Sitarz: Kolejna lekcja, ale gra toczy się dalej

6
fot.NEWSPIX.PL

Mimo porażki w ćwierćfinale 78 do 90 nie kończy się przygoda polskich koszykarzy z Mistrzostwami Świata. W czwartek powalczą z przegranym pary Australia-Czechy o awans do małego finału o miejsce numer pięć (i być może o kwalifikację olimpijską), a w razie porażki zagrają z przegranym meczu Serbia-USA/Francja o miejsce numer siedem.

To i tak najlepszy od wielu lat rok dla koszykówki w tym kraju i jakaś tam nadzieja na lepsze jutro. Jakaś tam, bo gdy skończy się miesiąc miodowy, to wzrośnie sceptycyzm, niedowierzanie, że ktoś ten wynik weźmie za mordę, obuduje niezłą historią, zrozumie jak ten sport może wyglądać i jakie pokolenie na ćwierćfinale MŚ można wychować, żeby w końcu z Hiszpanią wygrać. Może jeszcze nie w eliminacjach do Eurobasketu 2021 (w grupie A zagramy z nimi, Izraelem i Rumunią; awansują trzy najlepsze zespoły), może jeszcze nie na samym Eurobaskecie, ale chociaż raz za naszego życia.

W meczu, który ponownie okazał się lekcją koszykówki – jeśli nie zespołowej, to na pewno tej w trakcie kształtowania indywidualnych umiejętności – obudziły się demony, zadziałała klątwa najlepszego występu na turnieju (Rudy Fernandez, 16 punktów, 5/5 za trzy), nadzieje pokładane w liderze, Mateuszu Ponitce, zostały sprowadzone na ziemie, a te podjudzane przez samych Hiszpanów (na 5:40 do końca było tylko minus-4), zostały storpedowane np. runem 11-0 czy punktami Willy’ego Hernangomeza i Rickiego Rubio, którzy swoją drogą i tak będą przez najbliższe miesiące cierpieć na ławce Charlotte Hornets i na parkiecie zespołu zwanego Phoenix Suns. Niech mają.

Nie graliśmy źle. W sumie na miarę możliwości, co zawsze cieszy. Źle wypadł wspomniany Ponitka, ale też bardzo dobrze funkcjonowała obrona Hiszpanów prowadzona przez Marca Gasola. Jeśli chodzi o bliższe krycie Ponitki, to trzeba pochwalić Victora Clavera, Juancho Hernangomeza i Fernandeza, którzy już w drugim naszym posiadaniu zmienili między sobą krycie wyganiając Mateusza z lewej strony na prawą. A że w to wszystko wmieszał się jeszcze Marc Gasol z elitarną pomocą na mniejszym parkiecie, to Ponitka miał najmniej miejsca w tym turnieju i to miejsca w strefach, w których jest najbardziej efektywny. Ba, miał najmniej okazji do zrobienia z piłką czegoś sensownego zarówno w pick-and-rollu na szczycie jak i wewnątrz linii za trzy punkty. Ani rzut – ograniczenia gracza, ani podanie – bardzo dobra obrona Hiszpanów, ani penetracja – świetny Gasol w obronie obręczy, przez dłuższy czas nie wchodziły w grę. Został zamknięty w celi. Dusił się w half-court, dlatego próbował szarpać w transition. Atak pozycyjny zostawił innym. I to oni ciągnęli ten wózek.

Momenty miał Damian Kulig, który jednak przegrał z kretesem walkę na obu zbiórkach, i po dobrej pierwszej połowie w drugiej… no nie był lepszy. Adam Waczyński niczego nie siłował, grał odważnie na piłce, zagrał efektywny mecz na 15 punktów z 8 rzutów, był na linii 6 razy, zaliczył 3 asysty i od spotkania z Wybrzeżem Kości Słoniowej (pomijając Argentynę) gra bardzo dobry i przede wszystkim regularny turniej, a to dobrze wróży przed kolejnym meczem. Podobnie ma się rzecz z A.J’em Slaughterem, który zjawił się na najważniejszy pojedynek w dobrej formie: 19 punktów i 6 asyst, rzuty i punkty w odpowiednich momentach, walka w dobrze bronionych pick-and-rollach, które zabrały mu opcje dogrania do rolującego Hrycaniuka, a im dłużej trwał mecz tym było trudniej o podania do popujących Kuliga i Cela. Ważne, że A.J. wytrzymał.

Michał Sokołowski miał w drugiej połowie świetny obrót do linii końcowej, a także dwa bloki. Można powiedzieć, że wrócił po kilku słabszych meczach po ofensywnej stronie. 11 punktów z 7 rzutów, spokojna gra na trójce i czwórce, dobra obrona, prawie 18 minut dobrej reklamy i promocji swoich umiejętności: powinien być kolejnym Polakiem w niezłym europejskim zespole.

Po Olku Balcerowskim było widać, że ma 18 lat i że Polscy osiemnastolatkowie potrzebują więcej czasu. I chociaż w takich meczach nie o ogrywanie młodych chodzi, to dobrze, że Taylor w Balcerowskiego uwierzył, bo 20 minut z Hiszpanią to 20 złotych minut dla zyskania pewności siebie i wzmocnienia atrybutów psychicznych. A tego też w sporcie potrzeba: żeby czyste umiejętności grały pierwsze skrzypce w meczach o stawkę i w posiadaniach pod presją, żeby do kolejnego minięcia przez Rickiego Rubio nie doszło, żeby wyjść z próżni treningowej przed kilkanaście tysięcy osób i to wyjść z łatką jednego z najlepszych graczy na parkiecie. A w ujęciu czysto koszykarskim: Balcerowski sprawdził jak trudnym zadaniem jest kontrola piłki w dłoniach, i to kontrola bez kozłowania, przeciwko zdecydowanie lepszym graczom. 19 listopada skończy 19 lat.

Czy coś nas w tym meczu wewnętrznie wykończyło? Nie. Czy było coś co przeszkodziło nam ten mecz wygrać? Nie. Czy coś obróciłoby losy tego spotkania? Też, raczej, nie. Czy analityka, telekonferencja z Darylem Moreyem, mogłaby nas przybliżyć do zwycięstwa? Liczby mają swoje limity. Wydaje się, że od bliższego meczu w dwóch ostatnich minutach dzieliły Polaków: bardzo dobry występ Ponitki, kilka błędów mniej i gorsza skuteczność Hiszpanów (którzy w fazach grupowych mieli problemy z atakiem…). Trudno, nie jesteśmy aż tak dobrym zespołem, żeby nie zważając na warunki zagrać 40 minut w swojej najlepszej wersji. Tak już jest, to nas przed absolutną czołówką świata powstrzymuje i przez jakiś czas powstrzymywać będzie.

A co gdyby doszło do crunch-time? Bo może to najlepszy wyznacznik tego, jak radzi sobie zespół Taylora w najtrudniejszych momentach? Mieliśmy przecież mecze z Chinami i z Rosją. Oba wygrane. Więc może remis na 120 sekund do końca, byłby dla nas na wagę złota? Czy to wtedy Polacy mogli wyrządzić krzywdę gigantowi? Kto wie. Taki scenariusz może się jeszcze wydarzyć.

Ostatecznie niespodzianki nie było. Tak jak nie było nią 7 celnych rzutów z 11 Rickiego Rubio. Przechodziliśmy mu pod zasłonami, więc systematycznie zyskiwał przestrzeń i dochodził do koślawych pull-upów z kilku metrów bądź trafiał czyste trójki, co mu się w koszykówce FIBA coraz częściej zdarza. 19 punktów i 9 asyst w występie meczu, do spółki z 18 punktami Willy’ego Hernangomeza, dobra obrona i kontrola gry zespołu. Hiszpanom zabrakło tylko czterech asyst do asysty przy każdym rzucie. 28 kluczowych podań przy 32 celnych próbach. Nam coś podobnego zdarzyło się raz: z Wybrzeżem Kości Słoniowej, i w tym momencie bądźmy szczerzy: wielu Hiszpanów widziało nas tak przed tym meczem, jak outsiderów, wielu zdziwiło się, że tak długo trwał, że ci w czerwonym walczyli, że “poddali się” na… ile? Dwie minuty do końca? Trzy? Raporty w ASie i Marce nie wspomniały o tym, jak ten zespół nie tylko zżywał się ze sobą, ale rósł mentalnie, co było widać i co zostanie pokazane w dwóch następnych meczach? A oba będą o coś. Praca się nie kończy.

Nie będzie to najoryginalniejsza myśl, ale myśl jedyna: nie mamy się czego wstydzić. Myśl ta nie wynika z jakiejś narodowej maniery pobłażliwości, z maniery lekceważenie ambicji sportowców, sprowadzania ich na odległe miejsca, zakazu mierzenia wyżej, rozkazu, że oni mają zostać w blokach, bo i i tak nie przybiegną pierwsi. Ich, to znaczy sportowców, bardzo często przestrzega się przed marzeniami: to u nas temperuje się odważnych graczy w imię dyscypliny i porządku w szatni, to na błędy tych, którzy szukają odważnych podań, zwraca się większą uwagę: to tutaj temperuje się kreatywność. Nie. Myśl ta wynika z wszystkiego co zaistniało w ostatnich kilkunastu dniach, podczas których dwunastka koszykarzy na wszystko uczciwie i odważnie zasłużyła, przeszkody pokonała, a los jej sprzyjał.

Biorąc pod uwagę szanse na osiągnięcie czegoś na świecie (czy chociaż w Europie), pozycje polskiej koszykówki, problemy kadry oraz nadszarpniętą reputację Mike’a Taylora długo po nieudanym Eurobaskecie w 2017 roku – ich występ na tym turnieju jest irracjonalny. A co jeśli wywalczą awans na Igrzyska? No to będzie ich i nasz medal, wokół którego trzeba opleść dyscyplinę. I jakże trudne będzie to wyzwanie dla związku i prezesa, który i tak uważa, że jesteśmy najlepsi…

6 KOMENTARZE