Kajzerek: Feministyczna rewolucja

2
AP Photo

Przy okazji spotkania Charlotte Hornets z Orlando Magic, po raz pierwszy w historii NBA na trójkę sędziowską złożyły się dwie panie – Natalie Sago oraz Jenna Schroeder. Było to kolejne potwierdzenie kierunku, jaki liga obrała kilka lat temu, gdy w porozumieniu ze związkiem sędziów znacznie szerzej otworzyła drzwi dla kobiet chcących wykonywać swój zawód w przestrzeni zdominowanej przez mężczyzn. Z każdym kolejnym sezonem pań pojawia się coraz więcej – koszykarze nie mają nic przeciwko, a liga pręży muskuły, bo nikt tak dobrze nie radzi sobie z zasadą parytetu.

Biorąc pod uwagę obecny trend, kwestią czasu był mecz, w którym to kobiety zdominują trójkę sędziowską. Panie Sago oraz Schroeder dobrze się znają, ponieważ pracowały ze sobą wcześniej, gdy w tercetach złożonych wyłącznie z kobiet sędziowały mecze G-League. Wśród 76 arbitrów przypisanych do meczów NBA bieżących rozgrywek, miejsce dla siebie wywalczyło aż siedem kobiet. To rekordowy wynik.

– To dla nas naprawdę coś wielkiego – mówiła Schroeder. – To dla mojej feministycznej duszy spełnienie marzeń – dodała. – Trzymamy się wszystkie razem i wspólnie to przeżywamy. […] Cieszę się, że jestem częścią ligi, która nie zwraca uwagi na płeć tylko na umiejętności – dodała Sago.

Pierwszą kobietą zatrudnioną do prowadzenia meczów NBA była Violet Renice Palmer. Rozpoczęła w 1997 roku i została na kolejnych osiemnaście sezonów. W tym samym czasie NCAA dopuściła do gwizdka Dee Kantner, która była pierwszą kobietą pełniącą takie obowiązki w lidze uniwersyteckiej. Potem przeniosła się do NBA, ale po pięciu latach została zwolniona, ponieważ “nie robiła satysfakcjonujących postępów w swoim rozwoju”. Palmer natomiast karierę zakończyła w 2016 roku z powodu kontuzji kolana. Próbowała wrócić po długiej rekonwalescencji, ale nigdy nie odzyskała formy sprzed urazu.

– Zawsze zachowywała się w odpowiedni sposób – wspomina Violet Palmer Rod Thorn. – Jest bardzo bystra i ma wiele własnych obserwacji na temat ligi oraz swojej pracy. Gdy z nią rozmawiasz, to szybko zdajesz sobie sprawę, że została wychowana tak, aby być “pierwszą” – dodał.

Obie panie stały się ogromną inspiracją i bez cienia wątpliwości pomogły rozwinąć kwestie obecności kobiet w sporcie mężczyzn. Palmer zakończyła pracę mając w swoim bogatym dorobku 919 meczów. Była także pierwszą kobietą, która sędziowała w fazie play-off, gdy w 2006 roku poprowadziła mecz pierwszej rundy pomiędzy Indianą Pacers i New Jersey Nets. W trakcie dziewięciu sezonów została przypisania do pięciu kolejnych spotkań fazy posezonowej. Jej sukces był gwarancją tego, że kobiety są wystarczająco silne, by sprostać wymaganiom stawianym przez to surowe środowisko. Po jej śladach bardzo pewnie stąpa Lauren Holtkamp-Sterling, która od kilku dobrych lat z dużym powodzeniem rozwija swoją karierę.

Adam Silver z nieskrywaną satysfakcją powtarza w rozmowach z dziennikarzami, że kobiet w NBA będzie więcej – zarówno w charakterze arbitrów, jak i trenerów. Komisarz nie będzie mówił o tym głośno, ale na pewno czuje naciski różnych grup społecznych, które domagają się tego, by umiejętności kobiet były oceniane w dokładnie takiej samej skali, co umiejętności mężczyzn. Jest to jednak bardzo grząski grunt, podatny na zderzenia różnych światopoglądów.

Obecni gospodarze ligi są zaskoczeni faktem, że w postępującej Ameryce drugiej połowy XX wieku nikt nie pomyślał poważniej o tym, by do sportu mężczyzn dopuścić kobiety. Dlatego Silver bardzo wyraźnie stara się zmienić w tym kontekście narrację. Jest bowiem przekonany, że wszelkie wymagania fizyczne związane z pracą w charakterze arbitra spotkania NBA – nie wymagają od kobiet wiele więcej niż od mężczyzn, którzy z natury mają do tego zadania większe predyspozycje. Komisarz zdaje się być tej kwestii ślepo oddany, bo już zapowiedział, że kobiety mają stanowić połowę z kolejnej puli sędziów zatrudnionych do prowadzenia meczów najlepszej ligi świata.

Monty McCutchen – były sędzia, a obecnie wiceprezes ligi ds. rozwoju i szkolenia sędziów, jest w tym wypadku największym sojusznikiem komisarza. Panowie wspólnie pracują nad tym, by stworzyć dla kobiet jeszcze większe możliwości do konkurowania o pracę na równych zasadach z mężczyznami. NBA od kilku lat ma obsesję pionierstwa. Chce wyznaczać trendy i tworzyć zupełnie nowy obraz sportu. To spuścizna, nad jaką komisarz Silver bardzo skrupulatnie pracuje i możemy być przekonani, że nic go od tego nie odwiedzie.

W tym kontekście zarówno WNBA oraz G-League funkcjonują jako poligon doświadczalny, który bardzo skutecznie weryfikuje, kto się nadaje, a kto nie. Liga nie boi się testować nowych – często kontrowersyjnych – rozwiązań w swojej spiżarni. Jej utworzenie pozwoliło NBA bez strat wizerunkowych sprawdzać różne koncepty dotyczące m.in. zmian w przepisach, czy wprowadzania do sportu kobiet. Poza tym w ostatnich latach związki sędziów różnych lig coraz częściej zgłaszają komisarzom problem, jakim jest spadającą liczba zainteresowanych tym zawodem. Ten argument także ugruntował decyzję NBA, by w przekroju ostatnich dwóch lat znacząco wzmocnić pulę kobiet wśród sędziów. Jeszcze w 2018 Lauren Holtkamp-Sterling była osamotniona i mówiła:

– Nie widzę teraz kobiety, która byłaby gotowa wskoczyć do NBA, bo jeśli któraś byłaby gotowa, to na pewno dostałaby taką szansę.

Tymczasem od 2016 roku prowadzony jest program rozwojowy dla sędziów. Zakłada on tworzenie 8-osobowych grup, w których obligatoryjnie musi być czterech mężczyzn i cztery kobiety. Po co najmniej trzech latach spędzonych w G-League, liga rozpatruje konkretnego kandydata pod kątem jego gotowości do prowadzenia meczów WNBA lub NBA. Liga zatrudniła nawet Michelle D. Johnson – pierwszą kobietę, która stanęła na czele akademii wojskowej US Air Force, by ta pomogła zbudować swoistą kulturę zatrudniania kobiet. Jednym z jej najtrudniejszych zadań było spacyfikowanie wszelkich konfliktów, gdy ktoś wywołał burzę twierdząc, że mężczyźni w tym zawodzie zarabiają więcej od kobiet. NBA w tym temacie ma rzekomo wiele do nadrobienia, zwłaszcza, że NCAA jest wobec kobiet z gwizdkiem znacznie bardziej hojna. Poza tym liga uniwersytecka nie wiąże się z tak wielkim obciążeniem psychicznym i fizycznym, wobec czego wiele kobiet po prostu nie jest propozycją ze strony NBA zainteresowana.

Monty McCutchen i jego współpracownicy obserwują rocznie blisko 3 tysięcy sędziów z różnych poziomów, by ocenić ich predyspozycje do pracy w strukturach NBA. Niektórzy wyciągani są z ulicznych turniejów, gdzie biegali z gwizdkiem, bo obecności sędziego wymagał regulamin. Jest wiele historii ludzi, którzy przez całkowity przypadek zmienili swoje życie i teraz pracują m.in. w NCAA. Z grupy 3000 kandydatów, liga setkę zaprasza na pierwszy z trzech campów, tzw. grassroots. Z tej grupy 50-tka trafi na camp “mid-level”, a następnie dziesiątka lub dwunastka wędruje do campu “elite”, który przygotowuje ich bezpośrednio do pracy w G-League, skąd wiedzie prosta droga do WNBA lub NBA.

Wspomniana wcześniej Jenne Schroeder ma tę drogę za sobą i jest przedstawiana jako wschodząca gwiazda swojego fachu. Zbiera ona bardzo dobre recenzje zarówno z uwagi na skuteczność i prawidłowość podejmowanych przez siebie decyzji, jak i na doskonałe warunki fizyczne – jest po prostu piekielnie szybka. Jej droga od sędziowania w parkach, by dołożyć kilka dolarów do swojej wypłaty barmanki, aż po wejście do programu NBA stanowi doskonały blue-print dla wszystkich kobiet, które wyrażają jakiekolwiek zainteresowanie tą pracą.

– Jestem tutaj nowa i na parkiecie wyróżniają mnie moje blond włosy. Bardzo często trenerzy i zawodnicy sami podchodzą, by się przedstawić. Zostałam bardzo dobrze przywitana. Oni wszyscy wiedzą, że my także musimy ciężko pracować, by w lidze zaistnieć – mówi.

Wszystko zatem wskazuje na to, że w kolejnych latach liczba pań z gwizdkiem będzie konsekwentnie rosła. My natomiast przestaniemy na to zwracać szczególną uwagę, bo przecież o takie postrzeganie kobiet w sporcie mężczyzn chodzi – byśmy nie byli ich obecnością zaskoczeni i oceniali wykonywaną pracę w tych samych kryteriach, co kolegów po fachu.

Poprzedni artykułDniówka: Bardzo słaby początek sezonu Heat. CP przestał być clutch. Rose czeka na trade
Następny artykułBradley Beal skupia się na swojej przyszłości w Wizards

2 KOMENTARZE