Maxey zabrał mecz otwarica, Sixers zrobili blowout, Raptors stracili Barnesa

3
fot. NBA League Pass

Przed rozpoczęciem serii Joel Embiid podkreślał, że będzie potrzebował dużego wsparcia swoich kolegów. Przede wszystkim miał to być James Harden, ale on w kwietniu jeszcze w żadnym meczu nie trafił przynajmniej połowy swoich rzutów i to nie zmieniło się wraz z rozpoczęciem playoffów. Nadal się nie wstrzelił. W Game 1 jednak mógł spokojnie zająć się kreowaniem kolegów, a Embiid nie narzekał na brak wsparcia.

Bohaterem tego pierwszego playoffowego wieczoru w Filadelfii okazał się 21-letni Tyrese Maxey i gospodarze blowoutem otworzyli rywalizację z Toronto Raptors.

Toronto @ Philadelphia 111:131 (0-1)

Maxey od samego startu był gorący, pomagając rozkręcić ofensywę Sixers, a prawdzie show zrobił w trzeciej kwarcie, kiedy właściwie wszystko mu wychodziło i wpadało do kosza. W tym heat check z dziesiątego metra:

Raptors próbowali wtedy zmieszać straty i nieco się przybliżyli, ale kiedy wydawało się, że jeszcze mogą nawiązać walkę, ostatnie minuty trzeciej kwarty zabrał Maxey i było pozamiatane. Pomylił się tylko raz przy ośmiu rzutach w drodze do 21 punktów. Występ zakończył z dorobkiem 38 i dopiero na samym finiszu nieco popsuł swoją imponującą skuteczność (14/21 FG, 5/8 3P), kiedy próbował jeszcze przed zejściem na ławkę przebić barierę 40. Trudno było nie próbować, gdy cała hala Wells Fargo Center czekała na to, głośno mu dopingując. Nie udało się, ale i tak został najmłodszym zawodnikiem w historii klubu, który przekroczył poziom 30 w playoffach.

Zabrał ten mecz, po czym skromnie mówił, że najbardziej cieszy się z wygranej:

“I think the only thing I’m going to remember is us winning.”

Jak nie lubić tego chłopaka?

Breakout Maxeya od początku był jedną z głównych historii tego sezonu w Philly. Tobias Harris tymczasem miał znacznie mniej udany sezon, ale w Game 1 on również stanął na wysokości zadania. Zdobył efektywne 26 punktów, miał 6 zbiórek i 6 asyst, a do tego wykonał dobrą pracę w obronie przeciwko Pascalowi Siakamowi (24 PKT), który nie błyszczał tak jak w poprzednich spotkaniach z Sixers.

Nie błyszczeli też Joel Embiid i James Harden. Trafili tylko 11/32 z gry, zdobywając razem 41 punktów. Ale Sixers nawet bez popisów swoich gwiazdorów zaprezentowali fantastyczną ofensywą grę. Przez trzy kwarty popełnili ledwie jedną stratę.

Embiid (15 ZB) zadbał o wygranie walki na tablicach i Sixers nie pozwolili rywalom na ponawianie akcji. W sezonie Raptors byli jednymi z najlepszych w NBA pod względem zbiórek w ataku i punktów drugiej szansy, ale w Game 1 nie było tego widać. To gospodarze zdominowali ten element gry, podobnie jak kontrataki. Kolejna rzecz, w której Raptors świetnie radzili sobie w sezonie. Teraz to jednak Sixers więcej biegali, zdobywając łatwe punkty w transition po podaniach Hardena (14 AST).

Było 29-10 w punktach z kontry dla Sixers.

Raptors nie mieli swojej intensywności i energii. Od samego początku zostali przytłoczeni przez gospodarzy. Fred VanVleet już w pierwszej minucie złapał dwa faule, Siakam w pierwszej połowie był niemal niewidoczny, a Gary Trent Jr pudłował przez cały mecz (2/11 FG).

Najwięcej energii jak zwykle zaprezentował Scottie Barnes. W swoim playoffowym debiucie po raz kolejny udowodnił, że jest wyjątkowym rookie. Zanotował 15 punktów, 10 zbiórek, 8 asyst i do tego zajmował się pilnowaniem Hardena. Niestety na początku czwartej kwarty doznał groźnie wyglądającej kontuzji lewej kostki, gdy Embiid nadepnął na jego stopę. Nie był w stanie o własnych siłach opuścić parkietu.

Prześwietlenie na szczęście nie wykazało uszkodzenia, ale dzisiaj przejdzie kolejne bania i wydaje się niemal przesądzone, że opuści przynajmniej Game 2, który już w poniedziałek. Raptors stracili też Thaddeusa Younga z kontuzją kciuka.

Nie pozostaje nic innego jak życzyć przede wszystkim zdrowia na te Święta. Wesołych i smacznego jajka!

Poprzedni artykułEdwards uciszył Moranta, Timberwolves dominowali w Memphis
Następny artykułClint Capela poza grą przez minimum tydzień

3 KOMENTARZE

  1. Embiida powinno się trochę przytemperować, bo z tym swoim cielskiem jest zagrożeniem dla innych zawodników. Akcja z kostką pechowa, ale jak najbardziej do uniknięcia, a parę minut wcześniej wjechał Scottiemu na pełnej z łokcia w twarz przy próbie bloku. W łeb dostał też bodajże Birch, prawie zdeptany został leżący Siakam itp.

    0