W piątkowy poranek podczas spotkania z dziennikarzami Erik Spoelstra przewidywał, że obejrzymy „wspaniałe występy”, jakby wiedział, że Jimmy Butler za kilka godzin wyjdzie na parkiet w Bostonie w jordan-mode. Już po meczu tłumaczył, że po prostu zna swoich zawodników. Wiedział, że będą walczyć i zrobią wszystko, żeby nie pozwolić drużynie przegrać.
Po Game 5, Miami Heat dla większości byli już skończeni. Wydawało się, że nie będą w stanie się podnieść, ale wewnątrz zespołu nie tracili pewności siebie. Nie wybierali się jeszcze na wakacje. PJ Tucker nie miał wątpliwości, że Jimmy ich poprowadzi. Przed meczem powiedział mu, że będą potrzebowali od niego 50 – “Spojrzał na nas i nie powiedział ani słowa, tylko skinął głową.” Butler dostał również telefon od swojego przyjaciela i zarazem legendy klubu z Miami Dwyane’a Wade’a – “Mówił mi, że mogę to zrobić”. I zrobił to. Miami Heat grają dalej.
Byliśmy świadkami jednego z najlepszych występów w historii playoffów, dzięki czemu dostaniemy teraz jeszcze jeden mecz. Dostaniemy to, co najlepsze w playoffach – Game 7. Decydujące starcie, które przesądzi o tym, kto w czwartek rozpocznie rywalizację z Golden State Warriors. Ale jak zapamiętamy tę legendę Game 6 Butlera? Czy to był tylko łabędzi śpiew? Utrzymał przy życiu umierającą drużynę, która i tak zaraz odpadnie? Czy może to występ, który odwróci losy tego pojedynku i pomoże Heat wejść do walki o mistrzostwo? Już dzisiaj się przekonamy.
Póki co, Butler dał Heat szansę, drugie życie i sprawił, że to Boston Celtics nagle znaleźli się pod większą presją. Mamy kolejny remis w serii, ale po raz pierwszy jest to remis z niewielkim wskazaniem na ekipę z Miami. To oni uratowali się mając nóż na gardle, przejęli momentum i zapewnili sobie ten dodatkowy mecz na własnym parkiecie.
Celtics zmarnowali świetną okazję, bo przecież mieli tylko postawić kropkę nad i. Mieli dobić rywali, przypieczętować rewanż na Heat za serię w bańce i wreszcie przebić się przez Finały Wschodu. Kilka dni temu byli już jedną nogą w kolejnej rundzie, a teraz oni również walczą życie. Znowu nie udało im się zamknąć serii. Zamiast wielkiego świętowania, w Bostonie powróciły demony przeszłości, bo to już piąta z rzędu porażka Celtics w meczu, który mógł dać im awans do wielkiego Finału.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Nie wierzę w drugi TAKI mecz Jimmiego. Boston.
Parafrazując klasyka: nie lekceważ Bostonu. Nie w takich momentach obskakiwali wpierdol.
Ja nie wierzę w drugi taki mecz Granta jak z Bucks.
Wierzę w problemami z faulami Celtics. W złapanie kontuzji w trakcie meczu przez Smarta czy Roba.
Coraz bardziej obawiam się scenariusza gdzie wraca Herro. Heat wychodzą mega zmotywowani. Zdobywają dużą przewagę na samym początku a Celtics wpadają w problemy z faulami, stratami i skutecznością.
Obym się mylił bo finałów Heat GSW oglądać pewnie nie będę.
A jednak!
Brawo. Ale do końca była obawa. Gratki dla Butlera. Nie przepadam. Szanuje. Gratki dla Bostonu. Ciekawe czy to fluke, efekt zmiany trenera jak Hawks w ub roku, czy w końcu drużyna.
hej, przydałyby się jakieś komentarze naszych weteranów, typu: zadecyduje dyspozycja dnia
Mogę stwierdzić z całą pewnością, że jeżeli Boston nie wygra jutrzejszego meczu to poniesie klęskę w całej serii.
Natomiast jeżeli w najbliższym meczu zwycięży zespół Heat wtedy w Miami będą cieszyć się z gry w finałach NBA.
jestem bardzo kontent!