Dwa mecze, dwa blowouty. Dwa mecze, a na obwodzie jeden wielki mismecz.
Te same faule przy rzutach za trzy, te same ścięcia po splitach i ten sam zaraz podwójny MVP nie potrafiący przejąć kontroli nad meczem.
Gary Payton II w drugiej kwarcie zdjął Nikolę Jokicia przy obręczy i zaraz, kiedy mijali się w drodze na timeout, klepnął go ręką w tyłek. Kiedyś, gdy pisałem na pewnym wielkim portalu reklamowym newsy, pod którymi wstyd mi było się podpisać, to ten o klepaniu się w tyłek i wyrzucaniu z boiska, zrobił najwięcej tzw. klików. Okazało się, że nic nikogo w Polsce nie grzeje mocniej, niż czarny poklepał czarnego i ten mu odklepał, a obu wyrzucili. Ale Jokić obrócił się natychmiast i poszedł na młodego Gary’ego, bo który dorosły facet z serbskiego Samboru chce się dać tak traktować. Żyjemy w Europie, nie w Stanach. Steph Curry zatrzymał go w porę.
Akurat obracał mecz.
GOLDEN STATE 126, DENVER 106 (2-0)
Jordan Poole pozostał w pierwszej piątce, trafił 5 z 10 trójek i rzucił 29 punktów. Stephen Curry po ponownym wejściu z ławki rozpętał huragan już do przerwy i trafił też 5 z 10 trójek i rzucił 34 punkty w 23 minuty. Nowy Lineup chyba Śmierci poszedł w serię 16-0 i Golden State Warriors natychmiast obrócili dwucyfrowe straty (31-43) i już nie obejrzeli się za siebie. Klay Thompson dodał 21 punktów, Warriors trafili 17 z 40 trójek, w trzeciej kwarcie rzucili 44 punkty i prowadzili różnicą dwudziestu. 70 punktów w 19 minut. Mecz niemal identyczny, jak pierwszy.
W końcu, gdy Warriors nieco odsunęli wiszących im na desce Nuggets, w połowie drugiej kwarty objęli pierwsze prowadzenie i już go nie oddali. Stało się to, gdy Curry po raz drugi w tym fragmencie meczu zaprosił Jokicia do zasłony.
Tym razem zaczekał, zwolnił kozioł, widział, że Jokić próbuje trzymać go naraz przed trójką i przed wjazdem do środka, ale Curry nie chciał rzucać. Zamiast tego zrobił mocniejszy kozioł lewą ręką i zaraz zrobił to, czego niemal nie robi. Podniósł piłkę z kozła, obrócił się, zrobił klasyczny spin-move i zrobił go na mierzącym 213 cm Jokiciu właśnie, i nagle wyskoczył po drugiej stronie Samboru.
Nie. Już to widziałem. Już jestem za stary, żeby dłużej czarować się, że może być inaczej. Trzecia kwarta to był już show. Show, jak jeden z wielu w tej hali, gdzie kolesie, którzy stworzyli kolejną potrzebną tylko takim jak oni technologię, porobieni prochem królowie życia w mocno już średnim wieku, nucą pod nosem “Waaaaarrrriooors”. Bracia Steve’a Ballmera, platynowe łysiny, dorośli mężczyźni zachowujący się jakby ktoś ich łaskotał pod kolanem. To jest na szczęście jednak zbyt mocne, żeby przetrwało w ukryciu, żeby było tylko ich za kilka tysięcy dolarów w pierwszym rzędzie, czy osiemset w ostatnim, gdy wracają z kibla. To zbyt głośno rezonuje na szkolnych przerwach w Manilli, to dziś rozbrzmiewa w biednej Afryce, to poniosło kogoś dziś do pracy szybciej w coraz biedniejszej Polsce, bo Warriors grają w koszykówkę dla tzw. ludu i grają jak nikt inny nie gra. I tak jak grali kiedyś, tak grają znowu.
Zwykle jest to moment przyspieszenia i rzut z daleka wysoką parabolą. Stop, dwa szybsze kroki i rzut za trzy. To narkotyk.
Nikt tak nie gra. Nikt nie wygląda mocniej. Mecz nr 3 już zresztą trwa i skończy się w czwartek w Denver.
Jestem w lekkim szoku, ze Denver dostaje takie lanie przy calym szacunku do Warriors.
Zapraszasz dziewczynę na mecz, a potem długo na przystanku próbujesz wytłumaczyć te klepanie po tyłku, albo czemu on pokazuje na Ciebie palcem jak mu podasz piłkę, albo po co wycierasz palce o podeszwy butów.
Zawsze marzyłem o takiej dziewczynie, która cokolwiek poczuje z tego basketu. A trafiały się tylko siatkarka (w duchu sportu), judoczka (wyparłem), albo te ze zwolnieniem z wf, które klaskały na meczu bez względu na to, która drużyna zdoby) a punkty…
… Po czym okazuje się, że po czterech latach męskiej dominacji w licealnej koszykówce (wliczających wszystkich, tych z kartą zawodniczą również), najlepsza koszykarka w szkole jest w Tobie od lat zakochana, a Ty nie robisz z tym nic, bo być na boisku fujarą a być fujarą poza nim, to zupełnie dwie różne fujary. Do końca życia ta fujara będzie Ci ością w gardle i cieszę tylko z tego, że ością, a nie fujarą.
Dziękuje.
Ajajaj. No, ale sprawdzmy czy reka bedzie rownie pewna na wyjazdach. Jesli tak, to jest nadzieja, ze ktos poszarpie Phoenix.
Oby!
Inaczej Maciej będzie o tego czasu pisał tutaj dwunastozgłoskowcem…
Warriors znowu mają flow jak pod koniec 2021, kiedy byli najbardziej fun to watch ekipą w lidze.
Poole jest już de facto trzecim Splash Brotherem.
I nawet Wiggins po 3 miesiącach marazmu powrócił do żywych.
Jokić sam może urwie jeden mecz w tej serii, ale na nic więcej bym tu nie liczył.
Warriors pierwszy raz od 3 lat są zdrowi i akurat na Play offy.
Wiseman przecież i tak by nie grał.