Dniówka: Czy Bucks znajdą sposób na Paula? Suns stracili Sarica

To miały być finały Chrisa Paula i w meczu numer jeden Chris Paul zadbał, żeby tak właśnie było. Giannis Antetokounmpo zaskakująco szybko wyleczył kolano i wyglądał wyjątkowo dobrze po powrocie, ale to nie on był historią wtorkowej nocy w Phoenix. Paul czekał na ten moment długie, 16 lat swojej kariery i zrobił co trzeba, żeby wykonać kolejny krok przybliżający go do mistrzostwa. Po fantastycznym występie na zakończenie poprzedniej rundy, teraz znowu był nie do zatrzymania. Znowu grał jak przystało na Point Goda, który zdominował już wcześniej pojedynek z Denver Nuggets. W trzeciej kwarcie zupełnie przejął Game 1. Zdobył wtedy połowę ze swoich 32 punktów, a Phoenix Suns uciekli na 20-punktowe prowadzenie. Natomiast w czwartej kwarcie przypieczętował wygraną, zatrzymując comeback rywali.

Milwaukee Bucks przez cały sezon przygotowywali się na playoffy pracując nad zmianami krycia w obronie. Wcześniej w ich grze brakowało switchów i to miał być jeden z kluczowych elementów, który pomoże im w walce o tytuł. Jednak w pierwszym meczu tej decydującej serii nie zadziałało to tak, jak sobie wyobrażali. Paul wykorzystał tę taktykę na swoją korzyść i bezwzględnie karał środkowych, którzy znaleźli się przed po zmianie krycia. Brook Lopez i Bobby Portis byli bez szans, kiedy zapraszał ich do tańca, a potem mijał albo robił stepback, rzucając im jumpera sprzed nosa.