5 na 5: COVID-19, marihuana i druga szansa

13
fot. AP Photo

Dziękujemy za lawinę dobrych pytań na [email protected] , ale i my sami się trochę zmobilizowaliśmy, więc dziś odpowiadamy na nasze.


1. Wooden pyta: Jakie jest Twoje najnowsze odkrycie w temacie NBA?

Piotr Sitarz: Nie istnieje właściwy sposób śledzenia ligi. Olbrzymim minusem NBA jest liczba rzeczy, które umykają. W zasadzie nie ma na to sposobu. Bo jeśli obejrzysz 500 meczów łącznie w sezonie regularnym i w playoffach (zrobiłem to raz: nigdy więcej), to w końcu popadniesz w automatyzm. Jeśli zaś poświęcisz każdemu spotkaniu nadmiar czasu (przyjmijmy ponad trzy godziny), to ominiesz ważne rzeczy z innych parkietów (to dobra metoda jeśli oglądasz kilka teamów). Jestem tym sfrustrowany, bo nie lubię wiedzieć, że nie ma właściwego wyboru. A żadna z tych metod nie okazała się lepsza od drugiej. Na hybrydę szkoda życia.

Adam Szczepański: Matisse Thybulle, który wyrósł na największego gwiazdora kampusu. Już wcześniej lubiłem go za jego grę, za to jak świetnie spisywał się w defensywie, zwłaszcza jak na debiutanta, ale jeszcze nie zdążyłem go dobrze poznać. Nie wiedziałem, że jest tak sympatycznym chłopakiem i że może być też tak dobrym vlogerem.

Michał Kajzerek: Zazwyczaj historyczne rzeczy. Ostatnio czytałem bardzo długi wywiad z Dickem Ebersolem, byłym szefem stacji NBC, który w bardzo przejrzysty sposób zobrazował, ile koszykówka zarobiła na obecności w NBA Michaela Jordana. Podawane przez niego kwoty były astronomiczne i przy okazji zaproponował alternatywną rzeczywistość bez MJ-a. W jego opinii gdyby nie gwiazda Chicago Bulls, zainteresowanie koszem zostałoby daleko w tyle za MLB i NFL.

Maciej Kwiatkowski: Poziom meczów na starcie drugiej kwarty już przed laty spadał na łeb na szyję. Wielokrotnie kiedy NBA TV szuka dodatkowych 5 minut, by w powtórce starego meczu pokazać też dogrywkę, wycina się właśnie pierwszą część drugiej kwarty. A kiedy można ją obejrzeć, ja znowu przysypiam, bo na boisku są rezerwowi i poziom spada. Dopiero chyba rozpoczyna się era mody na hajlajt – pokolenie, które oglądało w całości mecze piłkarskie czy koszykówki ustępuje miejsca nowemu – więc ciekawe co wydarzy się wcześniej: czy sezon zostanie skrócony do 65 meczów, czy też same mecze NBA zostaną skrócone do 40 minut.

Maciej Staszewski: Geniusz draftowy Sama Prestiego. Nie zrozum mnie źle, zawsze wiedziałem, że w Oklahomie fantastycznie się ocenia młode talenty. Ale dopiero słuchając dwóch równoległych serii redraftów – Billa Simmonsa i Chada Forda, uderzyło mnie w łeb, jak nieprawdopodobne rzeczy Presti zrobił. O ile sam Durant spadł mu z nieba, tak wybór Westbrooka był potężnie krytykowany jako potężny reach – ludzie typowali go w najlepszym razie na koniec loterii. Identycznie rzecz się miała z Hardenem – wybór w Top10 zszokował wszystkich ekspertów… Tak samo jak wzięcie w pierwszej rundzie Serge’a Ibaki. Więcej – Presti wyciągnął w ten sposób także Erica Bledsoe (którego od razu sprzedał, ale draftował go dla siebie, a nie w imieniu Clippers – to istotny niuans), Reggiego Jacksona, Stevena Adamsa. Legacy Sama to coś więcej niż trzech kolejno wybranych MVP i słabe wymiany. To odwaga w drafcie i agresywne, świetne ruchy, gdzie jedynym błędem było wzięcie Cole’a Aldricha w loterii. Sam Hinkie i jego Proces mogą się schować przy tak genialnie rozgrywanych draftach. I teraz pomyśl, że geniusz z Oklahomy ma w rękach tak z milion picków w najbliższych kilku naborach.

2. P.Sitarz pyta: Co sądzisz o braku testowania graczy w bąblu na obecność marihuany?

Sitarz: To dobrze, że NBA idzie graczom na rękę. Na The Athletic pojawił się dobry tekst Marcusa Thompsona opisujący pozytywny aspekt marihuany: w skrócie chodzi o zdrowie psychiczne. Jak tych kilka tygodni w zamknięciu wpłynie na zdrowie graczy? Nie wiemy. Istotne jest to, żeby ułatwić funkcjonowanie. To nie ma być obóz pracy. Ale to też nie będzie wielka haszkomora.

Szczepański: NBA poszła na kompromis, żeby zadbać o zdrowie psychiczne zawodników. Wiele było obaw o to jak poradzą sobie w tej sytuacji zamknięcia i odseparowania od rodzin, więc NBA próbuje im ułatwić życie, jeśli w ten sposób chcą łagodzić stres.

Kajzerek: Jest to swego rodzaju sugestia ze strony NBA. Ruch zawodników, który zmierza w kierunku uczynienia z THC naturalnego środka postępuje z roku na rok i fakt, że liga podjęła taką decyzję oznacza, że te działania nie idą na marne i w lidze zaczynają się nad tematem pochylać, sprawdzać reakcje i eksperymentować.

Kwiatkowski: Wydaje mi się to sensowne. Ale wnoszę to tylko po tym, że dopiero podczas pandemii zacząłem myśleć o marihuanie jako rzeczy leczniczej. Wreszcie czuję, że pomaga bardziej niż przeszkadza.

Wooden: Dobry ruch. Według mnie zawodnicy w ogóle nie powinni być testowani pod kątem marihuany skoro nie są testowani alkomatem. Zawieszanie za jointy na równi z koksem czy sterydami zawsze było dla mnie absurdalne – to dla mnie używka z poziomu alkoholu, tyle że dużo mniej drastycznie uzależniająca.

3. Adam pyta: Wyleczony z COVID-19 zawodnik to dla drużyny bardziej problem, bo nie wiadomo czy choroba nie odbije się na jego dyspozycji, czy przewaga, bo nie powinien się już zarazić na kampusie, więc będzie grał?

Sitarz: Problem. Problem, ponieważ stan wiedzy o wirusie wciąż nie jest optymalny. Nie wiemy wszystkiego na przykład o skutkach, zwłaszcza wśród osób uprawiających zawodowy sport. Nie wiemy dokładnie co dzieje się z organizmem, który przeszedł chorobę bezobjawowo. Poza tym Covidem można zarazić się kilka razy – przykład piłkarza Juventusu Paulo Dybali. Myślę, że lekarze NBA ostrożnie podejdą do sprawy, bo zdrowy gracz, wcale zdrowy być nie musi.

Szczepański: Nie wiem, a zastanawiałem się ostatnio nad tym, dlatego pytam. Na razie nie mamy w NBA żadnego zawodnika, który po przejściu choroby miały jakieś dalsze problemy. A przynajmniej wiemy tylko o tym, że Rudy Gobert nie odczuwa jeszcze pełni smaku i zapachu, to jednak nie powinno przeszkadzać mu w grze w koszykówkę. Ale wiemy też, że zdarzają się powikłania już po wyleczeniu, dlatego między innymi NBA robi obowiązkowe badania serca. Tak więc na razie wydaje się, że przebyta choroba to przewaga, bo taki zawodnik teoretycznie już nie zarazi się na kampusie i nie zostanie wyeliminowany z gry. Ale w dłuższej perspektywie to ogromna niewiadoma, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć ewentualnych negatywnych skutków w przyszłości.

Kajzerek: Myślę, że przewaga. Ten rodzaj choroby, przechodzony bezobjawowo, nie zabrania zawodnikowi wykonywać ćwiczeń fizycznych, więc dany gracz mógł utrzymać dyspozycję w dobrej formie. Szkoda jedynie czasu, jaki spędzi z dala od zespołu. Niemniej myślę, że tacy gracze jak Rudy Gobert czy Donovan Mitchell czują się w bańce bezpieczniej niż koledzy, którzy koronawirusa nie mieli. Nie mogą tego powiedzieć na głos, bo oznaczałoby to lekceważenie problemu, niemniej jest to naturalna kolej rzeczy.

Kwiatkowski: Trudno powiedzieć. Chciałoby się napisać, że lepiej mieć wyleczonego zawodnika, bo nie powinien się już zarazić, ale z drugiej strony liga ma obecnie w Orlando mały kłopot z “false positive” testami. To nie jest jednak temat, w którym czuję się pewnie.

Wooden: Problem. Założenie bąbla jest takie, że jak już wszyscy w NBA się przystosują do warunków i przepisów to nikt się nie będzie tym syfem zarażał. Dlatego zarażenie drastycznie opóźniające przygotowania jednego z graczy to w warunkach i tak bardzo utrudnionych przygotowań drużynowych tylko problem.

4. Wooden pyta: Który działacz lub trener znajdujący się obecnie poza ligą zasługuje najbardziej na kolejną szansę?

Sitarz: Larry Bird. Ma dopiero 63 lata, chyba pełni rolę doradcy w Indiana Pacers, ale chciałbym zobaczyć jeszcze raz Larry’ego Birda tworzącego zespół grający w Finałach Konferencji. Nie liczę na to, że wróci na ławkę, ale myślę, że chcielibyśmy sprawdzić pod jakim kątem Bird ewaluuje talent w 2021 roku i później.

Szczepański: Sam Hinkie. Nie sądzę, że dostanie drugą szasnę, ale chciałbym zobaczyć jak teraz poprowadziłby przebudowę drużyny po doświadczeniach tankowania w Philly. Czy znalazłby jakieś mniej radykalne metody, żeby skutecznie zdobywać picki, nie psując przy tym koszykówki i nie zniechęcając do siebie całej ligi?

Kajzerek: Sam Hinkie. W gruncie rzeczy zdołał się zaprezentować tylko z jednej strony. Nie dostał możliwości rozwinięcia skrzydeł w zespole, który jest nastawiony stricte na wygrywanie. Dziwię się, że został w ten sposób od koszykówki NBA odizolowany i nikt do tej pory nie chciał sprawdzić, jak mógłby pomóc w zupełnie innych warunkach niż te, które panowały wówczas w Filadelfii.

Kwiatkowski: Joe Dumars.

Wooden: Joe Dumars. Trudno mi znaleźć w NBA podobną historię – menedżer który osiągnął ogromne sukcesy, zbudował jedną z największych potęg NBA ostatnich dwudziestu lat i wybierał bardzo dobrze w drafcie (Darko to przypadek specjalny i temat na esej), tracąc pracę wyleciał de facto z ligi. I to mimo, że był pionierem dodając swego czasu do składu dwóch strech-bigs (Sheed i Memo) w czasach kiedy to była rzadkość, oraz świetnie dodając graczy pod względem budowania chemii w drużynie (McDyess i Webber). Jak bardzo w drugiej połowie swojej kadencji mnie nie irytował – powinien dostać od NBA drugą szansę.

5. Kto jest lepszy: Donovan Mitchell czy Devin Booker?

Sitarz: Devin Booker. Jest lepiej wyszkolonym graczem; lepszym koszykarzem w najczystszym ujęciu. Ma pecha że nigdy nie grał w tak dobrym zespole z równie dobrymi albo lepszymi zawodnikami, i jeszcze w stabilnej organizacji z ogarniętym pionem menedżerskim.

Szczepański: Donovan Mitchell. Na pewno ma przewagę tego, że gra w dużo lepszej organizacji, od początku u tego samego trenera i z lepszymi partnerami, ale to wiąże się też z większą presją i odpowiedzialnością. Nie mógł opierdalać się w obronie jak Booker. Miał okazję sprawdzić się w playoffach i w wielu ważnych pojedynkach, dlatego w większym stopniu potwierdził swoją wartość. Booker nadal czeka, żeby móc zaprezentować się w takich sytuacjach.

Kajzerek: Na razie postawię na Devina Bookera, w którego grze jest więcej spokoju. Donovan Mitchell cały czas rozwija się jako play-maker i to kluczowa kwestia dla jego produktywności i ogólnego wpływu na zespół. Booker wszedł w ten proces kilka sezonów temu i rozwija się pięknie, choć dotąd Suns nie byli w stanie otoczyć go zawodnikami, którzy wydatnie by mu pomogli. Czy Mitchell wyglądałby tak dobrze w Suns, gdyby musiał Bookera zamienić? W Utah ma wsparcie konkretnych zadaniowców, właśnie tego brakuje Bookerowi.

Kwiatkowski: Póki co jeszcze Devin Booker. Booker jest lepiej wyszkolony technicznie. Gdyby grał w Utah, mówilibyśmy o nim jak o Top-20 graczu NBA przez sam fakt, że widzielibyśmy go w akcji na wiosnę i doceniali np detale jego pracy stóp w półdystansie. Ale Mitchell jest lepszym atletą niż Booker, lepiej też wychodzi do rzutów za trzy z kozła z 8 metrów i jeżeli tylko poprawi kozioł i wycyzeluje go w pick-and-rollu może Bookera wyprzedzić.

Wooden: Donovan Mitchell. Pokazał już, że może być główną opcją ofensywną Top 4-5 drużyny Zachodu oraz, że w duecie z dominującym defensywnie centrem, można z nim zbudować najlepszą obronę ligi. Booker wszystko co na razie pokazał, to że umie robić mnóstwo punktów dla beznadziejnej drużyny i że można na nim oprzeć drużynę będącą sensacją pierwszych dwóch tygodni ligi. To dla mnie póki co największa różnica między nimi.

Poprzedni artykułGra Draftowa: Zwycięzcy II rundy turnieju
Następny artykułSitarz: Dallas, Miami, Indiana i inni przed restartem

13 KOMENTARZE

  1. Wooden bez jaj… ostatnim pytaniem jak i odpowiedzia pokazujesz jak nisko mozna upasc aby zdobyc przewage w grze-zabawie. Zenua.

    Zreszta juz wczesniej w 5na5 pojawialy sie pytania i rownie wyrachowane odpowiedzi ciagnace swoich i deprecjonujace inne zespoly. Ta przestrzen tutaj powinna byc wolna od wszelkich sugestii aby szanse byly rowne dla wszystkich.

    0
    • Prześledź moje social media i wypowiedzi na tej stronie, w tym 5/5. Nie wiążę 5/5 z Grą, zresztą parę razy to było widać bo przy pytaniach gdzie wszyscy wskazywali swój team jako najciekawszy czy cośtam wskazywałem na drużyny innych graczy.
      Do samego dylematu Booker/Mitchell odniosłem się nawet bezpośrednio przy wyborze w GD, zastanawiam się czy pytanie nie wynika z tamtego tekstu.

      Od dawna uważam Bookera za gorszego gracza niż opinia ogółu. Przewija się to w tekstach o fantasy, przewijało się na moim Twitterze. Dla mnie Devin to póki co tylko puste kalorie. Gra dobrego gracza przekłada się na wyniki drużyny.
      To że chciałem Mitchella (lub Bama) w Pistons już w trakcie tamtego draftu i jestem fanem jego talentu to też nie jest żadna tajemnica.
      Daj spokój.

      0
  2. Większość redraftables jeszcze przede mną, ale też ostatnio myślałem o tym, że idealny Proces to połączenie Hinkiego z Prestim, czyli gromadzenie assetów za wszelką cenę i niemal bezbłędna ocena talentu w drafcie.

    0