Jeśli w meczu koszykówki zwycięski zespół trafił 36% rzutów z gry, 26% rzutów za trzy i oddał rekordowe 38 rzutów wolnych (trafił aż 35), to należy zająć się obroną, która do tego doprowadziła i obroną, która stanęła w opozycji do nieefektywnego ataku i mecz z rąk niewiele lepszej ofensywy wydarła. A więc o obronie w wygranym 79-74 spotkaniu reprezentacji Polski z Rosją, na dzień przed meczem z Argentyną o “lepszego” rywala w ćwierćfinale Mistrzostw Świata.
Zanim po przerwie Mike Taylor dokonał kilku usprawnień w odpowiedzi na grę Rosjan, Polacy a to nie radzili sobie z obroną strefową, a to popełniali jeszcze prostsze błędy niż te wymuszane na rywalach, a to spędzali na linii więcej czasu niż w ataku pozycyjny, co w gruncie rzeczy aż do końca meczu nie uległo gwałtownej zmianie. Problemy w ataku przejawiały się z większą lub mniejszą siłą przez 40 minut. Nawet fragment od ostatnich 2-3 minut trzeciej kwarty przez pierwsze 4 minuty czwartej, kiedy to Polacy przeprowadzili run 17-3 (!), poprzedziła seria spudłowanych rzutów A.J’a Slaughtera, do którego swoją drogą nie można mieć pretensji o 3/15 z gry: nie grał źle, po prostu nie trafiał rzutów (zdarza się), jak przystało na score-first rozgrywającego i topową ofensywą opcję naszego ataku próbował zyskać przewagę przeciwko zmianom krycia, rzucał gdy miał przed sobą Kurbanova, atakował obręcz w transition, a te wszystkie rzeczy robi się kiedy nie idzie, tego nie wolno graczowi wypominać, zwłaszcza kiedy w festiwalu na pudła udział wzięła większość zespołu.
Zresztą, izolacje po pick-and-rollach i to, że Polacy nie kreowali rzutów podaniami tylko indywidualną grą, były zasługą obrony Rosjan. Dlatego na 2:40 do końca trzeciej kwarty prowadzili ośmioma punktami, a odpowiedzią Taylora było wprowadzenie na parkiet Łukasza Koszarka, który co prawda grał w pierwszej połowie, ale nie w roli strzelca i game-changera, nawet nie podawał wtedy tak dobrze, jak podczas runu, który przechylił mecz na polską stronę. W drugiej połowie odpowiadał za, to słowa Mike’a Taylora: “organizację w przekazywaniu piłki”. A że widzi więcej od Slaughtera, widać było przy podaniu do Waczyńskiego przed rzutem, po którym piłka zatańczyła na obręczy i wpadła do kosza.
Jak Rosjanie ograniczyli Polaków? Zaczęli od agresywnej obrony strefowej, która w założeniu nie tylko miała ustawić ich w pięciu strefach, ale non-stop trzymać blisko najlepszych graczy. A robi się to za pomocą zmian krycia.
I tak, zanim przeszli do strefy 2-3 zagrali lekki Show na lewym boku, na prawej stronie Kurbanov i Kulagin przekazali sobie Ponitkę i Waczyńskiego, za którym wysoko wybiegł ten drugi po czym zmienił krycie z Ivlevem na hand-offie Hrycaniuk-Waczyński. Center zachował się bardzo dobrze, bo presją i wysoko wystawionymi ramionami odciął podanie do ścinającego pod obręcz Hrycaniuka i zniwelował drugie w tym posiadaniu mikro-wahnięcie Kurbanova. Posiadanie Polaków skończyło się izolacją Slaughtera na niby słabszym fizycznie Vitalim Fridzonie, który miał za plecami pomoc ustawionych w strefie dwóch wysokich: Kurbanova i Vorontsevicha:
Polacy próbowali złamać strefę oraz zmiany krycia indywidualnymi zagraniami Slaughtera, później ruchem piłki, odsunięciem od niej rozgrywającego, przeniesieniem posiadań w dłonie Waczyńskiego i Ponitki. Pojawiły się również szybsze zasłony i pick-and-rolle, w których wysoki robił slip w kierunku obręczy. Na trzy minuty do końca kwarty Taylor postawił na smallball – Damian Kulig zagrał na piątce obok duetu Ponitka-Sokołowski i pary Slaughter-Waczyński. To ustawienie miało po pierwsze imitować ustawienie Rosjan z trójką skrzydłowych i dwójką guardów, a po drugie polepszyć spacing. Szerszy parkiet służy grze na bloku, której na początku brakowało Polakom. Rezultat nie był jednak zadowalający:
Agresja Rosjan przyczyniła się do tego, że Waczyński nie mógł podać piłki do Slaughtera, a entry-pass do ustawionego tyłem do obręczy Kuliga zajął trochę czasu. Spójrz na Zubkova z #12, a później Fridzona z #7, który za wszelką cenę chciał wejść przed Kuliga, frontować go i zmusić do podania piłki w inne miejsce. No i Fridzon, nie taki niski, bo mierzący 196 centymetrów wzrostu, nie dał się przepchnąć. I to przez połączenie tych rzeczy Rosjanie nie tracili punktów z low-post, a ustawienie na słabej stronie i ścisła kontrola graczy, a także zmiany krycia na ścinających, wyeliminowały podania, po których Polacy zdobywali punkty w poprzednich meczach.
W przypadku zwycięstwa Rosji Fridzon z pewnością zostałby jednym z bohaterów, ponieważ bronił większych i silniejszych od siebie, ponieważ prawdopodobnie był najlepszym obrońcą meczu w strefie low-post. Spójrz co w drugiej kwarcie zrobił Mateuszowi Ponitce:
Dwóch trenerów chciało w obronie tego samego od swoich graczy. I zanim dostał Taylor, dostał Bazarevich. Z tą różnicę, że jego koszykarze coraz to bardziej przesadzali z kontaktem. Stąd multum fauli i zmarnowanych bardzo dobrych posiadań w obronie. Poniżej zobaczysz mnóstwo pracy na prawej stronie, switchującego Ivleva z Hrycaniuka na Slaughtera, a później Kulagina, któremu gwizdnięto faul, z Hrycaniuka na Sokołowskiego:
I tak to wyglądało. Faule i celne rzuty Polaków z linii “zabrały” Rosjanom aż 35 punktów! Zniweczyły wysiłek włożony w obronę wysokich, wiele sekwencji “doskok->odskok”, którymi odrzucali naszych koszykarzy od obręczy i od dobrych pozycji na dystansie po pick-and-rollu. Przecież gdyby nie aktywność niskich i wysokich, to Slaughter oddawałby rzuty nie po sześciu kozłach, a trzech, nie musiałby szukać miejsca w pick-and-rollu, bo po prostu miałby je przed sobą. Z punktu widzenia rosyjskiej koszykówki – szkoda, bo nawet rezerwowi Baburin z #4 i Antonov z #11 potrafili zatrzymać Ponitkę:
Po drugiej stronie parkietu działo się to przed czym przestrzegano: piłka krążyła. A krążyć pomogła jej Polska obrona, która popełniała błędy. Te wynikały z przesadnej koncentracji na tym co wydarzy się poniżej pick-and-rolla, a więc z wielu regularnych przesunięć trzeciego gracza, a także czwartego i piątego w kierunku dwójkowej akcji i jej następstw. Polacy źle rotowali, nie byli tak dobrzy w łapaniu wolnych graczy szybkimi switchami jak Rosjanie i przede wszystkim nie byli równie agresywni. Z jednej strony to nic dziwnego: zespół Taylora rozpędza się powoli (można powiedzieć, że coraz wolniej), a zespół Bazarevicha pokonuje w ataku więcej metrów i trudniej za nim nadążyć. Z drugiej to niepokojące: w końcu trzeba będzie rozpocząć mecz tak, jak Polacy mają w zwyczaju je kończyć.
Przy pomocy naszych koszykarzy Rosjanie kreowali lepsze rzuty. I chociaż trafili tylko 9 z 30 prób za trzy, Kulagin w końcu przestał trafiać po pick-and-rollu, to aż dziewięć rzutów z rogów nie wzięło się przez przypadek. To tam kierowali podania, tam wieńczyli ładne sekwencje, w których nie zabrakło błędów naszych obrońców. Na przykład wykorzystywali niedokładne powroty do obrony. Poniżej Ponitka ustawił się na Ivlevie, Kulig na Karesevie, Slaughter musiał wybierać (zapewne instruowany z ławki, Mike Taylor był blisko) czy podwoić czy podążyć z Kulaginem. Wybrał… niby podwojenie, niby switch na Vorontsevicha, switch bez komunikacji, switch wbrew rozsądkowi (Ivlev nie był zagrożeniem na bloku) i zachowaniu Balcerowskiego, który ruszył za swoim kryciem. Więc Kulagin został sam, a Waczyński i Kulig musieli kontrolować trójkę graczy:
Ale nawet z takiego posiadania można wyciągnąć pozytyw. A jest nim ruch Ponitki do rogu. I gdyby Kurbanov nie zaatakował close-outu Kuliga (albo gdyby był lepszy) i wcześniej podał na prawo od siebie, to mielibyśmy bardzo dobre wyjście z bardzo złej sytuacji. Antycypacja nie zawodzi naszych koszykarzy.
Wkrótce Taylor podwyższył skład: za Kuliga wszedł Hrycaniuk. Ale bez zmian taktycznych na nic zmiany personalne. Zacieśnienie pola gry i rozchodzenie się w przeróżnych kierunkach podczas rotacji nie było efektywne. Podobnie obrona w pick-and-rollu 1-5, której nie wspierały defensywne zbiórki.
W pierwszej połowie Rosjanie trafili z paint 10 z 17 rzutów. Robili to zostawieni bez obrony, albo w następstwie niedokładnie przeprowadzonego Drop w pick-and-rollu na boku (bo tak Polacy bronili ich w tym kierunku), w akcji, do której Rosjanie doprowadzali w swoim stylu: po serii zasłon, zmian pozycji, przebiegnięć. Zabrakło komunikacji między Slaughterem a Hrycaniukiem, ten pierwszy nie podążył nad zasłoną tylko ruszył za wysokim, więc nasz środkowy został wyżej. Slaughter wysokiego Ivleva zostawił i Polacy łatwo stracili punkty:
W tym czasie formował się początek zmian, które po przerwie zaordynował Mike Taylor. A mianowicie chodziło o dokładniejsze pilnowanie strzelców i lepszą obrona w pick-and-rollu. Ta lawirowała między Show a lekkim Dropem wysokiego, który umożliwił dokładniejszą kontrolę nad pomalowanym. Poprawił się też A.J Slaughter i powyższa sytuacja nie powtórzyła się ani razu.
Jak Polacy ograniczyli Rosjan? W trzeciej kwarcie zaczęli bronić odrobinę szerzej, bliżej strzelców i obwodu, poprawili obronę w pierwszej linii, przestali wpuszczać niskich graczy do paint (a jeśli już, to timing pomocy był w punkt i zmuszał do odegrań), stąd było mniej rotacji (a jeśli były, to wyższej jakości), jeśli wysocy nie brali udziału w obronie zasłon to stali w swoich strefach, pomoc była rozważna i skuteczność Rosjan poszybowała w dół – z 58% z pomalowanego do zaledwie 28.5% (4/14). Nie był to zupełnie nowy plan na mecz, bo w pierwszej połowie Polacy prezentowali bardzo dobre posiadania w obronie, ale kluczowe okazały się: stabilizacja i kilka defensywnych stopów, po których zdobywali punkty z linii rzutów wolnych lub z dystansu.
W drugiej połowie polscy obrońcy regularnie naciskali na pick-and-rolle prowadzone przez Kulagina, i to naciskali w dwu- bądź w trzyosobowych blokach. Pozostała dwójka, najczęściej Ponitka i Waczyński, pilnowała swoich graczy lekko schodząc w kierunku pomalowanego (na czas powrotu np. Hrycaniuka za rolującym centrem), które przez sporą część obu kwart stało puste. Po przerwie gracze Taylora wyszli na parkiet z takim założeniem: im lepsza obrona na górze tym na więcej możemy pozwolić na dole, kończy się zachowawczość, możemy bronić wszystko i wszystkich. Zobacz na lepszą obronę pick-and-rolla 1-5, z którym wyżej Slaughter i Hrycaniuk mieli problem:
Zwróć też uwagę na jedną rzecz: agresję Polaków. Po przerwie było jej więcej. Zaczęli grać twardo i fizycznie. Kulig wystawiał barki, Karasev parokrotnie leżał na parkiecie. Stosowaliśmy triki co najmniej na granicy przepisów, a nawet łamiąc je podczas krycia ruchliwych Rosjan. Im dalej od piłki biegali, tym nasza obrona dokładała większych starań aby “dotknąć” rywala, złapać i przytrzymać za koszulkę, zbić po dłoniach, wytrącić z równowagi. Wyżej spójrz na walkę Aarona Cela z Ivlevem. Niżej na obronę bloku złożonego z trójki Hrycaniuk-Cel-Koszarek, na odcięcia od podań i zmiany krycia, na hustle Koszarka przy wyższym Antonovie, na ustawienie dwójki Waczyński-Ponitka na słabej lewej stronie:
Od początku czwartej kwarty Rosjanie przeszli w tryb można powiedzieć ekonomicznej gry, tzn. Kulagin grał więcej na koźle, w rogach pojawili się spot-up strzelcy, gdzieś ulotniła się intensywność z pierwszej połowy czy nawet z trzeciej części gry. Ale to nie problem naszych koszykarzy. A ci byli w obronie on-fire i zmuszali Rosjan do długich posiadań. Utrudniali rozgrywającym wyjścia po piłkę, trapowali ich w bocznych sektorach nie tracąc z pola widzenia rolującego, a po zmianie krycia przejmowali inicjatywę: wysoki nie czekał na izolacje, po prostu starał się wymusić oddanie piłki trącając point-guarda ciałem. A pomoc? Pomoc przychodziła w odpowiednim momencie:
Manewr Taylora polegający na ustawieniu Ponitki na Fridzonie pozostawił piłkę w dłoniach Kulagina. Manewr trenera aby to Waczyński bronił Kurbanova nie sprowokował Rosjan do gry na bloku (a kiedy w końcu zagrali, to nasi bardzo dobrze podwoili skrzydłowego i nie stracili punktów, co dobrze wróży przed meczem z Argentyną). W dalszym ciągu grali pick-and-rolle w nadziei dogrania piłki pod obręcz i zdobycia łatwych punktów, ale obrona Koszarka i Hrycaniuka była zbyt nachalna, zbyt dokładna, zbyt dobra.
Zobacz poniżej jak daleko wypchnęli Kulagina, który spokojnie wyszedł na górę po staggerze i jak się ten stagger w nic poważnego nie zamienił, bo Hrycaniuk najpierw zatrzymał ścinającego do paint Fridzona (wziął go na ciało), później dopadł do Kulagina jak głodny i wrócił do Antonova z ramionami w górze. W tym samym czasie swoje ramiona uniósł Koszarek i zasłonił widok obręczy, Kulagin musiał oddać piłkę i chociaż Rosjanie uratowali się pick-and-popem na środku, to rzut z dystansu Antonova został doskonale kontestowany przez Koszarka:
Słusznymi decyzjami Mike Taylor i jego sztab wygrali nie pierwszy mecz na tych mistrzostwach, a koszykarze nie po raz pierwszy poprawili mankamenty z pierwszej części gry. Dlatego jedziemy dalej tym naszym Polskim Expressem przez usprawnienia, rzuty, wymuszone faule, bloki, przechwyty, otarcia, zbicia, zakrwawione ciała, rekordy i kontynenty. W niedzielę o godzinie 14:00 Argentyna, we wtorek o 13:00 (jeśli zajmiemy pierwsze miejsce) bądź o 15:00 (jeśli drugie) Hiszpania albo Serbia. Marzenia, wskrzeszenie dyscypliny, nieśmiertelność. Niech się wiedzie.
Pan Piotr w mistrzowskiej formie.
Nie wiem, czy nie powinniśmy nieco odpocząć w meczu z ARG i liczyć na niespodziankę w meczu Serbii z Hiszpanią. Serbii nie pokonamy tak czy siak, a z ESP tylko na względnej świeżości mamy jakiekolwiek szanse. Ależ było ciężko z Rosjanami…
Moze tak byc z punktu widzenia odpoczynku, ale raz, że Serbia wydaje sie być dla Hiszpanii za mocna, dwa nie wierze, ze po serii 4 zwycięstw, hype’u i pozytywnego nastawienia drużyny nagle zaczeli by kalkulować. Oni juz osiągnęli więcej niz zakladali. Mecz z Argentyną z pewnością będzie prowadzony na 100% z naszej strony. Nie wazne jak sie skonczy.
Bez cienia ironii, zastanawiam się, czy takie fachowe analizy da się pisać bardziej przystępnym językiem. Ja niewiele z tego zrozumiałem i któryś już raz nie doczytałem do końca. Sorry, nie chcę krytykować Piotra, po prostu przekazuje moje subiektywne odczucie.