Oglądając tegoroczne playoffy można szybko zapomnieć jak poradziliśmy sobie przez poprzedni rok z tym smutnym widokiem meczów rozgrywanych przy pustych trybunach. Wtedy najważniejsze było, że w ogóle NBA gra i zeszłoroczne playoffy mimo wszystko zapewniły dużo emocji, ale mecz ma zupełnie inną energię, kiedy hala żyje i wokół parkietu są kibice. ABC świetnie to teraz wykorzystuje podczas transmisji finałów, pokazując co chwilę szalejący tłum w Phoenix. Kibice znowu są ważną częścią tego widowiska.
Również dlatego, że prowadzą bezpośrednią rywalizację z najlepszym zawodnikiem Milwaukee Bucks. Kiedy Giannis Antetokounmpo staje na linii rzutów wolnych, wtedy to właśnie kibice ‘wchodzą co gry’ i ma przeciwko sobie kilkanaście tysięcy ludzi odliczających upływające sekundy. Kibice zawsze próbują rozproszyć uwagę rywali stojących na linii i przeszkodzić im w wykonaniu celnego rzutu, ale ta zabawa jest jeszcze lepsza, bo to niemal jak wyścig. Czy Giannis zdąży z tą całą swoją irytująco długą rutyną i odda rzut zanim sędziowie pod presją publiczności będą musieli użyć gwizdka?
Ta zabawa zaczęła się w pierwszej rundzie w Miami, po tym jak w meczu otwarcia serii sędziowie odgwizdali Antetokounmpo błąd 10 sekund. To, że Giannis mnóstwo czasu spędza na linii i długo zbiera się do rzutu nie jest niczym nowym, ale zaskakująca była decyzja sędziów. Dotychczas przymykali oko i nie reagowali w tych sytuacjach, a teraz nagle w kluczowym momencie sezonu przypomnieli sobie, że w przepisach jest wyznaczony limit czasu. 10 sekund na oddanie rzutu wolnego od momentu gdy zawodnik dostanie piłkę. Kibicom więcej nie było trzeba i jak tylko rywalizacja przeniosła się do Miami, zaczęło się głośne odliczenie. Ale wtedy jeszcze nie stało się to tak dużą historią, bo goście rozbili Heat i Giannis długo nie pograł w AmericanAirlines Arena. W następnej rundzie pomysł podchwycili na Brooklynie i nawet chciano pomóc kibicom, przygotowując specjalny zegar, który pokazywano na telebimie. NBA jednak nie spodobało się, że drużyna w taki sposób drwi sobie z przeciwnika i nakazano usunięcie zegara. Niech kibice się bawią i sami odliczają.
To też dla ligi niekomfortowa sytuacja, bo przepisy przepisami, ale jak wytłumaczyć, że nagle egzekwuje się przepisy, które dotychczas były właściwie martwe? Dlatego w większości sytuacji sędziowie nadal podchodzą do tego bardzo pobłażliwie i nawet kiedy kibice doliczą do 12, nie używają gwiazdka. Ale presja wtedy rośnie i kolejna sekunda, może zmusić ich do reakcji, co też zmusza Giannisa do oddania w końcu rzutu.
Nagle ta przydługa rutyna zapewnia dodatkową rozrywkę. Oglądając mecze na League Passie to przeważnie jest ten fragment, który skracam klikając przewijanie o 10 sekund, ale teraz nie można tego tak po prostu ominąć. Tym bardziej, że w finałach kibice pokazywani są w podzielonym ekranie obok stojącego na linii Antetokounmpo, co tylko podkręca tę rywalizację. Widzimy ich radość kiedy Giannis rzuci airballa albo rozczarowanie na twarzach, gdy piłka wpadnie do kosza. Bo oczywiście poza samą długością zbierania się do rzutu, kluczowa jest niska skuteczność na linii lidera Milwaukee Bucks. W playoffach wynosi tylko 55%.
Po Game 1 finałów był pytany, czy zwrócił uwagę na tę zabawę kibiców.
“Of course, 20,000 people yelling, ‘One, two, three, four,’ you notice that.”
Antetokounmpo podkreśla, że cały czas koncentruje się na tym, żeby robić swoje. Na rutynie, na rzucie i z każdą kolejną wizytą na linii przestaje słyszeć kibiców. Traktuje to jako kolejne wyzwanie, starając się wyłączać w głowie otaczający go hałas. Nie ma innego wyjścia, bo świetnie zdaje sobie sprawę, że szybko to się nie skończy. Pewnie w kolejnym sezonie w każdej hali będzie słyszał odliczanie. Zatrzymać może to jedynie skrócenie jego rutyny, a przede wszystkim poprawa skuteczności.
“I’ve learned to embrace it. Like, I know it’s not going to stop.”
Przypomnijmy, że jeszcze niedawno Antetokounmpo wcale nie był aż tak kiepski na linii. Miał pięć kolejnych sezonów, w których średnio trafiał solidne 75% wolnych. Pogorszenie nastąpiło w 2019/20, kiedy średnio stawał na linii 10 razy na mecz, co jest jego rekordem kariery i równocześnie zanotował najgorsze w karierze 63.3%. Potem nawet występy w pustej i cichej hali w Orlando nie pomogły mu tego poprawić. W playoffach w bańce jego skuteczność była jeszcze gorsza i wyniosła 58%. W tym sezonie poprawił się, ale nadal było to kiepskie 68.5%. Natomiast obecnie jest pierwszym zawodnikiem od playoffów 2015 (Dwight Howard i DeAndre Jordan), który oddając ponad 100 rzutów wolnych, wykorzystał mniej niż 60% z nich.
W rywalizacji z kibicami w Phoenix jak na razie trafił 60% wolnych, co można uznać za jego mały sukces, bo jest to nawet minimalnie lepszy wynik niż jego skuteczność w playoffach we własnej hali, kiedy nikt mu nie przeszkadza (59%, na wyjazdach 52.2%). Ale przede wszystkim warto zwrócić uwagę, że w finałach oddał już w sumie 30 rzutów wolnych. Najwięcej w tych playoffach w dwóch kolejnych meczach, zapewniając kibicom dużo okazji do wspólnej zabawy.
Uwaga koncentruje się oczywiście na tym jak męczy się na linii i pudłuje kolejne rzuty, które często nawet nie dotykają obręczy, ale trzeba też docenić Giannisa za jego nieustępliwość. To jest w tym wszystkim najważniejsze i najbardziej imponujące. Przeważnie zawodnik, który bardzo słabo rzuca wolne, po kolejnych spudłowanych próbach, stara się unikać następnych wizyt na linii i widzieliśmy to niedawno na przykładzie Bena Simmonsa. Te problemy wpłynęły na jego grę i stracił swoją agresję w ataku, ponieważ wolał nie mieć piłki w rękach, żeby rywale go nie sfaulowali. Antetokounmpo tymczasem gra tak, jakby zupełnie się tym nie przejmował. Dalej atakuje z taką samą intensywnością, dostaje się do pomalowanego i wymusza faule. Nie zniechęca się kolejnymi nieudanym próbami. Nawet jeśli są to airballe. Wraca na linię i dalej rzuca. Nie przeszkadza mu też, że cała hala jest przeciwko niemu. Trzyma się swoje rutyny i nie przyspiesza swoich rzutów. Nie przestaje wierzyć w swój rzut. Podobnie jak ma to miejsce, kiedy rzuca zza łuku. Czasami aż za bardzo próbuje się przełamać, ale takie podejście bardzo pomaga mu poradzić sobie z wyzwaniem na linii. Nie obawia się kolejnych prób, bo jest przekonany, że piłka będzie wpadać.
Wierzy w swój rzut, bo wierzy w swoje przygotowanie i pracę jaką wykonuje.
Na koniec przypomnijmy fragment artykułu Maliki Andrews z ESPN sprzed sezonu, w którym opisuje jak w czasie poprzednich wakacji Giannis starał się poprawić swoją dyspozycję na linii:
Pomiędzy najbardziej wyczerpującymi częściami treningu Antetokounmpo rzucał dwa wolne. W ten sposób, zanim podszedł do linii, oddychał ciężko – tak jak w meczu.
Antetokounmpo dodał do tego coś jeszcze. Jeśli nie trafił rzutu, jego trenerzy musieli biegać, a on musiał patrzeć. Widok innych ludzi płacących za jego błędy był torturą dla Antetokounmpo. Jest to powszechna strategia motywacyjna stosowana przez trenerów szkół średnich na całym świecie.
To nie wystarczyło. Zaprosił na salę swoją dziewczynę Mariah Riddlesprigger i ich 10-miesięcznego syna Liama. Teraz Antetokounmpo musiał trafić rzuty wolne lub przejść torturę oglądania Riddlesprigger biegającej z Liamem. Miało to na celu zwiększenie odpowiedzialności i skupienia.
Chyba treningi rzutowe z bieganiem jego dziewczyny z dzieckiem nie pomogło
To bieganie z dzieckiem nawet jeśli dreptała tylko powoli i tak jest jakimś tragicznym pomysłem