Koniec miodowego okresu w Chicago, zaczyna się morderczy terminarz

1
fot. AP Photo

Był początek marca 2017 roku, kiedy Chicago Bulls pokonali na własnym parkiecie Golden State Warriors, co dało im 31 zwycięstwo w 61 meczu sezonu. To były czasy Three Alphas w Chicago. Eksperymentu, który nie przyniósł nic dobrego i szybko się zakończył, ale tamta drużyna bardzo długo pozostawała ostatnią wygrywającą ekipą Bulls. Nadal są ostatnią, która grała w playoffach. Natomiast tamta marcowa wygrana z późniejszymi mistrzami była ostatnim momentem, w którym Bulls mieli dodatni bilans. Przez następne cztery sezony nie tylko kończyli rozgrywki na fazie zasadniczej, ale nawet przez chwilę, w żadnym momencie nie byli na plusie.

To zmieniło się dopiero teraz, wraz z wygraniem meczu otwarcia sezonu, a po trzech następnych spotkaniach nadal są niepokonani i to już najlepszy ich start od czasów Michaela Jordana.

Chicago Bulls wreszcie wrócili i od razu w imponującym stylu.

Ale tak właśnie miało być, bo przecież mocno się o to postarali, będąc jedną z najaktywniejszych drużyn na rynku w ostatnich miesiącach. Wydali dużo pieniędzy i poświęcili sporo picków w przyszłych draftach, żeby znacząco wzmocnić drużynę. Zakończyli tę ciągnącą się i nie przynoszącą efektów przebudowę wokół młodzieży, stawiając na sprawdzonych zawodników.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.