Kajzerek: Suns są clutch, bo Paul jest clutch

2
fot. AP Photo

Wygasająca generacja wielkich gwiazd NBA to pewien powtarzający się organiczny cykl następujący w zgodzie z naturą. Za każdym razem jednak pisze zupełnie nowe historie koszykarzy, którzy odmawiają zaakceptowania swojego losu i robią wszystko, by odroczyć wyrok skazujący na emeryturę. O ile przypadek LeBron Jamesa jest pewnego rodzaju anomalią od klasycznych reguł starzenia, tak Chris Paul po prostu przeżywa swoją drugą młodość. Gdy zaczęły się jego problemy zdrowotne, obawialiśmy się, że oglądamy schyłek tej wyjątkowej postaci. Fakt, że był w stanie odwrócić ten proces świadczy o tym, jak wielkim jest sportowcem. 

LeBron James jest obecnie 3. najlepiej punktującym graczem w lidze ze średnią 29,1 punktu na mecz. Chris Paul z kolei jest najlepiej asystującym ze średnią 10,3 asysty na mecz. Jeśli Jamesowi uda się wskoczyć na 1. miejsce swojej kategorii, to duet weteranów powtórzy osiągnięcie sprzed CZTERNASTU lat. Jak wiele kryje się za tym pracy, wysiłków i wyrzeczeń wiedzą tylko ci dwaj panowie. Z tym że CP3 jest na tym etapie w zupełnie innym położeniu, co starszy o rok LeBron James. Jego sytuacja jest stabilniejsza. Płynie wraz z załogą po spokojnym morzu i choć na horyzoncie widać zbliżającą się burzę, Paul nie mógł prosić o więcej, by podjąć kolejną już próbę.

Phoenix Suns imponują swoją konsekwencją. Korzystają ze sprzyjających okoliczności i kontynuują kolejną dwucyfrową serię zwycięstw w tym sezonie. To już druga po 18-meczowej przeprawie z przełomu listopada i grudnia. Chris Paul grał w tym czasie regularne minuty i pomimo bogatej historii kontuzji i mikrourazów, coach Williams nie chciał wytrącać rozgrywającego z tego pięknego flow. Generał prowadzi zespół od zwycięstwa do zwycięstwa i pierwszy raz od grudnia 2017 roku został graczem tygodnia na zachodzie. Połączenie talentu, doświadczenia i zdrowego ciała Chrisa Paula stało się dla nas formą sztuki, bowiem nie ma obecnie wielu koszykarzy, których grę ogląda się, jakby przewodnik z aksamitnym głosem prowadził nas przez wszystkie wybitności Luwru.

 

W trakcie meczów rozgrywanych od 24 do 30 stycznia Paul notował na swoje konto średnio 22,3 punktu, 12,8 asysty i 7,5 zbiórki trafiając oszałamiające 54,2 FG% i 58,8 3PT%. W każdym meczu grał około 39 minut i nie sprawia wrażenia szczególnie wyczerpanego natłokiem obowiązków. To z jednej strony bardzo ryzykowna gra i w Phoenix doskonale o tym wiedzą. Z drugiej jednak mają świadomość, że utrzymanie takiej dyspozycji lidera może mieć kluczowe znaczenie na najważniejszym etapie sezonu. W Phoenix nadal czują rozgoryczenie ostatnich finałów, więc najprawdopodobniej wychodzą z założenia, że nie mogą grać asekuracyjnie, ponieważ mityczni koszykarscy Bogowie nagrodzą ich tylko wtedy, kiedy będą postępować zgodnie z zasadami. 

Jednak ta konieczność eksploatowania CP3 wynika również z faktu, że coach Williams ma określone problemy na ławce. Cameron Payne nie gra z powodu kontuzji nadgarstka, z kolei Elfird Payton nie radzi sobie z prowadzeniem gry. Utrzymanie obranego kursu wymaga więc stałych interwencji 36-letniego lidera. Niewykluczone, że w takich okolicznościach Suns spróbują sprawić niespodziankę przed 10 lutego, choć do snucia takich przypuszczeń stara się nas zniechęcić generalny menedżer James Jones. W jednym z ostatnich wywiadów przyznał, że zespół ma wszystko, czego potrzeba, by powtórzyć run z poprzedniego sezonu i znów znaleźć się w pozycji do zdobycia upragnionego przez CP3 mistrzostwa. 

Nie możemy w tym wszystkim lekceważyć czynnika “braku pierścienia”. Ten z pewnością ma duży wpływ na to, że Paul jest tak uparty. W listopadzie CP3 w końcu przebił Steve’a Nasha – jest 3. najlepiej asystującym graczem w historii ligi. Brakuje mu 1296 podań zakończonych trafieniem do drugiego Jasona Kidda. Zakładając wszelkie optymistyczne prognozy na kolejne lata, w sezonie 2023/24 CP3 powinien go złapać (o Stocktonie może rzecz jasna zapomnieć). Warto w tym miejscu przypomnieć, że Paul był pierwszym graczem w historii ligi, który dobił do 20 tys. punktów i 10 tys. asyst na swoim koncie. Wkrótce zyska kompana – 77 asyst brakuje LeBronowi. 

– To wiele dla mnie znaczy – mówił CP3 w listopadzie ubiegłego roku. – Jestem niezwykle wdzięczny za to, że nadal mogę grać w koszykówkę. To piękne, że jestem w tej drużynie; że gram dalej w NBA. Nigdy nie przestanę tego doceniać – dodał. 

Na przestrzeni tych wszystkich sezonów podziwialiśmy Paula za wiele niuansów, które tworzyły jego kunszt. W bieżących rozgrywkach szczególnie podkreślone zostały jego czwarte kwarty i to jak bardzo jest “clutch”, gdy o zwycięstwie decyduje seria rzutów w ostatnich minutach spotkania. CP3 nie jest typem zawodnika, który bezceremonialnie przejmuje piłkę w końcówce i stara się bohatersko zapewnić swojej drużynie wygraną. Hero-ball nie jest w jego stylu; nie jest skrojony pod koszykarski gust Paula, a ten przecież jest bardzo wysublimowany. Wielokrotnie więc w decydujących momentach CP3 zamrozi defensywę doskonałym podaniem, kluczowym przechwytem lub rzutem, gdy obrona pomyli się na switchach lub wpadnie w pułapkę. 

Dobrym przykładem takiego meczu w wykonaniu 36-letniego generała było niedawne starcie z Utah Jazz. Gdy zespoły rozpoczynały czwartą kwartę, Paul miał na swoim koncie 12 punktów i 10 asyst. Rywal prowadził 87:85, co zapowiadało interesujący finisz. Paul od pierwszych sekund sugerował defensywie przeciwnika, że żarty się skończyły. Do swojego dorobku dołożył jeszcze 15 punktów i 3 asysty prowadząc Suns do wygranej 115:109. To była jego dziewiąta czwarta kwarta w tym sezonie, w której zanotował dwucyfrowy dorobek punktowy. 

Niewykluczone, że ten fenomen to także pokłosie przegranych finałów. Paul miał wystarczająco dużo czasu, by przeanalizować dokładnie każdą sekundę rywalizacji z Milwaukee Bucks. Jego wnioski musiały być fascynujące, skoro wraca do nas z takimi odpowiedziami. W gruncie rzeczy zachowuje się dokładnie tak, jak powinien każdy lider. Zbiera dane, następnie wprowadza w życie korekty i ogląda dokładnie takie efekty, jakich spodziewał się na samym początku tego procesu. Brzmi banalnie, ale w gruncie rzeczy tylko elitarni koszykarze potrafią tak doskonale sterować zmianą zarówno w swojej grze, jak i grze całego zespołu. To ściąga również ogromne brzemię z trenera. Nie chcę powiedzieć, że Monty Williams ma szczęście, bo temu szczęściu skutecznie pomaga, niemniej posiadanie CP3 w takiej formie jest dla Suns prawdziwym błogosławieństwem. 

Na to wszystko znajdujemy także poparcie w statystykach. Z 23 meczów, które zostały przez algorytm NBA.com określone jako “clutch”, Suns wygrali 20, co daje 87% zwycięstw. Drudzy w tym zestawieniu Memphis Grizzlies mają 67% skuteczności, zatem różnica jest znacząca. Ekipa z Phoenix trafia w takich sytuacja 60% z gry i 42,5% z dystansu. Mają ofensywny rating na poziomie 135,5 punktów i defensywny na poziomie 90,3 punktów. To daje oszałamiające 45,1 punktu różnicy na sto posiadań. 67% trafień jest po asyście. Tylko CP3 i Mikal Bridges grali we wszystkich crunch-time’owych meczach Suns w tym sezonie. 

W samych czwartych kwartach Paul notuje 2,9 asysty (najlepszy wynik w lidze) i 5,7 punktu trafiając 53% z gry i 41% z dystansu. Ten fragment meczu jest dla niego jak partia szachów. Trenerzy przeciwnika wspinają się na wyżyny, by wygrać ten intelektualny pojedynek. Mało kto w lidze sprawia sztabom tak wiele trudności. Możesz spróbować opracować cały defensywny game-plan na zneutralizowanie Paula, lecz on żongluje pomiędzy różnymi strategiami, jakby nie robiło mu to żadnej różnicy. Całość składa się z małych detali, tzw. subtelności, bo jeśli dokładnie się CP3 przyglądasz, to możesz dostrzec te “misdirections”, które powodują, że rywal zamiast w prawo, idzie w lewo, czyli dokładnie tam, gdzie Paul sobie tego życzył. 

To właśnie w czwartych kwartach mamy przyjemność oglądać CP3 w pełnej zbroi. W amerykańskim slangu sportowym jeden z przymiotników trafnie określający takich graczy brzmi “cerebral”. Jego definicja jest umowna, ale określa przede wszystkim graczy czerpiących ze swojej inteligencji i sprytu. Siłą rzeczy komuś tak zaawansowanemu w swoim rzemiośle życzysz sukcesu i odczuwasz wewnętrzny spokój, gdy ciężka praca nie ustępuje miejsca przypadkom i zrządzeniom losu. Apel może być w tym wypadku jeden – oglądajmy Chrisa Paula w takiej formie, póki możemy. 

2 KOMENTARZE