Sacramento Kings w końcu zwolnili Luke’a Waltona.
Powinni to zrobić już w zeszłym sezonie, ale wtedy przeważyły kwestie finansowe, bo nie chcieli spłacać jego kontraktu.
Powinni to zrobić w offseason, kiedy mieli czas, żeby przeprowadzić porządny proces poszukiwań nowego coacha, ale też z tego nie skorzystali. To przecież klub z Sacramento, nie przez przypadek przezywany KANGZ. Pewnie wtedy Vivek Ranadive nadal spotykał się z oporem pozostałych współwłaścicieli, bo w końcu Walton miał jeszcze dwa lata kontraktu. Więc trzymali go na ławce i tracili czas, czekając na moment, kiedy już trzeba będzie go zwolnić.
Pretekstem okazało się siedem porażek w ośmiu meczach. W tym kilka bardzo bolesnych, bo dali się rozstrzelać słabym Spurs, na finiszu oddali mecz w Oklahomie i przegrali ważne starcie z Timberwolves, czyli swoim najpoważniejszym rywalem w walce o ostatnie miejsce w play-in. Kings marnowali kolejne okazje, spisywali się bardzo kiepsko, a kibice coraz częściej skandowali “Fire Luke Walton”, więc już po 17 meczach Walton wreszcie stracił pracę.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
They are kangz and’ shiet.
Nie rozumiem dlaczego nie jest brany pod uwagę Kenny Atkinson. Do czasu przyjścia gwiazdorów robił znakomita robotę w Nets z młodzieżą. Tutaj czekałoby podobne wyzwanie. Chyba ze on sam nie jest zainteresowany bo czeka na bardziej hmmm… ekskluzywną organizację.
Do Kings to pasuje Atkinson, Rowan Atkinson ;)