To siedziało na ramionach Stepha Curry’ego już od tak długiego czasu. A od ponad tygodnia było już jak postawione mu bezczelnie pytanie, “nie umiesz już, nie”?
Do czwartej kwarty piątkowego meczu nr 4 tegoroczne finały stały pod znakiem łatwości gry, powrotu rozgrywek do czerwca i łagodności czerwca, słonecznej skuteczności ataku ponad dobrą, ale nie najbardziej wymyślną obroną.
Przeciwko “dropowi” Curry nagle z dziecinną łatwością dochodził do swoich klepek. Działo się to od pierwszych sekund pierwszego meczu, i jakby na nowo odkrywał już w obu meczach w Bostonie, że znowu jesteśmy w 2014 roku, drużyny jeszcze nie wiedzą co zrobić, że bawoły jeszcze głęboko śpią pod koszem, kiedy on pod koniec trzeciej kwarty po szybkiej zasłonie trafia dwie z kozła stojące trójki z dziewięciu metrów bez obrońcy na przeciw dwa małe województwa.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Po cichutku, pomalutku, wrócił Wake-Up i Flesz. Stefan zaczął rzucać, wraca stare. Tylko tej Palny piątkowej żal…
I niech ten wake-up i flesh trwają i trwają
Nareszcie MVP 4 kwarta Stepha. Dziś siedzę cicho, choć gdy zaczynał ją od straty, rzutu zablokowanego przez Tatuma i faulu, to już czułem ten ogień pod palcami, a tu mam koniec odmrożone łapy :(
Udoka decydując się na granie dropa przez całą serię podejmuje ogromne ryzyko. Obawiam się, że może się to skończyć tak jak gdy coach Bud kazał odpuszczać w game 7 Granta Williamsa. Steph jest najlepszym graczem tej serii, więc ten schemat wydaje się nielogiczny. Ciekawe czy Udoka coś zmieni.
Jedyna rzecz, której jeszcze brakuje Stephowi w jego legacy (oraz tej generacji GSW jako całości), to dominująca seria finałowa uwieńczona miśkiem. Jak do tej pory ta seria zmierza do wypełnienia tej właśnie luki. Patrzyłem na niego w IV kwarcie, tym razem bez tych jego charakterystycznych niewinnych uśmieszków tylko skupionego, z tymi napiętymi, rześkimi mułami na ramionach i pomyślałem: Lebronesque. Widać, że ciężko zapracował, żeby to były jego finały.
Końcówkę 4 kwarty oglądałem z 6 letnią córką. Po którejś powtórce z triumfującym Currym powiedziała “ale siłacz” i pozostało mi tylko w milczeniu twierdząco skinąć głową.
Jak za nim nie przepadam tak szanuje jeszcze bardziej za skille i charakter.