5 na 5: Wcześni kandydaci do Meczu Gwiazd 2020

5
fot. newspix.pl

1. Kto oprócz Trae’a Younga i Siakama jest najbliżej debiutu w Meczu Gwiazd 2020 z Konferencji Wschodniej?

Michał Kajzerek: Malcolm Brogdon. Zadomowił się w Indianie i można odnieść wrażenie, że bardzo szybko znalazł wspólny język z Nate’m McMillanem, który także jest pragmatykiem. Brogdon to profesjonalista w każdym calu, który jest w stanie dostosować się do potrzeb każdego systemu. Ożywia swoją grą kolegów i wprowadza dużo spokoju na piłce. Brakuje mu obok tylko All-Stara z krwi i kości. Wkrótce go jednak dostanie, więc kibice Pacers mają na co czekać, bo połączenie Brogdona z Victorem Oladipo powinno przynieść wiele interesujących rzeczy.

Piotr Sitarz: Jayson Tatum. Drugi najlepszy – łamane na “najlepszy” – gracz Bostonu, jeszcze nie lider, ale coraz lepszy na piłce, który zdobywa najwięcej punktów w karierze. Chociaż trafia tylko 41% rzutów z gry, zdarzają mu się wpadki – jak mecz z Dallas – a umiejętności podania idą w górę – jeśli idą w górę: wolnym tempem –  to w ujęciu stricte All-Starowym wyprzedza na mojej liście Jaylena Browna i wszystkich graczy z organizacji, które nie mają tak rozbudowanej i oddanej, wręcz zapatrzonej w team, grupy fanów.

Maciej Kwiatkowski: Jayson Tatum. Tatum zamienił część rzutów z midrange na rzuty za trzy (39%), tylko że trafia zaledwie 45% rzutów przy obręczy. I nie potrafię powiedzieć skąd się to bierze, ale w zeszłą środę w Staples Center przeciwko najlepszej obwodowej obronie ligi był w stanie rzucić najwięcej punktów w meczu. Wystarczy więc, że poprawi kończenie przy obręczy do poziomu 60%, a bez grającego Gordona Haywarda powinien też podnieść swoją średnią punktową z 20.9 do 22-23 punktów. To wraz z bardzo dobrym bilansem Celtics, który “powinien premiować przynajmniej dwóch graczy” i wobec niewielu alternatyw na Wschodzie, powinien, co typowałem przed sezonem, dać mu miejsce w Meczu Gwiazd.

Adam Szczepański: Malcolm Brogdon. Pod nieobecność Victora Oladipo przejął rolę lidera w Indianie, zdobywa średnio 19 punktów, jest drugim najlepszym podającym Wschodu ze średnią 8 asyst, a Pacers spisują się zaskakująco dobrze mimo kłopotów z kontuzjami. Do lutego Dipo powinien wrócić, ale kiedy będzie szukał rytmu, to nadal Brogdon będzie główną opcją, a potem powinni stworzyć jeden z lepszych obwodowych duetów w lidze. Natomiast zdrowszy skład powinien przełożyć się na jeszcze lepsze wyniki, co sprawi, że Pacers będą musieli mieć swojego reprezentanta w ASG.

Maciej Staszewski: Fred Van Vleet, Malcolm Brogdon. Dwóch rozgrywających, kluczowych graczy play-offów 2019, którzy w większych rolach nie tylko potwierdzają, że byli for real, ale też biją oczekiwania na łeb. FVV przeszedł błyskawiczną drogę od „czemu on w ogóle gra?!” w serii z Filadelfią, przez bycie najlepszym graczem meczu nr 6 Finałów NBA, do gry na poziomie gwiazdy ligi w tym sezonie. Na ten moment będę zdziwiony jeśli się nie dostanie do ASG, bo gra jakby już tam był parę razy. Z kolei Brogdon po byciu drugim najlepszym graczem finalisty Wschodu dostał latem 20 mln dolarów rocznie, co w tym momencie wygląda jak steal dla Pacers. Jest wyraźnie najlepszym zawodnikiem 6. zespołu na Wschodzie – to powinno oznaczać nominację z automatu.

2. Kto poza Luką Doncicem ma największe szanse zadebiutować w Meczu Gwiazd 2020 z Konferencji Zachodniej?

Kajzerek: Brandon Ingram. Aż szkoda, że Zion Williamson musi wrócić. Nie – żartuję. Zion niech debiutuje jak najszybciej, bo każdy miesiąc bez Ziona to miesiąc straconych historii o tym, czy będzie większy od LeBrona Jamesa. Jednak Brandon Ingram pisze dla siebie w tym sezonie bardzo interesującą  i mam nadzieję, że to dla skrzydłowego początek czegoś większego. W jego grze jest dużo pewności siebie, a nowe otoczenie wyszło mu na dobre. Obawiałem się, że nigdy nie będzie w stanie odblokować swoje potencjału, ale małymi kroczkami robi coraz lepsze rzeczy.

Sitarz: Donovan Mitchell. W porównaniu do pierwszego tygodnia sezonu spadł do odpowiedniej sobie skuteczności 45%, ale rzeczy, które robi na parkiecie są robione lepiej niż kiedykolwiek w jego krótkiej karierze: coraz trudniejsze podania z coraz większym wyczuciem i luzem krzyczą, przynajmniej All-Star!. Dodanie Conley’a i przesunięcie Inglesa na ławkę zrobiło mu dobrze, bo nie odpowiada za kreację innych w takim stopniu jak rok i dwa lata temu. Dodanie Bojana Bodganovica zrobiło mu jeszcze lepiej, bo ma więcej miejsca w pick-and-rollu i na półdystansie, z którego trafia 48% rzutów. Gra najlepszy sezon w karierze. W 2020 roku Utah nie może nie mieć All-Stara.

Szczepański: Donovan Mitchell. Rok temu miał słabszy początek sezonu, co przeszkodziło mu w znalezieniu się wśród All-Starów, ale teraz już od startu gra bardzo dobrze. Jako najlepszy strzelec Utah Jazz będzie ich głównym kandydatem, choć Rudy Gobert także powinien być tutaj poważnie brany pod uwagę. Ostatnio niesłusznie go pominięto. Gdyby nie było podziału na konferencje, obaj mieliby bardzo duże szanse, ale na Zachodzie jest tak ciasno, że prawdopodobnie będzie tylko miejsce dla jednego zawodnika z Utah.

Staszewski: Donovan Mitchell, Devin Booker. Mało co a bym pominął Mitchella tutaj, bo zwyczajnie wydawało mi się że był w ASG w zeszłym sezonie. W tym to już no brainer. Don wszedł na wyższy poziom i choć może nie krzyczą o tym aż tak proste statystyki, widać to na boisku. Dobra decyzyjność, coraz lepiej dzieli się piłką i przede wszystkim nauczył się wybierać swoje momenty. Już nie gra cały czas jednym tempem, tylko ma chwile kiedy je podkręca i bierze większy ciężar gry na siebie, z reguły dla dobra drużyny. A Booker? Byłby w All Star już dawno, gdyby Phoenix wygrywali. Teraz wreszcie wygrywają, więc Devin znajdzie się wśród gwiazd.

Kwiatkowski: Rudy Gobert. To back-2-back Defensive Player of the Year, w poprzednim sezonie All-NBA gracz i pomimo tych akolad nie zagrał jeszcze w Meczu Gwiazd nigdy (Jazz przez dwa lata zaliczali słabsze starty sezonu i dopiero finiszowali dobrze). I sam podkreślił już kilkukrotnie, że między innymi z tego powodu jest w tym sezonie na misji: jest nr 1 w skuteczności z gry – choć jest teraz dużo częściej podwajany, gdy roluje do kosza – jest nr 1 w zasłonach pomagających kozłującym w zdobywaniu punktów (screen assists), jest Top-5 ligi w zbiórkach, wysoko w bronieniu obręczy, połknął ostatnio Townsa na dwóch punktach w obrębie linii rzutów za trzy, a Jazz mają nr 1/2 obronę ligi przede wszystkim dzięki niemu właśnie. Wygląda więc na to, że idzie po three-peat w DPOY. Gobert jest jednym z najbardziej wartościowych graczy NBA wśród tych rzucających poniżej 20 punktów na mecz. Może nawet tym najbardziej wartościowym Zabierz go z Jazz, a Jazz są miękcy, uśpieni i martwi.

3. Kto jest Twoim czarnym koniem, czy kimś komu kibicujesz, do Meczu Gwiazd na Wschodzie?

Kajzerek: Jayson Tatum. Szczerze mówiąc z ogromną radością przyjąłbym informację o zdjęciu z ramówki Meczu Gwiazd i wprowadzeniu meczu zawodników, którzy mają na swoim koncie maksymalnie cztery sezony w lidze. W ostatnich latach mecze pierwszoroczniaków i drugoroczniaków były ciekawsze od głównego widowiska, więc nie mówcie mi, że nie ma to sensu. Jayson Tatum jest jednym z graczy, którzy stworzyliby show w takim starciu. Ciągle się dociera z Kembą Walkerem i Jaylenem Brownem – który z przypływem gotówki poczuł większą odpowiedzialność – jednak Tatum wygląda tak, jakby był gotowy zrobić już kolejny krok.

Sitarz: Malcolm Brogdon. Lubię patrzeć na to, jak spokojnie porusza się dużym, niby topornym ciałem, a później przyspiesza na odcinku dwóch metrów, bierze na tułów obrońcę i zdobywa punkty spod obręczy. Dyryguje grą dobrych w tym sezonie Pacers, dobrze wiemy co stworzył z Sabonisem, nie mam większych obaw, że powrót Oladipo wpłynie na jego efektywność w takim stopniu jak na Usage, a więc w moich oczach spadek liczb nie będzie kluczowy przy ocenie ewentualnej kandydatury Brogdona do ASG. Patrzę na grę i widzę topowego guarda Konferencji Wschodniej.

Szczepański: Isaiah Thomas. Trudno nazwać go czarnym koniem, bo póki co nie imponuje indywidualnymi zdobyczami, a jego drużyna jest jedną z najsłabszych w lidze, ale jest to gracz, któremu mocno kibicuję. Kilka dni temu IT mówił: “I’m going to be an All-Star again, for sure. I know that for a fact.” Trudno w to uwierzyć, ale to Thomas, więc wszystko jest możliwe. Trzymam kciuki.

Staszewski: Bam Adebayo. Ależ on jest przyjemny dla oka! Duża energia w ataku połączona z dobrą obroną zawsze jest zauważalna. A tutaj mamy nawet coś więcej niż dobrą obronę – gość bardzo dobrze odnajduje się zarówno broniąc 1 na 1 wysokich rywala, jak i nowocześnie switchując na guardów. Za to w ataku nie tylko skacze na deski i morduje obręcz jak się przyzwyczailiśmy, ale wreszcie Heat postanowili wykorzystać jego umiejętności playmakingu – 4,5 asysty w tym sezonie. Jest drugim najlepszym zawodnikiem trzeciej siły Wschodu, oby był też All Starem.

Kwiatkowski: Marcus Smart. Może nie do samego Brada Stevensa należy raz jeszcze kierować wyrazy uznania za już drugi w ciągu trzech ostatnich sezonów okres, gdy Celtics grają lepiej niż typował to kolektywny świat. Wtedy, gdy wypadli w sezonie 2017/18 najpierw Hayward, a potem Irving, to Smart właśnie zaczął grać więcej. W tym sezonie znowu wydarza się rzecz podobna: to Smart musi teraz łatać dziurę podstawowego rozgrywającego, gdy nie gra Kemba Walker. Różnica polega na tym, że teraz Smarta trzeba już za linią za trzy kryć, bo drugi rok z rzędu trafia z dystansu na poziomie ligowej średniej. Częściej też niż wcześniej kryje wysokich, co doprowadziło niedawno Danny’ego Ainge’a do ciekawej konkluzji przy okazji pytań dziennikarzy o wzmocnienie pozycji centra: czy znajdziemy kogoś kto lepiej kryje wysokich niż Marcus Smart? Tak wszechstronny w obronie Smart, tak solidnie trafiający za trzy, tak solidnie wypadający w playmakingu to wypisz wymaluj wartość Draymonda Greena z czasów Warriors, gdy wielu stawiało go w gronie Top-15 graczy NBA. Czas zacząć tak myśleć o sercu serc Boston Celtics.

4. Kto jest Twoim czarnym koniem, czy kimś komu kibicujesz, do Meczu Gwiazd na Zachodzie?

Kajzerek: Andrew Wiggins. Od zawsze życzyłem temu chłopakowi samych dobrych rzeczy, bo jestem pod wrażeniem jego atletycznych możliwości. Do tej pory nie dojeżdżała głowa – mentalnie był po prostu słaby i nie potrafił utrzymać regularności na tym samym poziomie. Na początku bieżącego sezonu widać jednak zmiany w zachowaniu Wigginsa. Wybiera dla siebie lepsze rzuty i ma większą świadomość przewagi, jaką kreuje na parkiecie. Będzie musiał tylko potwierdzić, że to nie przeciągający się przebłysk, a faktycznie zupełnie nowa forma, którą będziemy się zachwycać.

Sitarz: Devin Booker. Typuję, że zasłużenie skorzysta na nieobecności Curry’ego i Thompsona, ale trzymam kciuki, że postęp przede wszystkim mentalny zostanie doceniony przez głosujących. Booker dojrzał, stał się graczem lepszym dokładnie tam gdzie powinien być lepszy shooting-guard, któremu zostało jeszcze kilka lat nauki tego, jak kompletnie dyrygować zespołem. Jest bardzo dobry w roli strzelca, któremu Rubio i Monty Williams często pozwalają kozłować piłkę. Dzielenie obowiązków wychodzi mu świetnie, broni, podejmuje wyzwania, per-36 minut oddaje najmniej rzutów od debiutanckiego sezonu, jest w klubie 50/40/90, i gdyby tylko ograniczył straty.

Szczepański: Devin Booker. Po latach przegrywania, ciągnięcia za sobą G-League’owych składów bez wsparcia od rozgrywającego i nabijania nic nie znaczących statystyk, wreszcie ma lepszy zespół i udowodnia, że nie jest tylko gwiazdą „pustych kalorii”. Jest dużo lepszy niż Zach LaVine czy Andrew Wiggins. Cały czas wierzę, że Booker może być liderem silnej drużyny i powinien wyrosnąć na pełnoprawnego All-Stara.

Staszewski: Brandon Ingram. Nigdy nie byłem jego fanem. Patyczak zawsze wydawał mi się za chudy do tej gry, nie widziałem w nim pasji, tego drive’u który wyróżnia najlepszych graczy. Wygląda na to, że potrzebował skreślenia przez Lakers, żeby eksplodować. Jestem w tym roku pod jego ogromnym wrażeniem. W tym jak dużo dłuższy jest od innych przypomina Kevina Duranta. Stylistycznie wygląda to inaczej, ale potrafi, trochę Durantesque złapać szalony ogień na półdystansie, kiedy z uniesionych wysoko rąk rzuca po prostu nad kim chce i jak chce. Do tego atakowanie kosza i postęp w trójkach. Obserwujemy tu opóźniony o rok klasyczny 3rd-year-breakout, opóźniony przez to, że po drodze ktoś mu zrzucił na łeb niepasującego do niego Top-3 gracza ever. Fajnie byłoby zobaczyć go w ASG, bo mam wrażenie, że jest o nim dużo za cicho.

Maciej Kwiatkowski: Bogdan Bogdanović. Bogdan Bogdanović już od kilku dobrych lat pokazuje się nam w przeróżnych miejscach – błyszcząc. Ostatnio choćby podczas MŚ czy teraz, gdy kontuzjowany jest De’Aaron Fox. Ale mam wrażenie, że poza Olą, mną i może jeszcze kilkoma osobami, za mało osób traktuje go po prostu poważnie jako Top-40 gracza na świecie. Amerykanie to jedno – oni zapominają czasem, że sami są imigrantami. Nam jednak jakoś gremialnie wydaje się, że mamy rację myśląc, że Bogdan Bogdanović nigdy All-Starem nie będzie. I tu się mylimy. TwoBogd staje się z roku na rok coraz lepszy jako gracz pick-and-roll i shooter po koźle. W tym sezonie trafia dotychczas świetne 44% takich trójek, ale przede wszystkim jest też jednym z tych niewielu graczy NBA, którzy powinni rzucać po koźle z pięciu metrów, bo są w tym efektywni (50% za dwa po koźle). Nie ma rzeczy na parkiecie, którą Bogdanović robi źle – wszystko potrafi zrobić dobrze, jest sumiennym profesjonalistą, nigdy nie był wielką gwiazdą i myślę, że o ile nie przeszkodzi mu szwankujące nieco lewe kolano, może stać się All-Starem już w tym sezonie. A jak nie w tym, to ktoś wyłoży mu latem pieniądze i pozwoli stać się jeszcze lepszym gracze w 33-36 minutach na mecz. Mam nadzieję, że będą to Cats.

5. Kto jest obecnie najbardziej intrygującym młodym koszykarzem w Twoim League-Passie nie nazywającym się “Luka Doncić”?

Kajzerek: Easy: Ja Morant. Pisałem zresztą dlaczego. Gość ma w sobie elementy tak wielu różnych koszykarzy, że stał się przypadkiem wręcz anatomicznym. Każdy rozkłada jego grę na części pierwsze dostrzegając odrobinę Derricka Rose’a tu, Allena Iversona tam i trochę Damiana Lillarda. Obejrzałem cztery mecze Memphis Grizzlies w pierwszych trzech tygodniach sezonu, co jest prawdopodobnie jakimś rekordem. Zazwyczaj cztery oglądałem w przekroju całego sezonu, bo ich gra po prostu nie była w żaden sposób pociągająca. Skoro był w stanie zmienić to jeden zawodnik, musi być w nim coś szczególnego.

Sitarz: Devonte’ Graham. Czy to magia gry w przeciętnym zespole, czy efekt strategii Hornets, a może szczęście, nie wiem, ale znalazł się gracz, który lideruje Hornets, trafia step-back trójki po crossach, i żyje na dystansie, skąd pochodzi prawie 60% do tej pory zdobytych przez niego punktów. Oczywiście, że musi poprawić pewne elementy, musi wytrzymać długą 82-meczową kampanię, poprawić skuteczność po penetracjach i decyzyjność, ale to już jest teraz, w listopadzie, imponujący sezon 24-latka, który nie ma problemu z grą obok drugiego rozgrywającego, z grą z ławki czy w pierwszej piątce. Kilka tygodni temu nie wierzyłem, teraz chcę oglądać Grahama w pick-and-rollu i mecze Hornets.

Szczepański: Jonathan Isaac. Ma dopiero 22 lata, jest trzeci sezon w lidze i robi systematyczne postępy. Coraz lepiej korzysta z tych swoich długich ramion i już teraz staje się jednym z najlepszych obrońców ligi. Jest trzecim blokującym z średnią 2.9, do tego ma 1.4 przechwytów, a według danych NBA.com/stats, pilnowani przez niego rywale trafiają tylko 37.4% rzutów. Jest też coraz lepszy w ataku i mimo że nadal nie jest zagrożeniem na dystansie, poprawia swój jumper. Ale czy będzie w stanie zrobić skok i stać się ofensywną bronią. Czy ten intrygujący potencjał uda się przekuć w coś więcej niż tylko super specjalista od obrony? Oglądam to z zaciekawieniem.

Staszewski: Matisse Vincent Thybulle. Dostaje tylko 14 minut w meczu, w jednym nie wszedł nawet na boisko a w trzech innych zagrał łącznie 11 minuty, ale kiedy już się znajdzie na parkiecie jest cudowny. Ta miłość do obrony, ten talent do przechwytów i bloków! W życiu jeszcze nie słyszałem tak często komentatorów drużyn przeciwnych robiących rookiemu Kawhi Leonard Treatment, czyli głośno wzdychających, kiedy ktoś od nich próbuje koło niego kozłować. „Nie wolno kozłować przy tym dzieciaku!” Nie ma nic bardziej ekscytującego dla mnie, niż ktoś tak nieprawdopodobnie utalentowany defensywnie kto w ataku nie umie skończyć prostego layupa ani wide-open rzutu. Jest przygodą i jak tylko nauczy się trafiać trójki z rogu – co może chwilę potrwać – w moim wygodnym przedziale pierwszej klasy w jego hajpwagonie może zrobić się naprawdę ciasno. Runner up – niemal równie Cudowny w Obronie Jonathan Isaac.

Kwiatkowski: Davis Bertans & Moritz Wagner. 22-letni Moritz Wagner jest nr 2 NBA w True Shooting% dla minimum kwadransa gry na mecz, 27-letni Davis Bertans jest na 30. miejscu. Wagner trafia 49% rzutów za trzy, Bertans 44% na aż 9.8 próbach PER-36. Mierzący 211 cm wzrostu Wagner zaskakuje przeciwników kozłem i grą przodem do kosza, a mierzący 208 cm Łotewski Laser / Latvian Klay zaskakuje tym, że gra i biega po zasłonach jak w gruncie rzeczy rzucający obrońca. Obaj, zwłaszcza Bertans, to potężny mismecz. Praktycznie każdy lineup z z nim na boisku nie tyle, że jest plusowy, co fruwa.  Obaj, zwłaszcza Wagner, nie są też wcale stricte graczami ofensywnymi: Mo jest jednym z najlepiej wymuszających faule ofensywne młodych graczy ligi, Bertans nadrabia w obronie know-howem, szybkością i atletyzmem. W duecie są “fun to watch”, wygrywając te minuty na Net-Ratingu +4.8. Dlatego dobrze się to ogląda: nie trzeba się przekonywać, że to jest dobre, bo po prostu jest dobre i wygrywa.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (829): Kto jest Franchise-Playerem
Następny artykułDniówka: Trójka liderów na początku wyścigu po MVP. Clippers odwiedzą Dallas

5 KOMENTARZE