Tylko jeden skład w Lidze Letniej miał w sobie pół podstawowej rotacji i byli to nasi zaufani Oklahoma City Thunder.
Sam Presti na grobach Indian pracuje już tak długo, że nie tylko gromadzeniem przez niego picków, ale w rodzaju talentu, który wybiera możesz go rozpoznać.
Przecież już tak dawno temu pisaliśmy czy mówiliśmy, że co by się nie działo, Chet Holmgren do Oklahomy ostatecznie trafi i Chet Holmgren w Oklahomie faktycznie wylądował. Już dawno – kiedy? – do NBA nie przychodził tak mądry i wszechstronny wysoki gracz jak Holmgren właśnie, gracz który na boisku potrafi zrobić wszystko i wszystko umie zrobić dobrze, a gdyby mu kazano przy wzroście 216 cm rozegrać pick-n-roll, to pewnie też by sobie poradził. Czy puchar Larry’ego O’Briena podniósłby jedną ręką? Na to trzeba jeszcze zaczekać. Może poćwiczyć na mniejszych.
To, że coś z tego wszystkiego będzie – wiadomo. Ale co będzie? Kolejny kontender? Kiedy? Czy wreszcie Thunder postanowią nie tankować drugiej części sezonu i włączą się do walki o Play-In w silnej Konferencji Zachodniej? Czy też cierpliwie cały czas kręcić będą się wokół draftu, żeby zbudować trzon składu jeszcze silniejszy, niż obecny?
A jak dobry jest obecny? Wszystko jest melodią przyszłości. Presti udowodnił w ostatnich latach, pomagając Paulowi George’owi i Chrisowi Paulowi, czy robiąc buyouty innych graczy, że Thunder to przyjazny klub właśnie w Lidze Graczy, że jeśli już się w Oklahomie znajdziesz, to nigdy nie opuścisz klubu na niesprzyjających ci warunkach. Ale Presti przede wszystkim potrafi sterować marzeniami. Celuje w zasięgi ramion, albo w-wiem-gdzie-mam-być graczy, w jakąś wyjątkowość, jak mierzący 204 cm australijski rozgrywający, jak debiutant wzięty znikąd, który w siódmym meczu serii playoffów psuje krew MVP ligi i trafia sześć trójek, czy w końcu jak Holmgren, który kozłuje za plecami i trafia za trzy jak biały Durant.
My na poczcie śmiejemy się pobłażliwie z KD, życząc mu jednak, żeby kiedyś znalazł drogę do domu, my tu wciąż – “my”, bo Oklahoma to od ponad dekady popularny drugi-trzeci team do kibicowania – nie wierzymy w klątwy i czekamy na pierwsze mistrzostwo – takie, żeby ESPN pobłądził jadąc do tego małego rynku, chcemy ten tytuł dla tych kilkusettysięcznych miast, ale jednocześnie świeżo jeszcze pamiętamy, że nie udało się to z Kevinem Durantem, Russellem Westbrookiem, Jamesem Hardenem i Serge’em Ibaką w składzie, więc dlaczego ma się to jeszcze kiedykolwiek udać? I wtedy znowu pojawia się Presti i pod koniec loterii draftu wybiera do “Cheta Holmgrena” jeszcze dwóch pasjonujących graczy – długiego Afrykańczyka na skrzydło, być może najlepszego atletę w tym drafcie i do tego klasycznego dużego guarda, w którym mógłby zakochać się Phil Jackson.
CZERWIEC
Thunder wybrali z #2 draftu Cheta Holmgrena. Holmgren to biały, długi, mierzący 216 cm skrzydłowy, który po jednej stronie parkietu kozłuje między nogami, a po drugiej – z uwagi nie tylko na zasięg, ale w dużej mierze też mobilność – jest najlepszym, przychodzącym do ligi obrońcą obręczy, jakiego być może kiedykolwiek widzieliśmy. Wyróżniają go przy tych warunkach wyraźna na tym chudym ciałku pasja do gry, etyka pracy i głód postępów, które wyprowadziły go z Minnesoty, mimo tego, że waży tylko 90 kilo i wygląda, jakby ktoś doczepił głowę do nie tego ciała. Trudno doprawdy powiedzieć czego Holmgren nie umie robić dobrze. Trafił w lidze letniej 42% trójek i aż 94% rzutów wolnych. Umie rzucić z kozła, umie po krosie za plecami – może side-stepy mógłby jeszcze poprawić? Ma nos do zbiórek, umie przekozłować po jednej z nich parkiet do rzutu za trzy albo rozegrać handoff. Umie spauzować kozioł wysoko bez niesionej i zamarkować koszyczek, umie skrosować mamuta na przeciw i zaatakować obręcz. Widzi parkiet (2.8 asysty w lidze letniej, 1.8 w NCAA), można więc prowadzić przez niego całą ofensywę. W obronie blokował aż 3.7 rzutów w 27 minut gry w koledżu i 2.8 w 26 minut w lidze letniej, ale to nie jest nawet połowa historii, bo cztery-pięć kolejnych posiadań zmieniał potrzebnymi odegraniami spod jego książkowej dwuręcznej “verticality”, a nie wiemy, jak w ogóle zmieniał wcześniej pomysł na całą akcję – wyjdzie razem z ćwierć meczu. W dodatku dzięki wyjątkowej przy tym wzroście ruchliwości potrafi pojawić się nagle w niespodziewanym miejscu przy obręczy i skleić kogoś do deski, choć stał po drugiej stronie trumny. Przez braki siłowe nie jest jeszcze elitarnym jeden na jeden strzelcem, ale gdy tylko ma na sobie kogoś pokroju jego fizyczności, nie idzie tylko w jednonożce nowitzkiego, tylko góruje nad graczami prawym, czy nawet słabszym, lewym wyciągniętym w górę hakiem.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czy w tym składzie jest franchise player?
Ze trzech, nie licząc psa
To pies tego pierwszego musi teraz zastąpić.