Choć jej wartość pozostaje nieoceniona, zapewne nie przypuszczałbyś, że może zostać wykorzystana jako aparat państwowy do stworzenia zupełnie nowej świeckiej tradycji. W momencie, w którym Kim Dzong Un został zwierzchnikiem ludu, stało się jasne, że sport – zwłaszcza koszykówka – będą jego środkiem do budowania własnej historycznej tożsamości. Przekonaliśmy się o tym przy okazji pełnej sprzeczności relacji z Dennisem Rodmanem. Była gwiazda Chicago Bulls występowała jako nietypowy ambasador dyscypliny, którą niegdyś reprezentowała.
Dla sąsiadów i krajów najbardziej zaniepokojonych działaniami Korei była to interesująca podpowiedź w próbie rozszyfrowania zamiarów nowego przywódcy. Wcześniej mieli do czynienia z tykającą bombą. Kwestionowano politykę ekonomiczną, żywieniową i zbrojeniową oraz szalbiercze łamanie praw człowieka, ale jednocześnie obawiano się krytycznych działań, by nie wywołać wojny nuklearnej. Świat miał sobie wiele do zarzucenia w kwestii tego, na jak wiele Korei pozwalał, lecz wszelkie inicjatywy kończyły się wyłącznie na łagodnej dyplomacji.
Wraz z młodym Kim Dzong Unem otworzyła się szansa, by wlać w tamtejszą ideologię nieco zachodniego postrzegania. Koszykówka cały czas pozostaje jedną z dróg, która może doprowadzić do, choćby delikatnych, zmian; stała się formą polityki zagranicznej. Dotąd wobec władz stosowano sankcje ekonomiczne i presję dyplomatyczną, które w dużej mierze zmuszały kraj do korzystania z własnych zasobów i surowców, a to mogło skończyć się kolejnym wielkim głodem. Podobne kosztowały życie setki tysięcy ludzi na przestrzenii całej historii tego skomplikowanego narodu.
Sankcje zaczęto zdejmować dopiero, gdy władze Korei zgodziły się dostosować do wytycznych ONZ w kwestii międzynarodowego prawa. Wiele zatem odbywało się na drodze szantażu, nie miało to wiele wspólnego z drogą budowania zdrowych relacji. Działania ostrzegawcze do tej pory nie przynosiły pożądanego efektu. Dyplomaci wszelkich państw konsekwentnie odbijają się od ściany, gdy chcą jedynie przekonywać o wyższości własnej ideologii. W ostatnich latach strategia świata wobec KRLD skupiła się nie tyle na władzy, co na obywatelach.
I tutaj koszykówka może odegrać bardzo ważną rolę, jako coś egalitarnego. Dotąd bowiem mieszkańcy Korei zostali zamrożeni w przeświadczeniu, że cały zewnętrzny świat chce im zrobić ogromną krzywdę; że jest zepsuty do szpiku kości. Wizyta Rodmana spowodowała, że zaczęto w Korei organizować turnieje koszykówki z zawodnikami, którzy niegdyś grali w NBA oraz w Europie. To mały, ale istotny krok w wyprowadzaniu Koreańczyków z błędnego przekonania o ludziach z zewnątrz. Nagle kraj otworzył się na zupełnie nowe pomysły i źródła informacji. Sport i kultura nie są nasączone dozą ryzyka, jaką były sankcje, obostrzenia i szantaż.
I w końcu pojawił się temat “denecluarization deal”, w którym Kim Dzong Un zastrzegł, że jest gotowy na stworzenia porozumienia, jeśli Amerykanie wyślą do niego swoje koszykarskie gwiazdy. Podkreślał wtedy, że uwielbia grać w koszykówkę i pozostaje wielkim fanem Chicago Bulls oraz Michaela Jordana. Zatem wiele punktów negocjacji sprowadzono do infantylności młodego władcy, który miał swoje widzimisię. Dla Amerykanów była to dobra informacja, bo nie ponosząc konkretnych kosztów mogli w bardzo łatwy sposób Kim Dzong Una ugłaskać. “Wszystko będzie dobrze, wyślemy ci te gwiazdy, tylko trzymaj rączki z dala od tego guzika” – to narracja pasująca do całego obrazu zdarzeń.
– W Hanoi nie udało się dojść do ostatecznego porozumienia z Koreą Północną, ale rozstrzygnęliśmy kilka istotnych kwestii w naszych negocjacjach – mówił z zachowaniem pełnej powagi jeden z członków departamentu stanu.
Amerykanie zaczęli to nazywać “koszykarską dyplomacją”, z której korzystali już wiele razy rozmawiając z władzami Korei Północnej. Co ciekawe – kibicem koszykówki był także Kim Dzong Il, który pewnego dnia wysłał do departamentu stanu USA prośbę o sprowadzenie do kraju Michaela Jordana, który miał uczestniczyć w rozmowach. Wówczas prezydentem był Barack Obama i jego podejście do negocjacji z KRLD nie było tak entuzjastyczne, jak obecnej administracji. Mimo to Madeleine Albright, amerykańska dyplomatką, wręczyła wodzowi podpisaną przez Jordana piłkę, co odbiło się szerokim echem w światowych mediach.
Jednak skoro udało się znaleźć kanał, którym można przemycać do Korei świeże idee, dyplomaci zgodzili się włączyć koszykówkę do swojej narracji. Sprawie bez cienia wątpliwości pomógłby reprezentant Północy w drużynie NBA, ale nikt poza Ri Myung-Hunem nie był nawet blisko. Wymieniony mierzył 234 centymetry i był najwyższym człowiekiem w kraju. Przy okazji grał w koszykówkę. Niestety wzrost i podstawowe umiejętności nie wystarczyły, by zrobić na skautach najlepszej ligi świata odpowiednie wrażenie. Władze wysłały go do Kanady, gdzie miał zaprezentować się na oczach ludzi powiązanych z ekipami NBA. Trudno powiedzieć, jak wiele kosztowało go to, że ostatecznie zawiódł pokładane w nim nadzieje.
Tak czy inaczej koszykówka stała się dla władz nową podstawą ideologii. Reżimowe media w coraz większym stopniu promują sport jako powszechne dobro, które zapewnia radość i samospełnienie. Do tej pory prawdziwą religią było teakwondo. Ogółem sztuki walki stanowiły dla wielu swego rodzaju kodeks. Teraz państwo proponuje swoim obywatelom sport z zupełnie innej gałęzi. Perswazję w jej najbardziej ekstremalnej formie opanowano tam do perfekcji, więc każda intencja wychodząca prosto z Pjongjangu będzie egzekwowana.
– Promowanie koszykówki nie jest tylko kwestią sportową. To bardzo ważny projekt, który spełnia określone zadania dla partii robotniczej. Musimy zrobić wszystko, by podnieść poziom tego sportu na niespotykany wcześniej poziom – pisał jakiś czas temu dziennik Chosun Ilbo.
Kim Dzong Un poprzez koszykówkę próbuje zmodernizować koreańską popkulturę. Pragnie dać swoim podwładnym to, co w demokratycznych krajach gwarantuje wolny rynek. Eksperci są w gruncie rzeczy zachwyceni, bo w ostatnich latach poziom rozrywki zapewnianej przez mass-media przestał ostentacyjnie bić propagandowym prostactwem, a zaczął opowiadać historię, która mogą stanowić zarówno formę rozrywki, jak i konkretną inspirację dla młodych ludzi. Z całą pewnością właśnie na tym Kim Dzong Unowi zależy. Jeśli za kilkanaście lat kraj wychowa zawodnika, który będzie jego ambasadorem na największej sportowej scenie, młody władca będzie z ogromną satysfakcją nalewał kolejną szklankę Jacka Danielsa.
Wielu dyplomatów zachowuje ogromne rezerwy, co do sugestii, że koszykówka stanie się drogą do całkowitego otwarcia granic Korei Północnej. Trudno im uwierzyć, by sport mógł faktycznie dokonać tego, czego nie udało się dokonać poprzez rozmowy polityczne, ekonomiczne i gospodarcze. Jednym z przejawów istotnej funkcji sportu stały się fabryki produkujące wysokiej jakości buty sportowe.
– Szanowny lider poprosił nas, byśmy przyglądali się produkcji butów marek z całego świata. Mamy się uczyć na ich przykładzie. Najważniejsze dla nas jest to, by produkować towar, który będzie ludziom odpowiadał – mówił Kim Kyong Hui z fabryki w Ryuwon.
Tymczasem w lipcu 2018 roku Kim Dzong Un zaprosił do siebie Koreę Południową, co było przełomowym gestem. Fakt, że posłużył się towarzyskim meczem koszykówki był kolejnym sygnałem wskazującym na basket jako środek negocjacyjny. To był pierwszy taki mecz od 15 lat – stał się przejawem ocieplających relacji pomiędzy oboma narodami. Po wojnie w latach 50. nie ma już większego śladu, ale pozostały zaszłości, z którymi ciężko przejść do porządku dziennego i to nie zmieni się dopóki takich gestów jak ten z 2018 nie będzie więcej.
Korea już wprowadziła własny kontrowersyjny system gry w koszykówkę, który przyznaje m.in. 3 punkty za wsad, 4 punkty za trójkę, która nie dotknie obręczy i 8 punktów za rzut zdobyty w ostatnich 3 sekundach spotkania. Co więcej… pudło z linii rzutów osobistych oznacza ujemny punkt. Intrygujące? Na pewno, bo końcówki spotkań w tamtejszej lidze muszą wyciągać na wierzch najbardziej skrajne emocje. Tak Korea Północna dąży do tego, by jej lud pokochał koszykówkę. Kto wie, gdzie ją to zaprowadzi. Puentą tej nietypowej drogi do globalizacji niech będzie kolejny odcisk, jaki zostawił Michael Jordan – uwielbiany przez ojca i syna – oraz Chicago Bulls, których logo zdobi wiele sal pałacu zwierzchnika.
no nie byłbym takim optymistą, co do szans choćby naruszenia reżimu poprzez koszykówkę. Kim sprytnie próbuje wykorzystać gwiazdy koszykówki do propagandowego uwiarygodnienia swoich rządów i stworzenia pozorów otwarcia na swiat. Doświadczenie uczy, ze osoby publiczne zaangażowane w tego typu akcje pełnią rolę użytecznych idiotów.
“Jednym z przejawów istotnej funkcji sportu stały się fabryki produkujące wysokiej jakości buty sportowe”
Może warto by sprawdzić kto, w jakich warunkach i za jakie pieniądze te buty tam produkuje
O warunki produkcji w Chinach jakoś się nie martwią