Stephen Curry już od kilku lat pozostaje najlepiej opłacanym zawodnikiem NBA i w najbliższym sezonie to się nie zmieni. Ponownie znajdzie się na szczycie tej listy z pensją $48 milionów.
Dopiero co zdobył swój kolejny tytuł i pierwszą statuetkę MVP Finałów, więc jego ogromne zarobki są adekwatne do tego, co prezentuje na boisku. Ale już tego samego nie można powiedzieć o Russellu Westbrooku, a to właśnie on w nadchodzącym sezonie będzie drugim najlepiej zarabiającym graczem w całej lidze. Zainkasuje niewiele mniej od Stepha, $47mln, choć jeszcze nie wiadomo czy od Los Angeles Lakers, bo oni już od kilku miesięcy szukają dla niego transferu.
Westbrook ma za sobą bardzo słaby sezon, w którym zaliczył bolesny upadek z górki swojego prime’u, dlatego nie jest już wart tak ogromnych, gwiazdorskich pieniędzy. Tym bardziej w Lakers, gdzie nie potrafił wkomponować się do zespołu. Jeśli nic nagle się nie zmieni, będzie jednym z najbardziej przepłaconych zawodników.
Fatalny kontrakt, ale mimo wszystko nie można chyba nazwać go jednym z najgorszych, ponieważ jest to już schodząca umowa. Widać koniec. Został tylko ostatni rok, co oznacza, że po sezonie zniknie, uwalniając drużynę od przepłaconego zawodnika i zwalniając dużo wolnych pieniędzy w salary cap. Oczywiście to nadal jeszcze cały sezon, co dla Lakers jest długim okresem i mocno utrudnia ich powrót do grona kontenderów. Ale ten ostatni rok to już czas, kiedy można pozbyć się fatalnej umowy. Jeśli dopłacą pickami, jest podobno kilka drużyn gotowych przejęć Westbrooka, a jeśli poczekają do trade deadline, ten kontrakt nawet zyska na wartości jako asset pozwalający wyczyścić salary cap przed kolejnymi wakacjami.
W ostateczności można też pozbyć się takiej umowy robiąc buyout, co miało miejsce w Houston. Kontrakt Johna Walla był jeszcze groszy, był jednym z najgorszych w historii ligi i w tym sezonie zarobi on tyle samo co Westbrook, ale oficjalnie nie pojawi się na liście najlepiej opłacanych zawodników. Tamtego kontaktu już nie ma. Oficjalnie jest na dużo korzystniejszej umowie z LA Clippers.
Dlatego schodzących umów nie brałem pod uwagę szukając najgorszych obecnie kontraktów w NBA. Najgorsze są te, z którymi będzie jeszcze trzeba męczyć dłużej. Nie brałem tu też pod uwagę kontraktów wartych nieco ponad $10mln, nawet jeśli zawodnik wydaje się przepłacony. To nie jest aż taki problem dla drużyny, a są to te średnie umowy, które bardzo przydają się do uzupełnienia wymian. Tak więc nawet jeśli na boisku nie ma odpowiedniej wartości, sama umowa ma wartość handlową.
Spójrzmy więc na najgorzej wyglądające w tym momencie kontrakty (kolejność przypadkowa):
Bradley Beal ($251mln/5)
Najwyższy kontrakt podpisany w te wakacje, choć Beal nie znajduje się w gronie tych absolutnie najlepszych zawodników ligi. Został przepłacony, ale wiadomo, że dla Washington Wizards ma większą wartość, bo to ich gwiazdor i byli zdeterminowani, żeby go zatrzymać. Ale nie umieściłem go tutaj ze względu na wielkość zarobków. Tym bardziej, że gwiazdorskie kontrakty trzeba oceniać inaczej, bo prawie zawsze znajdzie się sposób, żeby przehandlować takiego gracza. Wizards przecież udało się oddać okropny kontrakt Walla, a potem jeszcze zyskali też na transferze Westbrooka. Największy problem w przypadku Beala polega na tym, że w jego nowej umowie znajduje się klauzula „No-Trade”. To właśnie sprawia, że jest to jeden z najgorszych kontraktów. Wizards oddali pełną kontrolę swojemu zawodnikowi. Nawet jeśli w przyszłości obie strony dojdą do wniosku, że czas zakończyć współpracę, będą mogli zrobić tylko taką wymianę, na którą zgodzi się Beal.
Tobias Harris ($37.6mln/ 39.3)
Teoretycznie ma potencjał, żeby stać się „Andrew Wigginsem” mistrzowskiej drużyny Sixers, ale jak na razie nie dotarli oni nawet do Finałów Wschodu, a na Harrisa wydają więcej niż zarabia Wiggins. W nadchodzącym sezonie będzie on najlepiej opłacanym zawodnikiem drużyny, w której są Joel Embiid i James Harden. W całej lidze znajdzie się na 15. miejscu listy płac, choć nigdy nawet nie był All-Starem. Na początku offseason mówiło się, że Sixers chcieliby go przehandlować, ale zostały jeszcze dwa lata tej umowy, co jest ogromną przeszkodą.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Apropopo wpisu z przedwczoraj o tym wspaniałym i prawie nieomylnym Andym Elisburgu, Heat mają długą historię podpisywania bardzo złych kontraktów.
W ostatnich latach można tylko wspomnieć: Diona Waitersa, Jamesa Johnsona, Hassana Whitesidea, Tylera Johnsona czy Kelly Olynyka. Duncan Robinson doskonale wpisuje się w te ostatnie wtopy.
Chociaż z nim nie jest jeszcze najgorzej, na końcu przecież zawsze chętnie przyjmą go w San Antonio…
Mam podobne odczucie, że Miami są kozakami w wyszukiwaniu odrzutów i jedno-dwu sezonowej transformacji ich w dobrych rotacyjnych graczy. Natomiast te długie duże kontrakty dla role playerów to raczej niewypały
Jak to jest ze Tim Connelly, pewnie jeden z najlepiej opłacanych GM w lidze, ma na swoim koncie zarówno podpisanie MPJ, jak i transfer Goberta. Już dziś widać, że gdyby się nie spieszył z MPJ to dziś Denver mogloby podpisać go na zupełnie innych warunkach. Transfer Goberta też na dziś nie wygląda za dobrze.