Powiedzenie “extraordinary circumstances require extraordinary measures” nabiera ciekawego kształtu w kontekście tego, co się dzieje na ligowych korytarzach. NBA od dwóch miesięcy stara się określić nowe standardy. Problem polega na tym, że w ich równaniach nie ma żadnej “stałej”, są same “zmienne”, które z tygodnia na tydzień odpowiadają za zupełnie inny wynik. Można odnieść wrażenie, że liga ma już gotowe mechanizmy, ale czeka na moment, w którym będzie w stanie przewidzieć przyszłość.
Sprawa #1
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Ad.1 – Ryzyko przy szybszym i przy późniejszym starcie rozgrywek jest podobne. Jedno zarażenie i jesteśmy w Gwadelupie. Może się to stać jutro, za tydzień, miesiąc lub 5 miesięcy. Oczywiście obecnie warto poczekać na rezultaty gry Bundesligi i Ekstraklasy, tym bardziej, że NBA ma czas! Nawet abstrahując od przesunięcia sezonu 20-21, to do końca października jest duuuuużo czasu, w porównaniu do kalendarze piłkarskiego.
Ad.2 i 3- Ryzyko utraty zdrowia jest ewentualne, utrata pieniędzy jest faktem. I oczywistym jest, że zawodnicy chcą grać, bo chcą hajsu.
Ad. 4 – to jest być może największy game changer w rozmyślaniach o powrocie do gry. Nawet Ekstraklasa, k***a Ekstraklasa, podpisała jakieś dodatkowe umowy telewizyjne za granicę, taki mamy głód sportu.
Ad. 5 – jest czas patrz ad. 1. Ale może warto zagrać o pełną pulę, patrz Ad. 4. A o olimpiadę myślę, że Silver aż tak się nie martwi, choć pewnie żałuje, że Japonia i rynek azjatycki będzie musiał położyć na stosie zachowania statusu quo.