Flesz: Ani już cienia, ani przypadku

7

fot. YouTube.com

Te pierwsze mecze Finałów są jak ruletka. W oczekiwaniu na start, przez kilka dni, snujesz wizje, jak może się to wszystko potoczyć, czytasz o tym wszystko ekstra ekstra, oszukujesz się, że wiesz co się stanie, potem rzucasz, napięcie rośnie, kulka przyspiesza na kole i czekasz gdzie wyląduje.

Biała kulka mija 21 punktów w pierwszej kwarcie Stepha Curry’ego, ale krąży zaraz i wraca, wraca bo wysocy Bostonu są krok niżej, za głęboko, Kevon Looney stawia masę zasłon i nagle to Steph poluje, nagle po 38-24 w trzeciej kwarcie on to spokojnie ma – czy nie? – i dowozi na mecz nr 1 Finałów, tak jak tego chcemy.

Ale magiczny numer to “35”, “35-40”, 35 punktów – oglądam i nie że się śmieje, ale wertuje narracje i zostaję na tej ulubionej – czy wrzuci czy wejdzie, czy zrobi to wreszcie, Stefku, ale stoi na tych “34”, gdy nagle Derrick White pojawia się na stole i obok Payton Pritchard nigdy nie biegał tak kinetycznie pięknie. Marcus Smart obserwuje z ławki szturm Celtics w czwartej kwarcie – był już lineup Pritchard-White-Smart, który w tych playoffach ogarnął na pewno jedną kluczową, czwartą kwartę wcześniej w jednym z tych aż 18 meczy Bostonu w tych playoffach, ale nie mogę sobie przypomnieć. Jaylen Brown widzi Otto Portera i bierze Otto Portera. Celtics trafiają rzut za rzutem, omijają “Delivery” Stepha, zaciskają frustrację Klaya Thompsona na jego kłykciach, wybiegają do przodu, grają nagle nisko i wyganiają z hali. Grają jak Warriors.

Nie było jednak nic, co może kojarzyć się z ruletką, nic, co mogło kojarzyć się z jakąkolwiek niewiedzą na temat przyszłości, naprawdę nic, gdy już po rezygnacji w marcu przed rokiem Danny’ego Ainge’a, nowy prezydent Celtics Brad Stevens w swoim pierwszym dużym ruchu w czerwcu przed tym sezonem zesłał Kembę Walkera na pocztę do Oklahomy wraz z wyborem #16 zeszłorocznego draftu i zaprosił znowu do Bostonu Ala Horforda. Dziś nie ma Bostonu bez Ala Horforda, bo nie było Bostonu, gdy Al Horford grał przez dwa poprzednie sezony w Filadelfii i w Oklahomie.

Wszystko na końcu meczu nr 1 Finałów wróciło się do piątej minuty meczu, gdy to w rozedrganiu huraganowym Curry’m, Al Horford, syn Tito, zeswishował trójkę i kilka minut później postawił zasłonę na szczycie i zrolował do klepki David Westa i nagle trafił jumpshot z linii rzutów wolnych, jak PJ Brown, jak Antonio McDyess, jak nie rzuca się już w tych czasach, kiedy właśnie bity jest kolejny rekord trójek Finałów. Spokojnie.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

7 KOMENTARZE

  1. 21 punktów Curry’ego w pierwszej kwarcie to najwięcej od czasu Michaela Jordana w finale w 1993 roku!
    Bulls oczywiście wygrali tamten mecz, a MJ rzucił w sumie 55 punktów.

    Curry po tym jak Boston wyrównali w czwartej kwarcie, miał w ostatnich 5:40 meczu:
    0 punktów
    0 na 3 z gry

    GSW zrobili big choke i dostali wklep.

    I co Wardell? Nie będzie shimmy?

    0