Flesz: Paradoks Westbrooka w Lakers

4
fot. twitter.com/russwest44

We wrześniu 2020 roku Los Angeles Lakers w drodze do mistrzostwa zniszczyli nowatorską koncepcję mikroballu Houston Rockets, mogą jednak paradoksalnie z niej właśnie zaczerpnąć, żeby (nie tak) sensacyjny trade z piątku przekuć w kolejne trofeum. Przewrotność Russella Westbrooka w koszulce Lakers nie na tym jednak polega.

Lakers choroba “więcej”, czyli nieodłączna chęć wiązania się z głośnymi nazwiskami, już po raz drugi w tym roku przynosi do składu kogoś kto poważnie skomplikuje kształt drużyny z poważnymi aspiracjami do tytułu.

Najpierw rolujący do kosza Andre Drummond, sprowadzony wiosną i z miejsca wstawiony do pierwszej piątki, zaburzył układ, który w poprzednim sezonie najlepiej funkcjonował z 5-out centrem Marcem Gasolem i znamionował jeszcze lepszą drużynę w playoffach niż ta, która w 2020 roku zdobyła tytuł. Teraz niekrytym na obwodzie, gdy piłka będzie w rękach LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa, będzie Russell Westbrook. Między swoimi trzema najlepszymi graczami w składzie Lakers mieli w sezonie 2020/21 zaledwie 4.3 celnego rzutu za trzy w meczu na skuteczności 33%. To w żadnym wypadku nie będzie samograj, jak skład z pierwszej części poprzedniego sezonu.

Na pytanie czy ruch po Drummonda był potrzebny Frank Vogel odpowiedział w ostatnim meczu przegranej serii z Phoenix Suns i wyjął go nie tylko z pierwszej piątki, ale z całej rotacji. Pytanie czy zespół, który zdobył tytuł w 2020 roku i który w poprzednim sezonie do czasu kontuzji Davisa i Jamesa był na 2. miejscu w Konferencji Zachodniej – i który mógł zostać utrzymany po podpisaniu nowych kontraktów ze Schroderem, Caruso i Hortonem-Tuckerem – nie powinien w tym samym składzie, wypoczęty, przystąpić do gry w sezonie 2021/22.

Pytanie: czy Lakers nie popełnili właśnie poważnego błędu, oddając Kuzmę, Caldwella-Pope’a i Harrella za Westbrooka. Być może to właśnie zrobili.

Można sobie wyobrazić Davisa, Jamesa i Westbrooka cieszących się z tytułu – Jamesa po latach w Miami znów grającego na obwodzie z kimś kogo na poziomie atletycznym może podziwiać. Samych dwóch pierwszych to jak nie dwie, tylko trzy gwiazdy – tak znakomicie James potrafi skanować grę w playoffowej serii i tak wielką kopalnią łatwych punktów jest Davis i krosmeczem na Nikolę Jokica, wspomnianych Suns czy Draymonda Greena. Do czasu kontuzji Davisa w pierwszej połowie meczu nr 4 serii z Suns, Lakers prowadzili 2-1 i kontrolowali serię.

Niekryty Westbrook potrafi jak mało który gracz w najnowszej historii zamieniać tę wolną przestrzeń – którą mu się zostawia, gdy jest bez piłki – w atakowanie ofensywnej tablicy i zbieranie piłki nad graczami, których kołysze też do snu w post-up. Lakers powinni nadal dominować tablice. Ponoć cała plejada weteranów – w tym mający zastąpić Kuzmę Carmelo Anthony i Rudy Gay – czeka na wykorzystanie przez Lakers małego wyjątku Mid-Level 6 mln dolarów i minimalnych kontraktów. Caruso i Horton-Tucker są zastrzeżonymi, a nie niezastrzeżonymi wolnymi agentami, z kolei Schroder może odejść jeszcze w dealu sign-and-trade. Jeśli w ogóle odejdzie, bo Lakers mogą mu zaproponować większe pieniądze niż te, które dostanie gdziekolwiek. 100-milionowy podatek raczej nie będzie problemem dla Top2 najbardziej wartościowej organizacji w lidze.

Z drugiej strony Westbrook nigdy nie został poprawnym obrońcą, co w kontekście jego kosmicznego atletyzmu, jest chyba największym defensywnym rozczarowaniem tego millenium. Tymczasem wciąż trzeba mieć skład w Top-11 efektywności defensywnej, by zdobyć tytuł, 37-letni w grudniu James nie będzie już młodszy, a Davis już w poprzednim sezonie narzekał na bóle Achillesa i teraz od jego obecności zależeć będzie po bronionej stronie parkietu jeszcze więcej. Już pojawiają się doniesienia, że częściej w przyszłym sezonie grał będzie pozycję centra. Zamiana minut Caldwella-Pope’a – i wcześniejszych Danny’ego Greena – w te Westbrooka to jeden z największych regresów w powrotach do obrony, a przecież Lakers wciąż muszą znaleźć rzucającego obrońcę i środkowego do pierwszej piątki.

Pytanie więc czy Frank Vogel będzie miał odwagę, by spróbować wyjąć z kariery dziś już mniej rzucającego niż przed laty Westbrooka, ten jeden wyjątkowy sezon 2019/20 w Houston – te dwa ostatnie miesiące przed pandemią, zanim po niej w playoffach nie odbudował się po kontuzji – gdy funkcjonował jako wyizolowany i agresywny jeden na jeden fałszywy silny skrzydłowy, co by nie powiedzieć center (nieco podobnie jak C-awhi Leonard), który jechał z wyższymi obrońcami – np z Rudy’m Gobertem – po penetracjach, a z niższymi grał bliżej kosza. Wtedy – jeszcze nawet przed oddaniem w styczniu 2020 Clinta Capeli do Atlanty i zanim Rockets poszli oficjalnie w mikroball z czterema ludźmi space’ującymi środek dla Westbrooka – Mike D’Antoni odkrył w nim nowoczesną wersję równie pudłującego za trzy Charlesa Barkleya. W 23 meczach od początku 2020 roku do przerwania sezonu w marcu – Capela został przehandlowany do Atlanty 5 lutego – Westbrook trafiał 53% rzutów i zdobywał najlepsze w tym czasie w Konferencji Zachodniej 31.7 punktów na mecz (tylko Beal w całej lidze rzucał więcej). Już po odejściu Capeli trafiał aż 55% rzutów, oddając tylko 2.4 trójki w meczu. W najlepszym ustawieniu Lakers z Davisem jako rzucającym centrem i z Jamesem kryjącym silnych skrzydłowych i nominalnym kozłującym, może być miejsce na stworzenie warunków do takiej gry łap-atakuj.

Dziś ta idea wydaje się być drogą do wyjścia z problemu. Nie same izolacje, nie tylko szybkie akcje w półkontrataku po outlet podaniach Jamesa, ale Westbrook stawiający zasłony Jamesowi czy Davisowi. To gracz, który mimo odwiecznej krytyki cały czas znajduje sposoby na dominowanie istotnych elementów meczów jak gra w transition, wykorzystywanie mismeczów, zbiórki w obronie, tylko że trzeba poświęcić kształt, by wyjąć z niego co najlepsze. Udowodnił też sezonami z Paulem George’em i tym ostatnim z Bradleyem Bealem, że jest w stanie zamienić część swoich rzutów na sprawne funkcjonowanie innych i grę pod zespół.

I w tym tkwi paradoks.

Czy będziemy oglądać Westbrooka ostrożnie wpasowującego się w klasyczny kształt, w którym on i James rezygnują z rzutów na obwodzie i przesadzają z podawaniem, czy też Vogel popchnie Westbrooka do zrezygnowania z rzutów za trzy i w jego dzikie instynkty dominowania i bycia hiperagresywnym jak był w dwa sezony temu w Houston, gdy wreszcie – wreszcie – na moment, na kilka miesięcy, zamknął usta swoim nawet tym analitycznym krytykom.

Lakers otrzymują gracza, który chce wreszcie wygrać tytuł i sama ta chęć może okazać się lepszym pomysłem, niż przywracanie z powrotem kształtu składu, który wygrał w 2020 roku. D’Antoni jest od kilku dni trenerskim wolnym agentem – Lionel Hollins i Jason Kidd opuścili sztab Vogela – ale nawet bez niego Vogel powinien sprawdzić niekonwencjonalne rozwiązanie i zamiast dopasowywać Westbrooka do gry Davisa i Jamesa, postąpić odwrotnie.

Poprzedni artykułCeltics pozyskali Richardsona i Dunna, w Dallas otwierają miejsce
Następny artykułRaptors i Blazers analizowali wymianę Pascala Siakama za C.J. McColluma

4 KOMENTARZE

  1. Zmieniać Westbricka, to jak zmieniać koło w kwadrat. Da się, ale po drodze zesrasz się kilka razy.

    Można powiedzieć, że Westbrick w ataku jest trochę takim Wade’m circa 2012, Anthony Davis lepszym Chrisem Boshem, ale niestety Lebron to już może z 70% tamtego Pedro.

    Jedynym rozwiązaniem, które się samo nasuwa, to dać RW piłkę, a Tatko i Szklany Tony muszą zmienić się w elitarnych cutterów, screenerów i pickandpopystów (tak, wymyśliłem to właśnie).

    Tylko w obronie będzie kasza. Chyba, że Pelinka doda dobre buraczki. Może będzie z tego top 11 obiod.

    0