5 na 5: MVP, rewelacje sezonu i Perły League Passa

2
fot. newspix.pl

1. Gdyby sezon zakończył się dziś, to kto powinien zostać MVP?

Adam Szczepański: Joel Embiid. Wreszcie dominuje tak, jak tego od niego od dawna oczekiwaliśmy, wykorzystując swoją siłę, skill i rzut. A co jeszcze niezwykle istotne, robi to regularnie (obecnie ma najdłuższą w karierze serię 11 meczów na co najmniej 25 punktów), cały czas też jest kluczową postacią defensywy i Sixers mają najlepszy bilans na Wschodzie. Więcej zwycięstw daje mu przewagę nad Nikolą Jokicem.

Piotr Sitarz: LeBron James. Czy to, że bawi się w zasadzie z każdym zespołem, z każdym przeciwnikiem, nie jest wystarczającym powodem? Wiem, że kontrkandydaci – Kawhi, Durant, Embiid, Jokić, Curry – nie stoją na przegranej pozycji (zwłaszcza Kawhi), no ale mamy przed oczyma 36-letniego LeBrona Jamesa przełączającego się w sezonie regularnym z luźnej linijki 25/8/8 (!) w swoją najlepszą wersję w momentach tego wartych. Nie ma w NBA gracza bardziej clutch. Nikt tak nie kończy meczów jak James obecnie. Jest plus-52 w 63 clutch minutach. Rzucił wtedy 61 punktów, trafił 49% rzutów z gry i 47% rzutów za trzy. Poza tym jest lepszym koszykarzem niż przed rokiem. Poprawił rzut za trzy punkty. Poprawił step-back. Za rok, dwa, będzie trafiał trójki stamtąd skąd rzucają Lillard i Curry. Moim zdaniem jest przed Kawhi’em, który np. statystycznie – według choćby RAPM – jest obecnie najlepszym graczem ligi.

Sebastian Bielas: Tatuś z Los Angeles. Przed rozpoczęciem sezonu wiele mówiło się o tym, że LeBron potraktuje pierwsze miesiące ulgowo. 36 lat na karku i rekordowo krótki odpoczynek w offseason miały być tego naturalnym wytłumaczeniem, a tymczasem po raz kolejny pokazuje nam, że starzeje się lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Prowadzi Lakers do zwycięstw w sytuacji, kiedy nie ma od Anthony’ego Davisa tak mocnego wsparcia jak w poprzednich rozgrywkach. To nie jest tak, że nie ma innych poważnych kandydatów do nagrody, a niedocenianie tego co robi Nikola Jokić i Joel Embiid będzie niewybaczalne. James w tym momencie ma jednak wszystko – wielbiącą go ligę, indywidualne statystyki, pozycję drużyny w tabeli i stojącego nieco w cieniu AD. To wszystko przemawia na jego korzyść.

Dominik Kołodziej: Stephen Curry. Zdaje sobie sprawę z tego, że są mocniejsze nazwiska, ale trudno nie wyróżnić Stephena za to, co robi dla Warriors. W San Francisco nie ma składu na playoffy, bo kto jest drugim graczem najlepszym graczem Wojowników? Jest Curry i długo, długo nic. Nawet jeśli nie ma piłki, to sprawia, że pozostałym gra się dużo lepiej. Tylko i wyłącznie dzięki niemu Warriors mogą mieć nadzieje na playoffy. Chef Curry.

Maciej Kwiatkowski: LeBron James. Jest zdecydowanie najlepszym graczem i dopóki to się nie zmieni, ma mój głos. W tym sezonie regularnym Steph Curry jest niedaleko za nim, a dalej: Luka, Embiid, Jokić, bez kolejności.

2. Kto jest w Twoich oczach największą rewelacją sezonu? 

Szczepański: Utah Jazz. Już rok temu widzieliśmy w nich duży potencjał i przed obecnym sezonem liczyłem na to, że teraz zaczną lepiej klikać, ale nie spodziewałem się że aż tak bardzo klikną. Wyglądają imponująco po obu stronach parkietu, nagle stając się prawdziwą maszyną, która tylko rozjeżdża kolejne drużyny. Wbili się do grona poważnych kontenderów, gdzie wcześniej mało kto ich widział.

Sitarz: Utah Jazz. Piękną koszykówkę grają na pamięć, trójka Conley-Mitchell-Gobert wygląda na najlepszy tercet w NBA, komu mieli odpowiedzieć – odpowiedzieli, wciąż trafiają rekordową liczbę rzutów za trzy punkty (16.9) i są jedynym zespołem ligi w Top5 obu efektywności (4 atak i 4 obrona). To są wyżyny koszykówki. Być może najlepsza od paru lat definicja zespołu sezonu regularnego.

Bielas: Utah Jazz. Bo ciężko nie zauważyć tego co wyprawiają w ostatnich tygodniach. Jeśli będą to kontynuować to szykuje nam się piękna historia, a narrację mamy już przygotowaną.  Drużyna walcząca o mistrzostwo, której kilka miesięcy temu bliżej było do całkowitego rozpadu niż do grania w playoffach musi się podobać.

Kołodziej: Charlotte Hornets. Z bólem serca muszę przyznać, że nie wierzyłem w projekt pt. “Gordon Hayward 4 lata/120 mln”, ale dobrze być pozytywnie zaskakiwanym. Zdawałem sobie sprawę, że LaMelo będzie lepszy od starszych braci i póki co się nie zawiodłem. Jednak nie upatrywałem w Hornets kandydata do playoffów. Teraz, patrząc na indolencję niektórych zespół na Wschodzie wierzę, że play-in jest jak najbardziej w zasięgu.

Kwiatkowski: Utah Jazz. Czułem, że będą dobrzy, ale że piłka fruwać będzie jak pinball, to się nie spodziewałem. Lakers i Clippers nadal wydają się w playoffowym matchupie mieć bardziej wykwalifikowane posiadania ofensywne w ostatnich pięciu minutach meczu, ale niezależnie od tego jak potoczą się kolejne miesiące, to jeśli przed playoffami Jazz mieli będą skład w zdrowiu, będą realnym kontenderem do wygrania Konferencji Zachodniej.

3. Który kontender jest w największych opałach?

Szczepański: Brooklyn Nets. Nie nazwałbym tego opałami, ale są w najtrudniejszym położeniu w grupie kontenderów, ponieważ dopiero zaczynają tworzyć swoją drużynę. Ich gwiazdorski tercet rozegrał na razie tylko 7 meczów, a KD i Irving wcale niewiele więcej wcześniej. Są na samym początku trudnej drogi. Nie ma wątpliwości, że będą wygrywać, ale do wejścia na mistrzowski poziom potrzeba czegoś więcej, a w tym kontekście zwłaszcza ich defensywa pozostanie ogromnym znakiem zapytania.

Sitarz: Denver Nuggets. Coś jest nie tak, jeśli w dość obszernych fragmentach meczów granych po sobie widać pogłębiającą się dysproporcję pomiędzy Nikolą Jokiciem, a resztą graczy. Może te trzy porażki z rzędu z trudnymi rywalami – Lakers, Kings, Bucks – były naturalnym porządkiem rzeczy, a może zapowiedzią poważniejszych kłopotów zespołu, który wciąż nie broni (18. efektywność defensywna). Widzę tutaj problem, do którego dokładam dwa rozczarowania: chyba nieco wolniejszego Willa Bartona oraz Jamala Murraya, który względem poprzedniego sezonu regularnego nie wpływa na wynik tak, jak słusznie mogło się wydawać po playoffach w Orlando, a nawet można powiedzieć, że gra sezon zauważalnie słabszy.

Bielas: Brooklyn Nets. W tym momencie wydają się być najprostszą odpowiedzią. Wszyscy wiedzieli, że będą potrzebowali czasu żeby skład zaczął klikać, ale ich obrona wygląda chyba nawet gorzej niż początkowo zakładano. Oczywiście to wciąż mała próba, a trójka liderów nie spędziła jeszcze razem na parkiecie zbyt wielu minut, niemniej jednak zegar powoli zaczyna tykać.

Kołodziej: Los Angeles Clippers. Jeśli kontuzja Paula George’a okaże się poważna, a pojawiają się doniesienia, że może tak być, to sezon trzeba będzie spisać na straty. Clippers nie są przygotowani do gry z jednym All-Starem i widać to w ostatnich spotkaniach. Patrząc nieco do przodu – Kawhi Leonard ma po tym sezonie opcję zawodnika, co przy kolejnych złych rozgrywkach stwarza pole do spekulacji. Na razie można wróżyć z fusów.

Kwiatkowski: Denver Nuggets. To dlatego, że mam wrażenie przed sezonem po prostu na poziomie strategii menedżmentu poddali walkę z Lakers w 2021 roku, nie przepłacając Granta i puszczając Plumlee’ego. Tego drugiego im teraz brakuje. Stali się jeszcze mniej fizycznym zespołem, co w starciu z Lakers – gdzie Davis to najlepszy matchup na Jokica w lidze – tym bardziej ich osłabiło.

4. Która nietypowana przed sezonem wysoko drużyna ma największą szansę sprawić sensację w playoffach?

Szczepański: Memphis Grizzlies. Sądziłem, że w tym sezonie zrobią mały krok w tył i nie będzie ich w wyścigu o playoffy, ale Ja Morant szybko pokazał mi, żebym nie stawiał przeciwko niemu i jego drużynie. W tym momencie Grizzlies są zespołem na około 50% zwycięstw, mimo że po drodze mieli problemy z covidem i kontuzjami, a w drugiej części sezonu powinni już mieć wreszcie z powrotem Jarena Jacksona i Justise’a Winslowa. Morant na czele silniejszego składu może jeszcze bardziej namieszać.

Sitarz: San Antonio Spurs. Krok po kroku zbliżają się do Top5 efektywności defensywnej. Na razie są na miejscu 10 – tracą 109 punktów na 100 posiadań. Na teraz kluczowe pytanie brzmi: czy piątce Murray-Walker-Johnson-DeRozan-Aldridge uda się w tym sezonie zostać piątką plusową, a jeśli nie, to czy wiązać się to będzie z wymianą LaMarcusa Aldridge’a, po którym lada moment nie zostanie cień? Ogólnie rzecz ujmując w dowolnym kształcie, bo przecież LMA o sile tego zespołu już nie świadczy, najbliższa przyszłość Spurs prezentuje się całkiem przyjemnie. Ostatnia część pierwszej fazy sezonu nie będzie trudna – zwłaszcza, że mają lepszy bilans w meczach wyjazdowych. To plus lepsza obrona powinno pomóc utrzymać miejsce w Top8 przez kolejny miesiąc.

Bielas: Sixers idą w dobrym kierunku. To nie tak, że przed sezonem stawiałem ich jakoś bardzo nisko, ale w gruncie rzeczy skazywałem eksperyment Embiida i Simmonsa na porażkę od dawna i na tym etapie sezonu bardziej oczekiwałem przedtrejddedlajnowych doniesień o możliwym rozpadzie duetu, niż ich dobrej gry i pierwszego miejsca w tabeli Wschodu.

Kołodziej: Sacramento Kings. Nie zaczęli dobrze, ale też z czasem jak De’Aaron Fox zdał sobie sprawę, że musi w każdym meczu grać agresywnie, Kings zaczęło wychodzić więcej rzeczy. W końcu mądry (i być może szczęśliwy) wybór w Drafcie, bo Tyrese Haliburton wszedł do ligi i pokazał swoją koszykarską inteligencję po obu stronach parkietu – no i nie pęka w ważnych momentach. Nawet jeśli awansują do playoffów, to zapewne odpadną w pierwszej rundzie, ale wydaje mi się, że w końcu coś tam ruszyło w dobrym kierunku.

Kwiatkowski: Memphis Grizzlies. To bardzo aktywnie prowadzony przez Taylora Jenkinsa młody defensywny team, który ma pod górkę w ataku, za to bardzo chętnie podaje sobie piłkę – od zawsze umieram za takie. Grizzlies mają analitycznie dopiero 24. jakość rzutów i są w każdym posiadaniu jak utalentowane dziecko chodzące o dwie klasy wyżej i próbujące rozwiązać zadanie przerastające możliwości. Ale już byli na dziewiątym miejscu Zachodu sezon temu i teraz są tylko o lepsze zdrowie od ósemki. I nie widzę jeszcze sufitu dla ich głównego kozłującego.

5. #PerłaLeaguePassa Jeden gracz/team, o którym nikt nie mówi, a którego kochasz w tym sezonie oglądać to: 

Szczepański: Tyrese Haliburton. Nie wiem czy on się liczy, bo trochę się o nim mówi, ale skorzystam z okazji, żeby jeszcze raz podkreślić jak świetnie ogląda się tego młodego guarda Sacramento Kings. Od początku sezonu jest moją perełką League Passa.

Sitarz: Malcolm Brogdon. Nie powiedziałbym, że kocham oglądać Malcolma Brogdona, ale myślę, że zasłużył na wyróżnienie (ogólnie Pacers są zespołem fun-to-watch), zwłaszcza, że być może dzieje się rzecz analogiczna do tego samego fragmentu poprzedniego sezonu – po koło 25 meczach w jego grze zaczął przejawiać się poważny przestój, aż w końcu nic nie zostało z bardzo wczesnej kandydatury do Meczu Gwiazd. Warto się spieszyć, a ze słabego początku miesiąca, kiedy wciąż gra najlepszy sezon w karierze i sprawia wrażenie zdrowego, można się jeszcze wydostać. Poza nim oczywiście Lu Dort, ale on jest już w sercach naszych matek i ojców.

Bielas: Jae’Sean Tate. W sumie nie wiem, czy wpisuje się w kategorię pytania, bo coś tam o nim słychać, a w Wake-Upie jego nazwisko przewija się nawet dosyć często, ale ja uwielbiam oglądać go jako młodszą wersję PJ Tuckera i będę zachęcał do tego każdego. Może nie sypie trójkami z automatu i nie masakruje obręczy, ale swoim hustle potrafi obdzielić cały skład Rockets i kilku przeciwników.

Kołodziej: Indiana Pacers. Nie jestem pewny, czy mówi się o nich wystarczająco dużo, w mojej opinii nie. Po części dlatego, że wszyscy zdajemy sobie sprawę, że pewnego poziomu nie przeskoczą, na pewno nie w tym sezonie. Nie ma tam też nazwisk, które przyciągałyby niedzielnego obserwatora. Ja jednak lubię ich oglądać, głównie dlatego, że jest to twardy, waleczny zespół. I być może nie ma tam nie wiadomo jak dużo talentu, czy głębi rotacji, ale nie o to tutaj chodzi. Myles Turner powinien być w brany pod uwagę w rozmowach o DPOY.

Kwiatkowski: Jae’Sean Tate (i David Nwaba). Nwaba i Tate – dwóch kozłujących middle-linebackerów, pseudo-czwórek, kuzynów Smarta, braci Dorta (fajnie że oni prawie wszyscy mają jednosylabowe nazwiska: Dort! Smart! Tejt!). Może to nowa pozycja, może nie, ale po prostu kocham oglądać stukilogramowych, mierzących 193 cm graczy w systemach 4-1 i 5-0. Ich fizyczna bezkompromisowość sprawia, że gdy podają piłkę, wygląda to niekonwencjonalnie.

Poprzedni artykułObserwacje (25): Kawhi, Melo, Kuzma
Następny artykułJak dobry był Larry Bird? Opowiada Patrick Ewing

2 KOMENTARZE

  1. 1. Dominik i Maciek zaszaleli z tym curry, ja wiem ze sentyment ale kiedy ostatnio mvp był choćby brany pod uwagę z poza PO zespołu? MVP sprawia ze nawet gowniany zespół jest top ligi! Taki Lillard bije go spokojnie, a jest jeszcze LBJ, joel, kawhi, giannis, jokic, luka..
    Spojler alert – curry nie wygra mvp!
    4. Phoenix!

    0