszą i drugą rundę 40-punktowym występami, jednak w Finałach Konferencji od samego początku był już bardzo mocno ograniczony przez problemy z biodrem. Próbował grać, niestety pierwszego meczu nie udało mu się dokończyć i czwartą kwartę przesiedział na ławce, a w Game 2 już w pierwszej minucie musiał zejść do szatni. W całej 6-meczowej serii z Lakers był w stanie dać drużynie tylko 64 minuty gry. W ostatnich dwóch pojedynkach już nie wyszedł na boisko, a po sezonie musiał poddać się operacji biodra.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Przebić się RAZ przez pierwszą rundę PO w historii organizacji…xD
Ciekawe czy Edwards wychoduje sobie kiedyś jaja co się nie kurczą w kluczowych momentach