Flesz: W Utah już po wszystkim. Można się rozbierać

2
fot. NBA League Pass

Brad Stevens jest lepszy!

Chcę kontynuować to co Adam już wczoraj napisał, tylko docisnąć butem, bo też o tym wczoraj myślałem, a potem w mormoński czwartek – czyli w polski piątek – na pięć minut przed końcem meczu w Salt Lake City nasi wielcy Los Angeles Lakers byli w trakcie runu 12-4, zanim przegrali 109-122.

Ale byli – Lakers. To Lakers – rzygać się chce, to się nawet “Lakers” nie powinno już nazywać – zeszli do jednocyfrowych strat, bo nawet wraz z powrotem Bojana Bogdanovica – bez którego byli 3-9 w ostatnich 12 meczach – Utah Jazz nie potrafili wygonić ze swojej hali nie tylko kapitalistycznych przytuleństw nowego właściciela do sportowców transgender w kobiecych sportach, ale co gorsza Dwighta Howarda skaczącego nad obręczą i Lakers, którzy są żartem, a bez LeBrona i Anthony’ego Davisa są żartem smutnym.

Jazz nie zdążyli po prostu. To się zdarza w życiu. Wtedy gdy wiesz, że nawet jeśli się pospieszysz teraz, to i tak nie zdążysz, więc tego nie robisz. To Jazz właśnie. To tak teraz biega i wygląda. Nie musisz patrzeć. Ja patrzę, pilnuję. Trzy trudne pandemiczne sezony, wiek, duma Rudy’ego Goberta – to wszystko zawaliło się na głowę na raz, na dwa – naraz. Nie zdążyli. Czekają na ścięcie głowy i nie różnią się wcale aż tak bardzo od Lakers.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

2 KOMENTARZE