Kajzerek: Eliminacje w cieniu konfliktu

1
fot. NEWSPIX.PL

Mam problem z ludźmi, którym brak pokory; z ludźmi, którzy patrzą nie dalej niż czubek własnego nosa. Niestety Radosław Piesiewicz nie okazał się dobrym gospodarzem. W żadnym wypadku nie możemy przypisać mu zeszłorocznego sukcesu reprezentacji. Święcił gębą wtedy, kiedy potrzebował. Na zwycięstwie chłopaków próbował tworzyć wizerunek ojca chrzestnego momentu chwały polskiego basketu. W gruncie rzeczy jest niezdarnym pozorantem, co odsłoniła m.in. afera z Adamem Waczyńskim.

Popularny Waca to jeden z największych profesjonalistów rodzimego basketu. Jego ogromne przywiązanie do zadań, etyka pracy i gotowość do poświęceń stanowiły o naczelnych cechach charakteru całej drużyny narodowej. Nie bez powodu został wybrany kapitanem tego zespołu. Za kulisami zaczęły się jednak dziać bardzo niepokojące rzeczy. Pomiędzy kapitanem i prezesem rozwijał się konflikt, o którym do niedawna wszyscy mówili wyłącznie szeptem.

Piesiewicz już wcześniej próbował pokazać miejsce w szeregu m.in. Marcinowi Gortatowi i Maciejowi Lampe. Ten pierwszy poszedł z prezesem w otwartą przepychankę. Gdy jednak nastał spokój, a atmosfera wokół polskiego kosza budowała nadzieję na ciekawą przyszłość, prezes Polskiego Związku Koszykówki podczas najważniejszej sportowej gali w Polsce, postanowił obrać za główny cel wbicie szpili jednemu z najlepszych koszykarzy w historii naszego basketu. To był smutny moment, bo znów nas podzielił i rzucił cień na ceremonię sukcesu wielkiej drużyny.

Ponitka, Koszarek, Waczyński, Cel i wielu innych reprezentantów zostało postawionych przez prezesa w niezwykle skomplikowanym położeniu. Nagle musieli wybierać w konflikcie stronę, bo tego zaczęło się domagać środowisko. Kręce z niedowierzania głową… Piesiewicz był jak Christian Bale w American Psycho. Z psychotycznym uśmiechem na twarzy wbijał siekierę prosto w bijące serce basketu. Po wszystkim usiadł na kanapie, odpalił cygaro i był przekonany o spełnieniu personalnej vendetty na Gortacie. Jeżeli ktokolwiek pokłada wiarę w ludzi tak małostkowych, powinien spojrzeć na przykład New York Knicks i impertynenckiego Jamesa Dolana.

Tacy ludzie nie mogą odnieść sukcesu, bo koncentrują się na złych rzeczach. Gdy Adam Waczyński nie dostał powołania na mecze eliminacji do EuroBasketu z Izraelem i Hiszpanią, trener Mike Taylor w wypowiedzi przytoczonej przez oficjalną stronę kadry stwierdził, że Waca “musiał odpocząć”. Problem polegał na tym, że szkoleniowiec nie ustalił wersji z samym zawodnikiem. Adam nie miał bladego pojęcia o tym, iż został pominięty, bo w opinii trenera potrzebował odpoczynku. Słusznie poczuł się odpowiedzialny za obronę własnego imienia i honoru, więc jego reakcją było wystosowanie oświadczenia. Nie mam pewności, czy to był dobry pomysł; nie wiem, czy powinien to załatwiać w tak wielowątkowy sposób.

– Nie mogę zrozumieć, skąd bierze się niechęć prezesa Piesiewicza w stosunku do mnie. Wiele razy zastanawiałem się, czy wpływ na to ma moja przyjaźń z Marcinem Gortatem i wsparcie fundacji MG13 – pisał Adam.

Rozgoryczenie naszego kapitana wylewa się z każdego kolejnego zdania. Tym oświadczeniem potwierdził swoją bezradność, postanowił zatem więcej się tym nie dusić. Adam zapewne doskonale wiedział na co się pisze. Wiedział, że trafi na celownik wymuskanego prezesa, który na każde jego słowa znajdzie pieczołowicie ograny argument broniący sternika, niekoniecznie PZKosz. Pominę tutaj oświadczenie, które wydał Mike Taylor. Jego treść była jak z dzieła Barei, odnosząca się do wszystkiego, tylko nie do sedna sprawy. Związek zdał sobie z tego sprawę, gdy wydał 9-punktowe oświadczenie Piesiewicza. Zgodnie z przypuszczeniami, było ono atakiem z ostateczną próbą pogłaskania Adama.

– Wydaje się, że właśnie swoimi ostatnimi działaniami zacząłeś tę DRUŻYNĘ dzielić i wciągać ją w konflikt, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć – pisze prezes.

Chłop się ewidentnie zagotował i przypuszczam, że gdyby oświadczenie nie przeszło przez filtr działu komunikacji PZKosz, byłoby próbą przekrzyczenia Adama. Panowie w tej publicznej dyskusji poruszyli wątki insiderskie, wręcz niemożliwe do przejrzystej weryfikacji. Nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, w jaki sposób Waca funkcjonował w roli kapitana, bo takie rzeczy dzieją się wewnątrz drużyny. Niemniej człowiek mianujący się statusem prezesa polskiego związku powinien w tej sytuacji zachować zupełnie inny ton. W całym przerzucaniu się winą zapomniano, co jest de facto najważniejsze.

Adam zakończył publiczny zgrzyt kilkuzdaniowym oświadczeniem. Szkoda, że od takiego nie zaczął. O to jednak nie możemy mieć do niego pretensji, potrzebował stanąć w obronie własnego wizerunku. W jego przypadku też mówimy o odpowiedzialności za zespół, dlatego nie będę w kategoryczny sposób podzielić tych stron na dobrą i złą. Obaj panowie powinni rozwiązać tę sprawę całkowicie inaczej. To wszystko jednak sprawiło, że reprezentacja Polski do eliminacji EuroBasketu przystępuje bez jednego ze swoich liderów i trochę wytrącona z równowagi. Waca w hiszpańskiej ACB radzi sobie bardzo dobrze i powinien być naturalnym wyborem każdego szkoleniowca. Taylor przyznał ostatecznie, że to on nie zdecydował się na powołanie Adama, ale kto wyszeptał mu to do ucha?

Na koniec głos w tej sprawie Maćka Lampego za Przeglądem Sportowym:

– Problem polega na tym, że prezes w ogóle nie zna się na koszykówce, stąd nie wie, co tak naprawdę zawodnikom jest potrzebne i na co będą zwracać największą uwagę. Widziałem, że chwalił się dobrymi hotelami. Jednak ważniejsze od hoteli zawsze będzie to, żeby zapewnione zostało dobre zaplecze medyczne i dobre ubezpieczenia, które pozwalają spokojnie skupić się na grze w reprezentacji, a nie zastanawiać się nad tym, co może się zdarzyć w przypadku kontuzji. O to chciał powalczyć Adam i tego prezes nie zrozumiał – mówi Lampe.

***

Tymczasem reprezentacja trenera Mike’a Taylora przygotowuje się do rozpoczęcia eliminacji. Przed nami mecze kwalifikacyjne do EuroBasketu 2021 z Izraelem w Arenie Gliwice i z Hiszpanią w Saragossie. W składzie zabraknie Mateusza Ponitki, Adama Waczyńskiego i Kamila Łączyńskiego. Brak Ponitki, czyli obecnie najwszechstronniejszej postaci w rotacji naszej drużyny, jest spowodowany problemami z kolanem. Zenit Sankt Petersburg poinformował, że 26-latka czeka 6 tygodni przerwy. Mateusz uszkodził więzadła w kostce, więc nie ma mowy, by w jakikolwiek sposób pomógł reprezentacji na parkiecie.

Oprócz Izraela i Hiszpanii, w grupie kwalifikacyjnej mamy jeszcze Rumunów. Trudno przypuszczać, byśmy sprawili niespodziankę i zaszkodzili La Roja, aczkolwiek pozostali rywale są w naszym zasięgu. Jak natomiast poradzimy sobie bez dwóch graczy stanowiących oparcie tego kolektywu? Na najbliższe mecze ma dołączyć A.J. Slaughter i niewykluczone, że to on będzie sztandarowym go-to-guyem Taylora. Podczas zeszłorocznych Mistrzostw Świata szkoleniowiec potwierdził, że potrafi przygotować drużynę na wyzwania rzucane przez konkretnego rywala. Teraz zadanie stało się dla niego znacznie trudniejsze.

Wśród powołanych na kwalifikacje mamy: Rozgrywający: 1. Łukasz Kolenda, 2. Łukasz Koszarek, 3. A.J. Slaughter; Rzucający: 4. Karol Gruszecki, 5. Michał Michalak; Niscy skrzydłowi: 6. Michał Sokołowski, 7. Jarosław Zyskowski; Silni skrzydłowi: 8. Aleksander Balcerowski, 9. Aaron Cel, 10. Tomasz Gielo; Środkowi: 11. Adam Hrycaniuk, 12. Damian Kulig.

Cieszy powrót Tomasza Gielo, który uporał się z poważną kontuzją kolana i zgłosił swoją gotowość do gry. Jestem ciekaw, jak odnajdzie się w tej drużynie. Gdyby nie uraz, teraz postrzegalibyśmy jako jednego z młodych liderów kadry. Poprzez eliminacje spróbuje odbudować swoją pozycję w oczach trenera Taylora i na dobre wpisać się w strategię rozwoju tej ekipy. Gielo dysponuje świetnymi warunkami fizycznymi i naturalnymi umiejętnościami w ataku. Przez całą karierę próbował naprawić przede wszystkim selekcję rzutową i zdolność do podejmowania szybkich decyzji, zrobił w tym zakresie ogromnym postęp, dzięki wielkiej woli walki i dużej etyce pracy. Jeśli wszystko pójdzie dla niego zgodnie z planem, w wielu meczach będzie ostoją Mike’a Taylora.

Zaczynamy od meczu z Izraelem w Gliwicach 20 lutego. BILETY TU.

Poprzedni artykułBobby Portis nie dopuszcza myśli o buyoucie z Knicks
Następny artykułWake-Up: Buzzer Bogdanovica w Houston, pierwsze triple-double Moranta, 48/13 Trae’a Younga