Mieszane reakcje na wieści o zatrudnieniu Doca Riversa na stanowisko pierwszego trenera Philadelphii 76ers są całkowicie zrozumiałe. Nie wszyscy bowiem zgadzają się ze statusem, jaki przypisano mu na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat pracy w charakterze head-coacha. Doc zdobył wielkie uznanie w oczach środowiska zarówno jako strateg, jak i psycholog. Jednak cały okres spędzony w Los Angeles rzuca spory cień na postać, którą wykreował i poniekąd wymusza, byśmy odrobinę go przewartościowali.
Do LA trafił, bo zdobył mistrzostwo w Bostonie, co w pewien magiczny sposób go uświęciło. Riversowi po tym sukcesie urosły ogromne skrzydła, na których szybował po drugi tytuł, lecz na jego drodze stanął Kobe Bryant. Już na tamtym etapie NBA uporczywie przekonywała, że mamy do czynienia z postacią wyjątkową. Wokół Riversa rósł kult, on sam wzmacniał go swoją charyzmatycznością. Samoczynnie pojawiały się porównania do Reda Auerbacha, który również chciał mieć bezwzględną kontrolę nad wszystkim, co się wokół niego dzieje.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Dobrze wysmażony art :)
Tam prędzej czy później (raczej prędzej) trzeba będzie rozbić ten skład. Ja typuję od jakiegoś już czasu że Joel odejdzie.
San Antonio Spurs
#niewiemjak ale #trzymamkciuki