New York Knicks grają całkiem przyzwoity sezon i dla spragnionych sukcesów kibiców z Madison Square Garden taka odmiana jak walka o play-offy jest czymś miłym. Rodzi się zatem pytanie, na ile to zasługa Toma Thibodeau, który przed sezonem został głównym trenerem Knicks.
Zespół z Nowego Jorku to aktualnie trzecia najlepsza defensywa w lidze, co przekłada się na bilans w okolicach .50%. Na zdecydowanego lidera Knicks wyrósł Julius Randle, o którym mówi się jako o graczu z poziomu All-Star. Randle był ostatnio gościem w podcaście “The Old Man and the Three” prowadzonym przez J.J.’a Redicka, gdzie opowiedział m.in. o tym, jakim trenerem jest Thibs i dlaczego Knicks wyglądają tak dobrze.
Obóz przygotowawczy był bardzo ważny, nawet jeśli nie był zbyt długi. Jeszcze w pre-season mówiliśmy sobie, że nasza defensywa jest zdecydowanie lepsza od ofensywy. Wygrywaliśmy mecze dzięki defensywie. Nie byłem jeszcze w play-offach, więc nie do końca wiem, jak to funkcjonuje, ale jesteśmy przygotowani na każdego rywala, z meczu na mecz. Mamy oczywiście nakreślone jak chcemy bronić, ale pod względem detali i poziomu przygotowania pod konkretnego rywala Nie mogę porównać tego z niczym innym. Nie mozemy dużo trenować, praktycznie w ogóle. Uwaga jaką Thibs i sztab przywiązują do detali jest niesamowita
Randle ma opinię zawodnika, który nie boi się ciężkiej pracy i wygląda również na to, że Thibs to pierwszy trener w jego karierze wymagający od niego dużo, chce, żeby był odpowiedzialny za wynik.
Kiedy zatrudniano trenera spytano się mnie kogo potrzebuję, aby stać się jescze lepszym graczem. Powiedziałem, że chcę kogoś, kto będzie cały czas ode mnie wymagał, kogoś, kto uczyni mnie odpowiedzialnym. Wszyscy pozostali trenerzy byli dla mnie ważni w poszczególnych momentach kariery, ale Thibs cały czas chce ode mnie jeszcze więcej. Wydaje mi się, że pod jego skrzydłami stałem sie zupełnie innym graczem
Randle zaczynał swoją karierę w Los Angeles Lakers i naturalnie nie mogło zabraknąć w podcaście również anegdotki związanej z Kobim Bryantem. Tym razem wiąże się ona z ostatnim meczem Kobasa w karierze – Bryant oddał wtedy 50 rzutów i zdobył 60 punktów. Jak to spotkanie wyglądało od środka, od zawodników znajdujących się w szatni?
Nie musiał nic mówić, wiedzieliśmy, że będzie rzucał za każdym razem, gdy będzie mógł. Mieliśmy mu tylko podać piłkę. Nie zaczęło się najlepiej, trafił chyba dwie z 15 pierwszych prób. Zaczęliśmy się martwić. Jednak po pewnym momencie wyglądał jak stary dobry “Black Mamba”, a w tamtym sezonie było tylko kilka takich momentów. (…) W pewnym momencie dostałem piłkę i powiedziałem, że teraz moja kolej na rzut. On na to: “Chcesz, żeby cała hala Cię wygwizdała? Oddaj mi tę cholerną piłkę”. Po meczu dodał jeszcze: “Macie szczęście, że skończyłem karierę, bo gdybym był w swoim szczytowym momencie, tak wyglądałby każdy mecz”
W rozmowie poruszono również inne tematy, ciekawszymi są: to jak dobre przygotowanie do meczu przekłada się na jego pewność siebie, jak wyglądał jego mindset po tym jak złamał nogę w debiucie w NBA, jak radzi sobie z mediami w dużych ośrodkach, w których grał, jego przemyślenia na temat Immanuela Quickleya oraz viralowym wideo, na którym syn Randle’a powala kolegę z drużyny. Tematów jest oczywiście dużo, dużo więcej.
Młody chciał tylko dostać piłkę…
“New York Knicks nie grają przyzwoity sezonu” :D