Rudy Gobert zatrzymał USA, Francja w półfinale

12

Stało się to, co wielu przewidywało, ale to nadal duża niespodzianka. Reprezentacja USA nie zdobędzie trzeciego z rzędu złota Mistrzostw Świata. Amerykanie nie będą mieć żadnego medalu, ponieważ przegrali ćwierćfinałowy pojedynek z Francją.

To był mecz dominującego pod koszami Rudy’ego Goberta, wielkich rzutów Franka Ntilikiny, pojedynku strzeleckiego między Evanem Fournierem a Donovanem Mitchellem i niemocy drużyny Gregga Popovicha w crunch time. Francja wygrała 89:79.

Gobert miał 21 punktów, 16 zbiórek i 3 bloki zapisane w box scorze, w którym nie znajdziemy informacji o tym jak bardzo straszył i kontestował rywali przy obręczy. Nie miał litości nawet dla swojego kolegi z Utah Jazz.

Mitchell bardzo długo ciągnął USA, rozgrywając świetne spotkanie przez pierwsze trzy kwarty. Do niego należała połowa z pierwszych 46 punktów drużyny. To on pomógł Amerykanom odrobić dwucyfrową stratę z początku trzeciej kwarty i dał im prowadzenie na jej koniec. Miał wtedy 29 punktów i mogło się wydawać, że sam może wygrać ten mecz dla USA. Jednak czwartej kwarcie już nie powiększył swojego dorobku.

Amerykanie zostali zatrzymani na zaledwie 3 punktach przez ostatnie pięć minut meczu. Mogło by być nieco lepiej gdyby Marcus Smart nie spudłował dwóch rzutów z linii, a Kemba Walker na finiszu trafił więcej niż 1 z 3 wolnych, kiedy jeszcze była szansa, żeby dogonić rywali. To był fatalny występ Walkera, który rozpoczął się od trzech strat w pierwszej kwarcie. Środkowi też zawiedli i Popovich przez prawie całą drugą połowę grał small-ballem.

Najlepszym strzelcem Francji był Fournier z 22 punktami, ale najważniejsze rzuty należały do Ntilikiny. Zawodnik New York Knicks najpierw celną trójką doprowadził do remisu, a potem powiększył przewagę trafiając jumpera nad Walkerem. Miał 11 punktów, a Francja była +22 w 25 minut z nim na parkiecie. (Lepszy był tylko Gobert z +26)

Francja zmierzy się w półfinale z Argentyną, tymczasem w pojedynku przegranych dojdzie do spotkania, którego wielu spodziewało się w wielkim finale: USA – Serbia.

Amerykanie zdawali sobie sprawę, że z tak słabym składem mogą przegrać, ale mimo wszystko brak złota to duży cios, a brak jakiegokolwiek medalu to prawdziwa klęska dla drużyny składającej się z zawodników NBA z najlepszym trenerem ligi na ławce.

W ostatnim ćwierćfinale Australia pokonała Czechy 82:70. Patty Mills rozstrzelał się 24 punkty i dołożył do tego 6 zbiórek, podczas gdy Tomas Satoransky był o krok od triple-double z 13 punktami, 13 asystami i 9 zbiórkami.

Australia zagra o finał z Hiszpanią. Czesi już jutro o 15:00 spotkają się z reprezentacją Polski.

12 KOMENTARZE

  1. Z jednej strony bardzo dobrze, bo od początku widać było, że jest parę lepszych drużyn, przy których tegoroczna zbierania musiałaby mocno się napocić i nie była tak murowanym faworytem jak zwykle. Z drugiej jednak, sukces tego zespołu dałby może impuls federacji USA do wypięcia się na życzenia większych i mniejszych gwiazdek, które wcześniej odmówiły, żeby teraz one wzięły udział w igrzyskach. A tak pewnie znów ich drużyna będzie uzależniona od fanaberii co niektórych, których ego zapewne wyjebie w kosmos. Z tego jedynie powodu trochę szkoda takiego wyniku, bo poza tym bardzo fajnie, że zasłużenie awansowała klasowa, wieloletnia drużyna.

    0