Sitarz: Los Angeles, Denver, Filadelfia i inni przed restartem

1
fot. nuggets.com

Ten krótki przegląd zostawił sześć przypadkowych drużyn na koniec. Spurs, Lakers i Denver mają za sobą debiuty w Orlando. Dzisiaj Memphis zagra z Filadelfią, a Oklahoma z Bostonem. Sprawdźmy gdzie te drużyny skończyły właściwy sezon regularny.

Dallas, Miami, Indiana i inni przed restartem
Houston, Portland, Boston i inni przed restartem

*

13 zwycięstw w 17 meczach od 1 lutego zaliczyli Los Angeles Lakers. Pod nieobecność Avery’ego Bradleya i w oczekiwaniu na Rajona Rondo, z zabukowaną można powiedzieć pozycją najlepszego zespołu Konferencji Zachodniej, Lakers będą przygotowywać formę na playoffy. Tutaj niewiele ulegnie zmianie i w zasadzie można się zastanawiać nad tym, kto zastąpi Bradleya w pierwszej piątce (wczoraj był to Kentavious Caldwell-Pope) i czy Dion Waiters oraz J.R. Smith zdołają wywalczyć miejsce w playoffowej rotacji.

Można też znaleźć rozrywkę w oglądaniu posiadań, w których Kyle Kuzma używa pick-and-rolla jako point-forward. Efekty póki co były słabe. 0.82 punktu na posiadanie, niepokojące tendencje, Kuzma jako ball-handler raczej Lakers nie zbawi: ani w ataku pozycyjnym z LeBronem na parkiecie, ani z LeBronem na ławce, ani w kontratakach lub półkontratakach, chociaż to prawda, że w szybszej grze teoretycznie łatwiej dostanie się pod obręcz albo rzuci podaniem lobem do Dwighta.

Czy Lakers potrzebują takiego usprawnienia? Tak, ale w przyszłości i najpewniej nie z rąk Kuzmy, a gracza lepszego na piłce i być może guarda w opozycji do przecież rozgrywającego LeBrona Jamesa. Próbami Frank Vogel niczego nie zepsuje. Wzrost posiadań kozłującego Kuzmy będzie liczony na palcach jednej ręki być może na przestrzeni dwóch meczów. Nikt nie będzie ekstremalnie ingerował w ofensywne pryncypia 4. ataku sezonu regularnego, bo po co?

*

San Antonio Spurs bez LaMarcusa Aldridge’a i Treya Lylesa, za to z… lepszą grą? Z elektryzującym Lonnie Walkerem, który w lutym i marcu grał już blisko 20 minut na mecz, a teraz, jak donoszą raporty, jego rola miałaby się zwiększyć? Co dalej… Spurs z maestrią Gregga Popovicha w najtrudniejszym momencie sezonu i ostatnich lat, robią ostateczny sprint po ósme miejsce na zachodzie? Tu już nie chodzi o to, żeby przedłużyć serię awansów o kolejny rok. Chodzi o to, żeby być tymi Spurs, którymi było się przez właśnie te wszystkie lata.

Ten sezon to sezon rozczarowujący w wykonaniu zespołu z San Antonio. A w centrum tego wszystkiego znajduje się Gregg Popovich, który po fatalnych Mistrzostwach Świata, ponownie pada ofiarą własnej reputacji.

Od 1 lutego Spurs wygrali tylko 6 spotkań z 10. W tym czasie mieli dopiero 18. efektywność ofensywną i uwaga: dopiero 26. efektywność defensywną. Jakie się tam rzeczy zadziały? Nieistotne, bo mówimy o zespole prowadzonym przez być może najlepszego trenera w historii gry, który z pewnego poziomu nie schodził. Tymczasem ten zespół Spurs to najbardziej rozlazły zespół Spurs jaki pamiętam.

To rozczarowujące, że rozczarowuje właśnie Popovich (cóż, taka rola trenera, że bierze odpowiedzialność za słabą/gorszą dyspozycję koszykarzy). A twierdzę tak, bo nie jestem jeszcze na etapie racjonalnej oceny kogoś, kto przez całą swoją karierę wychował kilkunastu trenerów, kilkudziesięciu graczy i miliony fanów koszykówki reprezentując nurt maksymalizowania talentu nawet w koszykarzach, których mogliśmy podejrzewać o właśnie talentu brak. Tej maksymalizacji czy też gry ponad możliwości w tym sezonie nie widziałem. A to od kiedy pamiętam było standardem Spurs.

Pop jest winnym tego, że nie potrafił w tym sezonie zrobić wyniku ponad stan. Z drugiej strony trudno przywyknąć w ciągu roku, że gdzieś kończą się możliwości Popovicha. Być może niektórzy widzą to od lat – dla mnie to sezon pierwszy, w którym Pop jest tylko człowiekiem.

4 mecze straty do Memphis to dużo. To strata nie do obronienia jeśli mówimy o tegorocznej wersji Spurs – momentami letargicznej, a w Orlando niziutkiej, malutkiej, z DeMarem DeRozanem na czwórce, co jest fajne, ale dłużej niż do połowy sierpnia w Orlando nie zagości.

*

Za to Denver Nuggets zabawili się w środę wieczorem. Wysoka piątka, Bol-Show, w pewnym momencie Troy Daniels grał na szczycie hand-offy z Nikolą Jokiciem, jakby świat się dla niego nie liczył.

Pytanie jest jedno: jak długo będą wracać, przede wszystkim w warstwie mentalnej, do dyspozycji sprzed koronalokautu?

Chodzi oczywiście o chemię dwójkowych akcji Jamala Murraya z Jokiciem, oraz o poziom prezentowany w ostatnich minutach spotkań. Nuggets byli jedną z najlepszych drużyn NBA w crunch-times. W ostatnich pięciu minutach meczu przy różnicy +/- pięciu punktów byli lepsi od rywali o prawie 14 punktów na 100 posiadań. To dokładnie w tym czasie ujawniały się plusy kontynuacji minut – przede wszystkim zgranie.

W obozie Nuggets panuje zgoda, że uda się to osiągnąć za trzy tygodnie: na pierwszy mecz playoffów. Do tego czasu warto zainteresować się tym na co będzie zwracał uwagę trener Malone. Bo wracając do lutego i marca: świetny atak Nuggets, który generował 115 punktów na 100 posiadań, o kilka długości wyprzedził fatalną obronę, która pozwalała rywalom na aż 113 punktów w 100 posiadaniach. Sparingi, a później 8 spotkań, to świetny moment, żeby obronę poprawić, a atakowi pozwolić wrócić w spokojnym tempie.

*

Pod koniec lutego pojawiła się porządna zadyszka w zaskakująco dobrych Memphis Grizzlies. Zaraz po ASG przegrali pięć meczów z rzędu, w tym dwukrotnie z Sacramento Kings. Marzec rozpoczęli od trzech wygranych, a skończyli dwoma porażkami w trzech meczach. Mimo wszystko wciąż znajdują się na 8. miejscu Konferencji Zachodniej ze sporą zaliczką nad rywalami. 3.5 meczu przewagi to zaleta, podobnie jak zdrowie, bo oprócz kontuzjowanego Justisa Winslowa, zespół Taylora Jenkinsa nie ma większych problemów.

Za to ten najpoważniejszy to trudny kalendarz. Według predykcji ESPN.com Memphis nie będą faworytem żadnego z ośmiu spotkań.

Pierwsze trzy mecze zagrają przeciwko zespołom goniącym: Blazers, Spurs, Pelicans. Dwa kolejne z drużynami, które walczą o rozstawienie: Jazz i Thunder. Trzy ostatnie to pojedynki z czołówką Wschodu: Raptors, Celtics i Bucks.

I byłoby tu pełno pesymizmu z mojej strony gdyby nie mentalność Ja Moranta, która udziela się reszcie grupy.

W trzy miesiące Morant zwiększył masę ciała o 5.5 kilograma. Motywację znalazł w brakach, co świadczy o dojrzałości. Skoro nadarzyła się okazja, to chciał poprawić pewne rzeczy już w pierwszym sezonie. A że jego gra opiera się na kontakcie, który występuje nawet w akcjach pick-and-roll (jest kryty blisko), to wzmocnienie ciała ma pozwolić mu częściej używać go choćby w tych agresywnych próbach rzutowych przy obręczy.

A co oprócz Ja? Jaren Jackson, Brandon Clarke, Dillon Brooks, Jonas Valanciunas i trójka dobrze grających w lutym i w marcu koszykarzy: Josh Jackson (17 punktów w marcu i niezła obrona), Tyus Jones (dobry początek lutego i dobry początek marca) oraz dobry w obronie De’Anthony Melton. Do tego dobry trener, konsekwentny system i kilka świetnych lineupów. To, co Grizzlies do tej pory grali, wciąż nie będzie łatwe do obrony, ale zobaczymy czy rywale nie wprowadzą usprawnień np. dociskając śrubę w pick-and-rollach przeciwko Morantowi, który zdobywał w nich przeciętne 0.87 PPP.

*

Brak Dennisa Schrodera będzie stratą dla Oklahomy City Thunder (o których więcej napisał Adam). Członek dwóch świetnych ustawień: tercetu z Chrisem Paulem i SGA, oraz piątki z Gallinarim i Adamsem, ma dołączyć do zespołu po narodzinach dziecka – prawdopodobnie w drugim tygodniu dokańczania sezonu regularnego.

Thunder zajmują wysokie 5. miejsce w Konferencji Zachodniej. Nie grozi im spadek poniżej 7. miejsca. Wygrali 8 z ostatnich 10 meczów, w tym z Bostonem 8 marca, kiedy w drugiej połowie odrobili 18 punktów straty. Byli specjalistami od powrotów.

Mimo osłabienia powinno być sporo optymizmu przed pierwszą rundą playoffów, w której Thunder nie będą czerwoną latarnią. Są 2-1 przeciwko Houston Rockets, 1-1 z Jazz, z którymi zagrają za tydzień, i 1-1 z Denver Nuggets, z którymi zagrają dwa dni później. Będą się toczyć losy rozstawienia, a czas sparingów pokaże nam kto Schrodera zastąpi.

Kandydatów jest trzech. Terrance Ferguson, Luguentz Dort i powracający po ponad dwóch latach rekonwalescencji Andre Robertson.

Żaden z nich nie dostarczy podobnej jakości w ataku, dlatego będą się wymieniać.

Schroder grał przeciętny sezon jako kozłujący – zdobywał w pick-and-rollu 0.84 PPP – i zaskakująco dobry jako spot-up strzelec – zdobywał 1.12 PPP. Ferguson to ścinający i spotujący gracz, Dort podobnie. Roberson to gracz zagadka, którego rywale nie mają powodów, żeby kryć na siódmym metrze. Zresztą: pierwszej dwójki też nie ma co przesadnie się obawiać. O ile Dort w 2020 roku trafił 36% rzutów za trzy punkty, tak Ferguson trafił rzut co czwarty. Obydwaj nie są dobrymi spot-up shooterami: zdobywali odpowiednio 0.80 PPP i 0.82 PPP.

Szczęście w nieszczęściu, że problemy rzutowe zadaniowców nie wpływały zbytnio na dyspozycję całego zespołu. Świetny Chris Paul nawigował momentami najlepszym zespołem ligi do spółki z SGA i Schroderem właśnie, a wypoczęty powinien być podobnie dobry i przede wszystkim zdrowy, kto wie, może do ostatniego meczu Oklahomy w tym sezonie.

*

W przypadku Philadelphii 76ers najważniejszą historią restartu będzie zmiana pierwszej piątki poprzez wstawienie do tej, która kończyła sezon, Bena Simmonsa w miejsce Ala Horforda. Shake Milton będzie rozgrywał do pary z Simmonsem. Simmons będzie szukał miejsca na parkiecie, kiedy trafiający 45% za trzy punkty Milton będzie grał pick-and-rolla z Joelem Embiidem.

Co z tego wyniknie? Oby nie konflikt.

Powinno być przede wszystkim szerzej. Powinien Simmons grać z Miltonem pick-and-rolle 4-1, a i ustawienia z ławki, których liderem będzie Horford na pozycji numer pięć, powinny dać Sixers drugie życie w ataku. To jednak łatwe jest na papierze. Podobnie jak sugestie kierowane do Bretta Browna na temat usprawnień.

Do tej pory czwórka do której dołączy Simmons, była minus-11.5 na 100 posiadań. Od 22 stycznia, czyli od kiedy Simmons był jeszcze zdrowy, tuż-tuż przed powrotem Embiida, w przededniu kłopotów Josha Richardsona oraz z Miltonem już zaangażowanym na poważnie (ponad 25 minut gry), Sixers wygrali tylko 10 z 20 spotkań.

Ich atak był poniżej przeciętny. Ich obrona była poniżej przeciętna. Co więcej: przegrali prawie wszystkie mecze z wyżej rozstawionymi drużynami. Były to porażki z Toronto, Bostonem, Miami i Milwaukee (2 razy), ale też z Clippers i z Lakers (których co prawda pokonali 25 stycznia). A przegrywali będąc zarówno w składzie pełnym, bez kluczowych graczy i z inną rotacją. W skrócie: tamten okres nie kojarzy się ze stabilizacją.

Czy pojawi się ona w najważniejszym punkcie sezonu? Trudno powiedzieć i zostawię to tak, bo czuję, iż to Sixers będą Top3 najgorętszych tematów początku restartu i playoffowych rund, w których zagrają.

Poprzedni artykułDniówka: Thunder i Suns przed wznowieniem sezonu
Następny artykułZach LaVine na celowniku Nets i Knicks

1 KOMENTARZ

  1. Spurs brak LMA i Lylesa tylko pomoze w tych meczach, ktore im pozostaly. Beda grac nisko, czym moze wkoncu otworza oczy Popovi. Do pelni (mojego) szczescia brakuje tylko absencji DeRozana, ktory kiedy jest na parkiecie zajmuje sie kreowaniem i robi z Dejounte gracza, ktory stoi w rogu. Wiecej mlodych, wiecej pilki w rekach Dejounte, Lonniego i Keldona Johnsona, ktory wygladal naprawde dobrze przeciwko Milwaukee.

    0