Dniówka: Pat Riley i LeBron, spotkanie po latach w wielkim finale

11
fot. AP Photo

W czerwcu 2014 roku Miami Heat ponownie znaleźli się w wielkim finale, stając przed szansą walki o three-peat, ale nie zakończyło się to kolejną mistrzowską fetą, a bolesną porażką w krótkiej serii przeciwko San Antonio Spurs. Ten rozczarowujący finisz sprawił, że jeszcze więcej pojawiło się spekulacji wokół przyszłości drużyny opartej na trójce gwiazdorów.

Przez cztery kolejne lata za każdym razem grali o mistrzostwo i zdobyli dwa tytuły, ale teraz ich liderzy mogli skorzystać z opcji w swoich kontraktach, żeby wejść na rynek wolnych agentów. Dlatego pojawiały się pytania, czy LeBron James zostanie na Florydzie, czy może poszuka sobie nowego zespołu z lepszymi perspektywami niż starzejący się Heat, zwłaszcza, że kolana Dwyane’a Wade’a coraz bardziej się rozsypywały. Nadal jednak najbardziej prawdopodobny wydawał się scenariusz, w którym gwiazdorzy będą wolnymi agentami tylko po to, żeby podpisać nowe kontrakty z Heat. Początkowo więcej niż o ewentualnym odejściu Jamesa mówiło się o perspektywach dodania kolejnego gwiazdora i stworzeniu wielkiej czwórki z Carmelo Anthony’m. Jeszcze w pierwszych dniach lipca wydawało się, że liderzy współpracują z managementem, dając Heat potrzebny czas, żeby pozyskać wzmocnienia zanim ich umowy zostaną sfinalizowane.

Kilka dni po finałowej klęsce Pat Riley spotkał się z dziennikarzami, rozpoczynając konferencję od stwierdzenia, że jest wkurzony. Zapewniał, że to jeszcze nie koniec tej drużyny i wrócą na szczyt. Mówił o tym, że nie potrzebują gruntownej przebudowy, tylko przemeblowania. Najpierw jednak musiał zatrzymać swoje gwiazdy. Przekonywał, że uda mu się to zrobić i żartował, że LeBron nie przyjechał do South Beach tylko na krótką wycieczkę, żeby złapać opaleniznę. Ale można już wtedy było wyczuć, że pozostanie Jamesa w Miami wcale nie jest takie oczywiste jak jeszcze niedawno się wydawało. Dlatego też Riles miał dla swoich gwiazdorów jasny przekaz:

„Myślę, że wszyscy muszą wziąć się w garść. Te rzeczy są trudne. Trzeba trzymać się razem jeśli ma się jaja. Nie szukać pierwszych drzwi i uciec przez nie jak tylko nadarzy się okazja. Musisz sobie z tym poradzić. Musisz wrócić.”

Rzucił im wyzwanie.

To jednak nie miało tej samej mocy, jak rzucane na stół mistrzowskie pierścienie, kiedy cztery lata wcześniej przekonywał Jamesa i Chrisa Bosha, żeby dołączyli do Heat. LeBron podobno nie był zadowolony z tej wiadomości wysłanej przez Pata. To oczywiście nie było głównym powodem jego decyzji o odejściu, ale kolejnym elementem pogarszających się relacji między nim a władzami klubu. Warto przypomnieć, że dużo w tamtym czasie mówiło się chociażby o niezadowoleniu Jamesa z wykorzystania amnestii na jego dobrym koledze Mike’u Millerze w offseason 2013, w celu ograniczenia wydatków i zmniejszenia podatku.

Mijały kolejne dni wolnej agentury. Niewiele się działo, bo cała NBA czekała na ruch Jamesa i tylko plotek było coraz więcej. Także o możliwym powrocie do Cleveland, choć ze względu na jego historię z Danem Gilbertem wydawało się to bardzo mało prawdopodobne. A jako, że nie było widać dobrej alternatywy i lepszego miejsca niż Miami, spekulowano, że LeBron może podpisać z nimi krótki kontrakt, żeby za rok wrócić na rynek, kiedy będzie więcej różnych opcji.

Heat również czekali, nie wiedząc na czym stoją. Byli pewni jedynie tego, że Wade nigdzie się nie wybiera. Bosh był gotowy związać się z nimi nową umową… jak tylko James ogłosi, że zostaje w Miami. Ale LeBron nie spieszył się z decyzją. Riley tymczasem starał się uzupełniać skład, który pomoże go przekonać. Adrian Wojnarowski donosił, że na celowniku Heat znajdują się tacy zawodnicy jak Kyle Lowry, Luol Deng, Marcin Gortat, Trevor Ariza czy Marvin Williams. Ostatecznie jednak Riley ściągnął tylko Josha McRobertsa, który miał za sobą udany sezon w Charlotte, a także weterana Danny’ego Grangera, mając nadzieję, że odzyska zdrowie i dawną formę sprzed poważniej kontuzji kolana. Do tego w drafcie wybrał Shabazza Napiera, którego James bardzo chwalił w mediach społecznościowych w trakcie turnieju NCAA.

W końcu Riley wsiadł w samolot i poleciał na drugie wybrzeże Stanów Zjednoczonych do Las Vegas, gdzie odbywał się coroczny camp Jamesa, żeby tam się z nim spotkać. Przed podjęciem decyzji LeBron dał swojej drużynie ostatnie spotkanie. Ale podczas gdy Riley był zdeterminowany, żeby przekonać go do podpisania nowego kontraktu i starał się przedstawić mu wizję przyszłości Heat, według różnych doniesień, James nie wydawał się szczególnie zainteresowany tym, co miał mu do przekazania. Spotkanie zakończyło się bez żadnych ustaleń.

Nieco wcześniej tego samego dnia Cleveland Cavaliers zrobili niewielką wymianę, pozbywając się Jarretta Jacka i Tylera Zellera, co otworzyło w ich salary cap miejsce na maksymalny kontrakt. Dwa dni później został opublikowany list, w którym LeBron ogłosił swoją decyzję o powrocie do Cleveland.

Riley dowiedział się o tym od samego Jamesa, który do niego zadzwonił. Nie przyjął dobrze tej informacji. W książce Iana Thomsena “The Soul of Basketball: The Epic Showdown between LeBron, Kobe, Doc and Dirk that Saved the NBA.” wydanej w 2018 roku, mówił o tym, jak niesamowicie był wściekły przez pierwsze dni. Jego wspaniały plan nagle legł w gruzach, a przecież przez następne lata mogli zdobyć jeszcze kilka kolejnych tytułów.

“I had two to three days of tremendous anger. I was absolutely livid, which I expressed to myself and my closest friends. … My beautiful plan all of a sudden came crashing down,. That team in 10 years could have won five or six championships.”

W rozmowie z Wrightem Thompsonem dla ESPN przyznał, że było to dla niego bardzo personalne i niewiele brakowało, a powiedziałby coś w stylu tego, co napisał Dan Gilbert w swoim niechlubnym liście po odejściu Jamesa. Dopiero przyjaciel go od tego odwiódł, więc Pat zamilkł.

Ale kiedy emocje nieco opadły, Riles zrozumiał i zaakceptował to, że LeBron musiał wrócić do swojego rodzinnego miasta. Gdyby tego nie zrobił i nie spróbował zdobyć tytułu dla Cavs, w Ohio nigdy by mu tego nie wybaczyli. Postąpił słusznie, choć Pat dodaje też, że podobnie jak przy poprzedniej decyzji, ponownie LeBron pozostawiał za sobą „rzeź”.

“While there may have been some carnage always left behind when he made these kinds of moves, in Cleveland and also in Miami, he did the right thing. I just finally came to accept the realization that he and his family said, ‘You’ll never, ever be accepted back in your hometown if you don’t go back to try to win a title. Otherwise someday you’ll go back there and have the scarlet letter on your back. You’ll be the greatest player in the history of mankind, but back there, nobody’s really going to accept you.’”

Od momentu tego bolesnego rozstania, Riley odezwał się do Jamesa po raz pierwszy dopiero dwa lata później przy okazji Game 7 Finałów 2016. Jak tylko rozpoczął się mecz, wysłał mu SMS-a ‘Win this and be free.’

LeBron nigdy nie odpowiedział. Za to tuż po zdobyciu mistrzostwa mówił o tym, że w Miami byli ludzie, którzy po jego decyzji o odejściu powiedzieli mu, że popełnia największy błąd w swojej karierze. Byli to ludzie, którym wcześniej ufał, dlatego mocno go to zabolało, ale wykorzystał to jako dodatkową motywację.

“When I decided to leave Miami — I’m not going to name any names, I can’t do that — but there were some people that I trusted and built relationships with in those four years [who] told me I was making the biggest mistake of my career. And that [expletive] hurt me. And I know it was an emotional time that they told me that because I was leaving. They just told me it was the biggest mistake I was making in my career. And that right there was my motivation.”

Nazwiska nie padły, ale niemal wszyscy założyli, że jedną z tych osób musiał być Riley. Było wiadomo, że był zły na Jamesa. Nie tylko za to, że odszedł, ale też za styl w jakim to zrobił, długo trzymając Heat w niepewności i dając złudną nadzieję, że zostanie. Od razu przypominano, jak rok po jego odejściu mówiąc o sytuacji swojego klubu Pat wbijał szpilkę w Jamesa stwierdzeniem, że Heat są już wolni od “uśmiechniętych twarzy z ukrytymi planami.”

Riley zapewnia, że nigdy nie powiedział LeBrowni, że odejście z Miami będzie jego największym błędem. To jednak nie zmienia faktu, że ich relacje przestały istnieć, a pozostały pretensje po obu stronach. Jeszcze dwa lata temu Jackie MacMullan pisała, że James i Riley nie rozmawiali od czasu rozstania. Nie wiemy czy do dzisiaj to się zmieniło. Wspólny pobyt w Orlando mógłby być dobrą okazją do spotkania, ale Riley nie jest w bańce razem z drużyną i tylko ogląda mecze zza pleksi. Ostatecznie jednak wpadli na siebie. Po sześciu latach znowu są razem w wielkim finale, choć teraz po przeciwnych stronach.

Po sześciu latach Heat wrócili do miejsca, w którym byli gdy zostawił ich LeBron. Kiedy z drużyny kontenderów stali się tylko ligowym przeciętniakiem. Jego odejście było dla nich ogromnym ciosem, ale od początku nie zamierzali wchodzić w poważną przebudowę i tankowanie. Udało im się zatrzymać Wade’a i Bosha, który był mocno kuszony przez Houston Rockets, a do tego ściągnęli Luola Denga. Próbowali utrzymać się w gronie playoffowych drużyn i odbić pozyskując nową gwiazdę. Nie udało im się jednak przekonać ani Kevina Duranta, ani Gordona Haywarda, dlatego wydawali pieniądze na innych, co wpakowało ich w złe kontrakty i coraz bardziej pogrążali się w przeciętności. Zanim pozyskali Jimmy’ego Butlera ich perspektywy na przyszłość nie wyglądały obiecująco, a nawet po jego przyjściu nikt nie oczekiwał, że szybko stworzą kontendera.

Przez sześć lat wiele się wydarzyło. LeBron udowodnił, że potrafi wygrywać bez Heat, a Riley zbudował wreszcie nową drużynę, która walczy o tytuł. Czy to znaczy, że o dawnych złych emocjach można zapomnieć? Tak brzmiał wczoraj James pytany o swoją byłą drużynę. Nie wypomina im już tego, co usłyszał odchodząc z Miami, za to bardzo chwalił Erika Spoelstrę i podkreślał wielkość Rileya.

“When I hear Pat Riley, I think about one of the greatest minds probably this game has ever had. He’s won at every level. I saw the stat the other day that he’s been part of a championship in four decades. This league is not the same without Riles. He’s a great guy, great motivator, someone that just knows what it takes to win, and he’s shown that over the course of — what — 40 years.”

Próbował też przekonywać, że zdobycie mistrzostwa przeciwko byłej drużynie nie będzie niczym wyjątkowym. Wskazywał, że rywal nie ma większego znaczenia, a to co, sprawi, że to mistrzostwo może być szczególne to warunki w jakich rozgrywane są playoffy.

W to jednak nikt nie wierzy. Emocje może opadły, ale ta rywalizacja ma znaczenie. Pokonanie Heat sprawi, że ten tytuł będzie jeszcze lepiej smakował, a też Riley na pewno marzy o rewanżu na swoim byłym gwiazdorze.

Szkoda tylko, że James podczas tych finałów nie wróci do Miami, bo gorąca atmosfera w hali na pewno mocno podkręciłaby temperaturę tego pojedynku i nawet sprzed ekranów telewizorów czulibyśmy, że to szczególna rywalizacja. Tego będzie teraz najbardziej brakować. Warto przypomnieć, że wracając do AmericanAirlines Arena, James przegrał tam cztery pierwsze mecze.

Dla LeBrona starcie z byłą drużyną w playoffach to oczywiście pierwsza taka sytuacja w karierze, ale warto przypomnieć, że 2016 był blisko spotkania z Heat w finałach konferencji. Nie doszło do tego pojedynku, bo Heat przegrali Game 7 z Toronto Raptors.

Ale również dla Rileya to pierwszy playoffowy pojedynek z Los Angeles Lakers, z którymi przecież jako trener zdobył cztery mistrzowskie tytuły w latach 80-tych. Potem przeniósł się na Wschód, więc mogli spotkać się tylko w wielkim finale i musiał czekać prawie 30 lat żeby wreszcie to się stało.

11 KOMENTARZE

  1. Świetny artykuł Adam :)
    Jako kibic Miami również nie mogę się doczekać serii finałowej z Lakers i z LeBronem. Tu jest tak dużo historii związanych z rywalizacją tych dwóch drużyn oraz z LeBronem, Rilesem, Spo, czy Haslemem, ze nie da się tego pomieścić w jednym artykule. A dochodzi jeszcze temat Kobego.

    Liczę na epicką serię, najlepiej 7-meczową i ostateczne zwycięstwo Pata i Miami.

    0
  2. Zmiany w życiu, nowe priorytety, pandemia to wszystko wpłynęło na to, że w tym sezonie straciłem niejako żywne zainteresowanie NBA. Przeżyłem śmierć Kobego dość intensywnie i intymnie, starałem się być na bieżąco z historiami, ale to nie było/jest to co zawsze. Straciłem też rutynę czytania Szóstego do śniadania i słuchania MRAPu do jazdy na rowerze. Nie odnawiałem też jakiś czas abonamentu. Wypaliłem się.
    Adam, chciałem Ci podziękować za ten tekst. Wlał w moje serce chęć spędzenia czasu z NBA. Niejako nakręcił mnie na to by do śniadania obejrzeć(!) i przeczytać o pierwszym meczu finałów. Top forma i jeden z twoich lepszych tekstów (nie wiem czemu, nie jestem znawcą/literatem), ale jest w nim magiczne ‘to coś’.
    Salut!

    0
  3. Super tekst Adam, historia wciągająca i przypominająca mi czasy ogladania wszystkich 82 meczy Regular Season Heat, beztroskie życie. Teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu, w finałach NBA grają moje dwie ulubione drużyny ever, piękna historia.

    0