Jalen Brunson przez całe poprzednie wakacje myślał o swoich pierwszych w karierze playoffach. Playoffach, które bardzo mu nie wyszły. Grał słabo, był jednym z najbardziej minusowych zawodników drużyny i dlatego wraz z trwaniem serii coraz mniej czasu spędzał na parkiecie. Długo męczył go ten fatalny występ, ale równocześnie to dawało mu jeszcze więcej motywacji do ciężkiej pracy w offseason. Nie zamierzał pozwolić, żeby to się powtórzyło.
Ta praca przełożyła się na najlepszy sezon w karierze, w którym z roli kluczowego rezerwowego przesiadł się na miejsce drugiego najlepszego zawodnika obok Luki Doncica. Natomiast teraz udowadnia, że jest również gotowy na playoffową koszykówkę. Pod nieobecność gwiazdora Dallas Mavericks, Brunson stanął na wysokości zadania, przejmując pałeczkę lidera.
Rok temu rozczarowywał, teraz rozegrał wielki mecz, swój najlepszy w karierze i poprowadził zespół do niezwykle ważnego zwycięstwa, doprowadzając do remisu w serii z Utah Jazz.
Brunson do samego startu był w ogniu i w pierwszej kwarcie niemal samodzielnie ciągnął atak gospodarzy. W dalszej części nie spuścił nogi z gazu. Trafił za trzy, atakował pomalowane i zdobył najwięcej w karierze 41 punktów (15/25 FG, 6/10 3P).
Ale nie tylko on się rozpalił.
Maxi Kleber też wreszcie się wstrzelił. Od przerwy na All-Star Weekend był w dużym dołku zaliczając skuteczność na poziomie ledwie 19% za trzy i ani razu nie miał więcej niż dwóch celnych trójek. W Game 1 trafił ważną trójkę w końcówce, ale już kolejną na prowadzenie spudłował. Teraz jak zaczął trafiać to nie mógł przestać. Ustanowił swój rekord kariery z 8/11 zza łuku i zdobył najwięcej w sezonie 25 punktów.
Mavericks rozstrzelali Jazz, co chwilę znajdując dobre pozycje na dystansie. Rozbijali obronę penetracjami i odegraniami na obwód grając z Kleberem w roli smallballowego centra. Wykorzystywali też cofniętego Rudy’ego Goberta w pick-and-rollach i miejsce do pull-up trójek. Ostatecznie uzbierali 22 celne rzuty za trzy, co jest nowym rekordem klubu w playoffach. Mieli ich dwa razy więcej niż goście. Innym rekordem Mavs była najmniejsza liczba strat, zaledwie trzy raz zgubili piłkę. Nie popełniali błędów i rzucali trójki – lepiej chyba nie dało się rozegrać tego pod nieobecność zawodnika, który sam potrafi tworzyć cały ich atak. Świetnie też walczyli w obronie i w czwartej kwarcie zatrzymali gości na 41% z gry.
Podczas gdy Brunson zaczął od pięciu celnych rzutów, Spencer Dinwiddie pierwsze pięć prób spudłował, ale ostatecznie zrobił swoje na 17 punktów i 6 asyst. Udało mu się też pozostać w grze, mimo że już na początku trzeciej kwarty złapał czwarte przewinienie. Było to kluczowe dla Mavs, ponieważ najlepiej spisują się, kiedy mają swoich obu guardów na parkiecie. W pierwszej połowie Jason Kidd próbował Treya Burke’a z ławki, ale to też się nie sprawdziło.
Donovan Mitchell nie był w stanie uratować Jazz. Ponownie rozegrał tylko jedną bardzo dobra połowę. Tym razem była to pierwsza i do przerwy rzucił 21 punktów. Potem stracił skuteczność, nie trafił już nic zza łuku i był bez punktów przez ostatnie ponad cztery minuty meczu. W całym meczu zanotował 34 przy 13/30 z gry. Miał też pięć asyst. Wyjątkowo często dogrywał loby do Goberta, ale po udanej takiej akcji na samym starcie, kolejnych prób Francuz już nie potrafił skończyć. Bojan Bogdanović zdobył 25 punktów, a z ławki 21 dołożył Jordan Clarkson. Fatalny był natomiast Mike Conley. Miał kłopoty z faulami, 0/7 z gry i przez 22 minuty był bez punktu.
Game 3 w czwartek. Teraz przenosimy się do Salt Lake City. Jazz teoretycznie są w dobrej pozycji, ponieważ udało im się wyrwać zwycięstwo na wyjeździe, ale zmarnowali szansę na 2-0 pod nieobecność Doncica. Dlatego 1-1 to znacznie większy sukces Mavs.
Mavs w drugiej połowie sezonu regularnego pokazali, że są czołową ekipą w lidze z którą trzeba się liczyć. Pierwsze dwa mecze PO bez Luki tylko to potwierdzają – to jest bardzo dobry team, który przede wszystkim świetnie broni. Duża w tym zasługa Jasona Kidda i należa mu się gratulacje bo wykonał kawał dobrej roboty “u podstaw”.
A Jazz?
Mike Conley to już tylko napis na koszulce.
Gobert i Mitchell nie robią już postępów.
Brakuje im też bardzo Ingelsa.
Będą mieli problem ograć Mavs w tej serii nawet jeżeli Luka nie wróci.
Wielkie zwycięstwo całego zespołu. Powiedzieć że kluczowe w serii to nic nie powiedzieć.
Teraz 3 dni przerwy. Przed sztabem Mavs wazne pytanie, czy nie dać Luce jeszcze 1 meczu na doleczenie. Wtedy nawet przegrywając 1:2 nadal będzie seria otwarta, a Luka miałby w sumie 2 tygodnie przerwy od kontuzji (mecz nr 4 w sobote). Gobert mając też problem z łydka mial bodajże 3 tygodnie przerwy.
Bez Luki nadal tego nie widze, choćby dlatego że dziś starterzy grali po 40+ minut. Mavs brakuje co najmniej 1 gracza do gry na 15 minut. Natomiast nawet jeśli Luka nie będzie grał na 100% i nie będzie w swoim stylu wjeżdżał na kosz, to pomoże na wiele innych sposobów, chocby na deskach gdzie nadal rządzi Gobert (50-31 dla Utah), nie mówiąc nawet o rzutach czy asystach.
Dallas w 7