Podczas gdy NBA odlicza już ostatnie dni do startu rozgrywek, w G-League trwają intensywne starania, żeby mimo trwającej pandemii i wielu przeszkód uratować także sezon zaplecza najlepszej koszykarskiej ligi świata. Ta determinacja jest w dużej mierze związana z nowym projektem dla największych talentów szkół średnich, który dopiero co ruszył w kwietniu.
Udało się przekonać kilku obiecujących zawodników, aby wybrali G-League i dołączyli do nowo utworzonej drużyny Ignite, więc teraz trzeba stworzyć im warunki do rozgrywania meczów. Na razie ekipa prowadzona przez Briana Shaw ma za sobą dwa pierwsze sparingi przeciwko drużynie stworzonej z weteranów G-League.
G-League zamierza skorzystać ze sprawdzonego przez NBA modelu i sezon 2020/21 ma odbyć się w bańce. Prawdopodobnie zlokalizowanej w Atlancie, ale nie jest to jeszcze przesądzone, a pod uwagę brane jest również Orlando. Według wstępnych planów skrócone rozgrywki miałyby potrwać od stycznia do marca i nie wszystkie drużyny wezmą w nich udział. Ze względu na logistyczne ograniczenia i problem z umieszczeniem 29 zespołów w jednym miejscu, prezydent G-League Shareef Abdur-Rahim poprosił, żeby niektóre dobrowolnie zrezygnowały. Dotychczas 10 drużyn zdecydowało się odpuścić ten sezon (w tym zespoły afiliacyjne Lakers i Celtics), około 12 (łącznie Ignite) wyraziło chęć wzięcia udziały w bańce, a reszta jeszcze się zastanawia, czekając na więcej szczegółów dotyczących tego jak ten sezon ma wyglądać. Celem ligi jest zebranie 14-20 drużyn.
Przy okazji dodajmy, że NBA wprowadził na ten sezon zmiany dotyczące zawodników na two-way kontraktach, którzy normalnie dzielili czas między NBA a G-League. Dotychczas ograniczał ich limit 45 dni jaki mogli spędzić ze swoją drużyną NBA, teraz jest to 50 meczów.