W tej machinie kontrolowanej przez poprawność polityczną, Klay Thompson zawsze był tym, który urywał się schematom i stanowił swego rodzaju urozmaicenie. Roztaczał wokół siebie pozytywną aurę, choć jego słowa bywały szorstkie i karcące. Szkoła medialna, przez jakiej sito przepuszczani są koszykarze, nie zmieniła znacząca Klaya. Swoim podejściem nie robił nikomu krzywdy, wręcz przeciwnie – stworzył wizerunek wolnego ptaka, swobodnie latająca pomiędzy wszystkimi konwenansami. Odnoszę wrażenie, że nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo tej lidze Klaya brakowało.
W styczniu tego roku mija 30 miesięcy od operacji i rozpoczęcia rehabilitacji zerwanego ACL-a. Klay był uparty. Golden State Warriors walczyli o three-peat, więc nie mógł przepuścić takiej szansy i zostawić kolegów. Był zdeterminowany do tego stopnia, że postawił na szali własne zdrowie. Niestety skończyło się to w najgorszy możliwy sposób. W meczu numer sześć finałów z Toronto Raptors, jego ciało nie poradziło sobie z kolejnym obciążeniem i “pękło”. Czy było warto? Z perspektywy czasu wiele rzeczy nie ma sensu, ale w tamtym momencie Thompson poświęcał się dla drużyny – ta stanowi dla niego wartość nadrzędną, co przez wiele lat na ligowych parkietach udowadniał.
Plany o powrocie na rozgrywki 2020/21 zostały brutalnie przerwane przez kolejną poważną kontuzję. W przeciągu dwóch lat Klay Thompson doznał urazów, które dla wielu oznaczałyby absolutny koniec kariery. Achilles pękł przy klasycznym treningu rzutowym wykonywanym przez Thompsona z wypracowanym automatyzmem. Kontuzja nie była trudna do zdiagnozowania. Klay przyznał jakiś czas temu, że to był zdecydowanie najtrudniejszy moment tych trzydziestu miesięcy. Mentalnie był gotowy na powrót do rywalizacji i nagle ktoś wyłączył światło… Gdy zapalił ponownie, Klay stracił 12 miesięcy. Złość przykryło przygnębienie.
Lekarze twierdzili jednak, że najpierw uraz ACL-a, a potem Achillesa to dla Klaya szczęście w nieszczęściu. Gdyby było na odwrót – rehabilitacja ACL-a mogłaby źle wpłynąć na ścięgno Achillesa, jak stwierdził Dr. Jonathan Kapla współpracujący m.in. z Philadelphią 76ers i Philadelphią Eagles. To kurewsko pokręcona logika, ale dawała osobom pracującym z Thompsonem argument w dyskusji, że mogło być gorzej. Lekarze powtarzali zawodnikowi, że nawet pomimo dwóch tak poważnych urazów jeden po drugim, Thompson dostanie w końcu szansę na to, by wrócić do optymalnej formy i nie czuć żadnych fizycznych ograniczeń. W międzyczasie jednak trzeba było zadbać o to, by z krytyczną w życiu sytuacją poradziła sobie także głowa zawodnika.
Klay wiele na ten temat rozmawiał z byłymi gwiazdami NBA, które również mierzyły się z poważnymi urazami. Dużo wsparcia stricte mentalnego udzielili mu m.in. Dominique Wilkins czy Grant Hill. Ten pierwszy także miał epizod ze ścięgnem Achillesa, a w latach 90. dla wielu koszykarzy taki uraz brzmiał jak wyrok śmierci. Gdy Klay 14 marca minionego roku spotkał się z dziennikarzami – mówił im, że nie zaakceptuje dla swojej kariery niczego innego poza powrotem do formy All-NBA.
– Jestem zbyt wymagający, by zaakceptować mniejszą rolę – mówił. – Nie byłbym wtedy sobą. Nie mogę wyjść na 20 minut i dać ci 13 punktów. Nie mogę się już doczekać powrotu. Mam wiele energii do wykorzystania – dodał.
Z każdym kolejnym miesiącem Klay przejawiał coraz więcej entuzjazmu. Najgorszy etap miał już za sobą i niepokój przeradzał się w zapał, bo Klay widział, że jego ciało dobrze reaguje na leczenie i zawodnik konsekwentnie stawia kolejne kroki, by w sezonie 2021/22 ponownie znaleźć się w naturalnym dla siebie środowisku. Zaczął wizualizować sobie posiadania, w których cierpliwie czeka na podanie lub ścina, by stworzyć alternatywę dla Stephena Curry’ego. W tym wywiadzie z 14 marca przekonywał wszystkich, że Golden State Warriors prędzej czy później wrócą do walki o tytuł. Jego problemy zdrowotne w dużym stopniu przyczyniły się do tego, że z tej rywalizacji wypadli, dlatego powrót Klaya do gry ma pewien symboliczny wymiar.
Warriors nawet bez wsparcia tak wybitnego strzelca i defensora byli w stanie stworzyć kolektyw walczący na szycie zachodniej konferencji, więc teoretycznie powrót Thompsona powinien ich ambicje rozpalić. Jest jednak wiele znaków zapytania, które nie pozwalają nam już teraz w sposób jednoznaczny ocenić, jak powrót Thompsona wpłynie na zespół. W trakcie jego nieobecności kilku graczy wykorzystało swoją szansę i zbudowało silne podstawy pod konkretne minuty. Najwięcej obaw może mieć Jordan Poole – gracz z ogromnym potencjałem, skrupulatnie rozwijanym pod okiem sztabu szkoleniowego Golden State. W tym sezonie średnio 18,1 punktu na skuteczności 45,4 FG% i 34,8 3PT% wychowanka Michigan.
W zależności od tego, jak będzie rozwijała się sytuacja z powrotem do optymalnej formy Thompsona, Bob Myers – generalny menedżer Warriors może rozpatrywać przyszłość Poole pod kątem ewentualnego transferu. Tak samo jak zrobił to z Harrisonem Barnesem, niezwykle istotną postacią w składzie drużyny z sezonu 2014/15. Przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek w podobnym świetle spoglądalibyśmy na Andrew Wigginsa, lecz ten rozgrywa tak fantastyczny sezon po obu stronach parkietu, że Steve Kerr powinien otoczyć go parasolem ochronnym. Zatem powrót Klaya wpłynie na wiele płaszczyzn funkcjonowania zespołu i dopiero przekonamy się, czy Warriors dobrze na wszelkie ewolucje w rotacji zareagują.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy pojawiało się coraz więcej klipów przedstawiających Thompsona pracującego w pocie czoła. Juan Toscano-Anderson w trakcie jednej z ostatnich rozmów przyznał, że obawia się każdej kolejnej gierki 5-na-5 z Klayem, bo ten lubi go ośmieszyć serią posiadań z rzutami przez ręce. Koledzy z drużyny wydają się być przekonani, że Thompson ciągle może być tym samym graczem. Wszystkie te zapowiedzi i prognozy snute na podstawie formy zawodnika w trakcie “gierek” brzmią zachęcająco, ale nic nie sprawdza twojego przygotowania lepiej, niż meczowa intensywność, gdy nie masz poduszki bezpieczeństwa związanej z tym, że złe podanie, zła decyzja, złe przesunięcie i zła reakcja to zaledwie część treningu.
Kroi nam się serce za każdym razem, gdy operator pokazuje Thompsona na ławce rezerwowych. Twarz wyprana z emocji, jakby wszystko wrzało gdzieś w środku. Klay zmusza się, by w tym casualowym stroju, kolorowych skarpetkach i gustownych trzewikach nie wbiec prosto na parkiet, nie zabrać piłki z rąk jednego ze swoich kolegów i po prostu odpalić trójkę bez najmniejszego zastanowienia. Momentami naprawdę mam wrażenie, że to zrobi. Czasami owija głowę ręcznikiem, próbując się przed nami schować. Nie skrywa jednak cierpienia, bardziej zniecierpliwienie, bo ma ogromną chęć wznowienia tej fantastycznej kariery.
Będzie dużo rdzy do zrzucenia. Przerwa nie powinna wpłynąć na mechanikę rzutu Thompsona, ale możemy się spodziewać wolniejszego kroku w obronie i braku płynności przy pracy na zasłonach w ataku. Zazwyczaj eksperci obserwowali spadek o 20/40% w produktywności gracza, który wracał po zerwaniu Achillesa. Przykładem świeci rzecz jasna Kevin Durant. W grze lidera Brooklyn Nets nie widać praktycznie żadnego śladu po kontuzji. Dla kontrastu mamy jednak przykłady DeMarcusa Cousinsa czy Johna Walla. Dlatego nawet jeśli Klay dał nam wiele powodów do optymizmu, nasze oczekiwania względem jego formy powinny być umiarkowane. Thompsonowi bez wątpienia pomoże jego mentalność “let it fly”. Będzie rzucał nie martwiąc się o rezultat, ponieważ na tym zbudował swoją karierę. Podczas gdy my będziemy się cieszyć z tego, że znów widzimy go na parkiecie, on stoczy intensywną walkę.
W tym procesie główną rolę odegra także Stephen Curry. Choć obaj nie mówią o tym często, wiąże ich bardzo silna relacja i widzimy to w najmniejszych gestach czy niepozornych na pierwszy rzut oka obrazkach. Zaraz po tym, gdy Steph pobił rekord trójek Raya Allena, na jego szafce zawisły cztery jerseye – jego, Allena, Reggiego Millera, a tuż obok znalazło się także miejsce na koszulkę Klaya Thompsona. Od Curry’ego będzie naprawdę wiele zależeć. To on ma budować pewność siebie Klaya, czy to przez piłki dostarczane bezpośrednio do rąk swojego kolegi, czy to przez wszystkie komunikaty wysyłane na parkiecie i poza nim. Steph powinien zatroszczyć się o to, by Klay odzyskał swoje mojo, ponieważ Splash Brothers zawsze byli czymś więcej niż tylko duetem super-strzelców.
With Klay Thompson’s return quickly approaching, Steph Curry, in his own words, on his Splash Brother: pic.twitter.com/9ij5qDEUX8
— Malika Andrews (@malika_andrews) January 6, 2022
Dzięki za artykuł, przyjemnie się czytało. Go Klay!
Świetny tekst… Jestem pełen obaw, bo to extremalnie poważne kontuzje… I pytanie czy jego głowa będzie chciała zaakceptować kondycję fizyczną… Stefan pokazał z Durant-em, że potrafi ustąpić miejsca, zadbać o kolegów, poświęcić własne cyfry… On wygląda jakby już od kilku spotkań myślał o powrocie Thomsona… Trzymam bardzo mocno kciuki ale jestem pełen obaw!