Garrison Mathews. X-faktor serii Rockets

2
fot. NBA League Pass

Brooklyn Nets zaczynali czwartą kwartę meczu w Houston przegrywając 17 punktami, ale jeszcze podjęli próbę comebacku. Kiedy w połowie kwarty Eric Gordon otrzymał drugie przewinienie techniczne i wyleciał z parkietu, James Harden rzutem wolnym zmniejszył stratę do 4 punktów. Wyglądało na to, że goście przejęli momentum, ale wtedy gospodarzy uratował Garison Matthews.

Przez następne kilka minut parkiet należał do niego. Pilnował Hardena, zaliczył dwa przechwyty i zdobył 9 z 11 kolejnych punktów Houston Rockets.

Dzięki niemu odzyskali energię i powiększyli prowadzenie.

Kibice w Toyota Center krzyczeli “M-V-P”, byli pod takim wrażeniem jego wysiłku.

Niewątpliwie był MVP tych ostatnich minut, co pozwoliło Rockets dowieźć zwycięstwo do końca.

Nie tylko pokonali Hardena, ale przede wszystkim przedłużyli swoją historyczną serię.

Rockets są pierwszą drużyną, która po 15 kolejnych porażkach odbiła się wygrywając 7 kolejnych meczów, a ważną częścią tego historycznego osiągnięcia, x-faktorem jest właśnie Mathews. Zawodnik, który pojawił się niemal znikąd, bo swój pierwszy mecz sezonu rozegrał dopiero w połowie listopada.

Choć w NBA 25-letni Mathews nie jest graczem anonimowym. Zdążył już wcześniej zwrócić na siebie uwagę. Dwa lata temu był odkryciem w Washington Wizards, prezentując swoje umiejętności strzeleckie, a w zeszłym sezonie częścią stałej rotacji mimo że nadal pozostawał tylko na two-way kontrakcie. Wystąpił nawet w 24 meczach w pierwszej piątce.

W minione wakacje Wizards początkowo chcieli go zatrzymać i złożyli mu ofertę kwalifikacyjną. Potem jednak ją wycofali, ponieważ brakowało im miejsca w składzie do sfinalizowania maga transferu Russella Westbrooka. Mathews stał się niezastrzeżonym wolnym agentem, ale mimo że sprawdził się jako snajper trafiający blisko 39% trójek, długo musiał szukać dla siebie nowego miejsca. Dopiero przed okresem przygotowawczym podpisał kontrakt na obóz z Boston Celtics.

Po spędzeniu preseason w Bostonie odrzucił ofertę two-way umowy. Obawiał się, że nie będzie w stanie przebić się do rotacji Celtics, a też niewielkie były szanse, żeby mógł tu zapracować na standardowy kontrakt, biorąc pod uwagę sytuację finansową drużyny. Został więc zwolniony. Wtedy z listy waivers przejęli go Rockets. Ostatecznie musiał zadowolić się kolejną two-way umową, ale w Houston przynajmniej była większa szansa na grę…. Choć musiał na nią chwilę poczekać.

Przesiedział pierwsze 13 meczów, zanim Stephen Silas zdecydował się wstawić go to rotacji, a potem wykorzystał okazję dłuższej gry, kiedy kontuzjowany został Jalen Green. Młody gwiazdor Rockets wypadł z gry na początku meczu z Chicago Bulls, a już na jego finiszu Matthews odegrał niezwykle ważną rolę, pomagając przypieczętować zwycięstwo gospodarzy. Zdobył 6 z ostatnich 8 punktów drużyny. Rockets przerwali wtedy serię porażek i rozpoczęli serię zwycięstw.

Mathews zastąpił Greena w pierwszej piątce i stał się prawdziwą rewelacją, odmieniając fatalną wcześniej ofensywę drużyny. Oczywiście pomogło też zrezygnowanie z wysokiego ustawienia z Danielem Theisem, ale prawdziwy spacing zapewnia im będących w ruchy snajper, który regularnie dostarcza trójki na wysokiej skuteczności. Mathews dużo rzuca (12.2 3PA na sto posiadań) i jak na razie pozostaje w ogniu. Kiedy jest na boisku, atak Rockets generuje aż 119.3 punktów na sto posiadań.

W tych siedmiu meczach zdobywał średnio 16.1 punktów trafiając 3.7 trójek ze skutecznością 44.8%. A co jeszcze niezwykle istotne, nie tylko we wczorajszym pojedynku z Nets czy w meczu otwarcia serii z Bulls był clutch. Jest w tym okresie najlepszym strzelcem drużyny w czwartych kwartach, w których uzbierał łącznie 41 punktów (12/18 z gry, 8/14 za trzy).

Poprzedni artykułFlesz: Memphis znalazło Bane’a, znalazło backcourt na lata
Następny artykułPodcast Sitarz Kwiatkowski: Trade’y Indiany + Czy Lakers to mają?

2 KOMENTARZE