Dniówka: Nets i Clippers mogą wygrać wakacje ze swoimi słynnymi sąsiadami. Game 6 w San Antonio

8
fot. Brian Rothmuller / Newspix.pl

Dzisiejszy pojedynek w San Antonio miał być jedynym meczem numer 6 pierwszej rundy, ale Golden State Warriors nie potrafili zakończyć swojej serii, dlatego zostały nam jeszcze co najmniej dwa spotkania tej początkowej fazy playoffów.

Obrońcy tytułu muszą wrócić do Los Angeles, gdzie Kevin Durant będzie mógł jeszcze po ostatni raz poczuć jak to jest grać na parkiecie w Staples Center zanim w offseason podejmie decyzję o swojej przyszłości. Może wybierze właśnie Los Angeles?

LA Clippers są największym zaskoczeniem pierwszej rundy, bo przecież to miały był tylko szybkie cztery mecze dla Warriors, a oni wyrwali już dwa zwycięstwa. I tą zaskakująco udaną serią poprawiają swoje notowania przed wakacyjnym polowaniem na gwiazdy. Nie są tylko drużyną z Los Angeles, która będzie miała dużo wolnych pieniędzy, ale zespołem z solidnym fundamentem, który jest prowadzony przez świetnego trenera, ma rozsądny management, w składzie kilku wartościowych graczy i już wygrywa. Dlatego gwiazdor, który zdecyduje się przejść do Clippers, dołączy do poukładanej drużyny, w której od razu będzie miał z kim grać, nawet jeśli nie uda im się dodać drugiej gwiazdy. Nie będzie musiał obawiać się ryzyka, że znajdzie się w styaucji, w której w minionym sezonie był LeBron James.

Clippers będą mogli zwolnić miejsce na dwa maksymalne kontrakty, nadal zatrzymując kilku ze swoich ważnych zawodników, w tym ten kluczowy, super-duet rezerwowych Williams-Harrell, bo w przyszłym sezonie będzie kosztował ich tylko $14 milionów. Do tego mają na niskich, debiutanckich kontraktach obiecujących Shai Gilgeousa-Alexandera i Landry’ego Shameta, którzy zdobywają obecnie bardzo cenne doświadczenia jako starterzy w playoffach. Natomiast ostatni rok umowy Danilo Gallinariego na $22.6mln też nie wydaje się być problemem po jego bardzo dobrym sezonie, obojętnie czy będą chcieli go zatrzymać, czy przehandlować, żeby zwolnić pieniądze na zakupy. Poza tym, udowodnili też, że potrafią uzupełniać skład, znajdując wartościowych role playerów.

Wydaje się, że Clippers mają znacznie więcej do zaoferowania niż ich dużo bardziej znani sąsiedzi. Jedyną przewagą Lakers jest w tym momencie LeBron. To oczywiście bardzo dużo, ale z drugiej strony Clippers dają szasnę posiadania własnej drużyny, zamiast gry w zespole Jamesa. Dlatego jeśli któryś z tych najlepszych wolnych agentów będzie chciał zamieszkać w Los Angeles, niekoniecznie jego pierwszym wyborem muszą być Lakers. Choć nadchodzące wakacje będą dobrym testem tego, jakie znacznie dla zawodników ma historia i blask Lakers, w porównaniu z dużo lepiej funkcjonującą organizacją jaką są Clippers. Co tak naprawdę bardziej się liczy – bycie częścią słynnej organizacji i gra z LeBronem, czy próba budowania swojej legendy na dużym runku w wygrywającej już drużynie, ale będacej dotychczas tą drugą w mieście.

I nie będzie to dotyczyło tylko Los Angeles, ale również Nowego Jorku.

Tutaj także z jednej strony mamy słynnych New York Knicks, którzy będą mogli podpisać dwóch gwiazdorów i oddać im scenę Madison Square Garden. Są jednak klubem nieudolnie zarządzanym przez Jamesa Dolana, który od lat nie potrafi stworzyć silnej drużyny. I teraz będzie trzeba ją zbudować od podstaw, co bardzo łatwo może przerodzić się w powtórkę pierwszego, rozczarowującego sezonu LeBrona w LA.

Po drugiej stronie są Brooklyn Nets, którzy podobnie jak Clippers, byli pozytywnym zaskoczeniem tego sezonu. Osiągnęli znacznie więcej niż oczekiwano, a także w playoffach potwierdzili charakter swojej drużyny walcząc z dużo silniejszymi Sixers. Na Brooklynie zapominano już o burzliwych początkach rządów Mikhaila Prokhorova, który spektakularnie poległ chcąc szybko zbudować kontendera. Teraz są bardzo dobrze funkcjonującą organizacją, która przeszła przez trudny okres przebudowy bez wysokich picków w drafcie, dzięki świetnej pracy GMa Seana Marksa i sztabu szkoleniowego Kenny’ego Atkinsona. Wyspecjalizowali się w znajdowaniu talentów i rozwijaniu graczy. D’Angello Russell po trudnym początku kariery wyrósł na All-Stara, Spencer Dinwiddie po przesiedzeniu pierwszych lat na ławce w Detroit stał się jednym z najlepszych rezerwowych ligi, a niechciany w Orlando i w Cleveland Joe Harris jest teraz jednym z najlepszych snajperów dystansowych. Do tego z 20 numerem w drafcie wyciągnęli Carisa LeVerta, który był ich najlepszym zawodnikiem na początku sezonu i w playoffach.

Nets także będą polować na którąś z gwiazd, ale ich sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Teoretycznie mogą nawet zwolnić miejsce na dwa maxy, jeśli zrezygnują ze wszystkich swoich wolnych agentów i znajdą sposób na pozbycie się $18.5mln pensji Allena Crabbe’a (to na razie jeszcze opcja gracza, ale na pewno ją podejmie). Ale zastrzeżonym wolnym agentem będzie także Russell, którego prawdopodobnie chcieliby zatrzymać, a jego cap hold ($21mln) sprawi, że nie wystarczy im środków na maksymalny kontrakt dla kogoś z rynku. Tak więc będą musieli pokombinować, żeby podpisać Russella i dodać gwiazdę. A co jeśli będą musieli wybrać tylko jedną z tych opcji? Jak bardzo wierzą w Russella? Ma on dopiero 22 lata, jest już All-Starem, ale czy będą skłonni zaproponować mu maksymalny kontrakt? Czy będą chcieli zatrzymać go za wszelką cenę? I ile będą gotowi wydawać na swoich guardów – bo nie można zapominać, że mają już na nowej umowie Dinwiddie’go, a w wakacje będą mogli rozmawiać o przedłużeniu LeVerta. Na szczęście będą mieli pole manewru, bo jeśli pozwolą odejść Russellowi, zostanie im więcej pieniędzy na graczy z rynku, a jeśli nie przekonają żadnej gwiazdy, mogą więcej wydać na Russella, żeby go zatrzymać i najwyżej później przehandlować. (Poza nim zastrzeżonym wolnym agentem będzie Rondae Hollis-Jefferson, a niezastrzeżonymi DeMarre Carroll, Ed Davis i Jared Dudley.)

Nets i Clippers będą bardzo ciekawą alternatywą w te wakacje. Zaoferują najlepszym wolnym agentom szasnę gry na wielkim rynku w dobrze funkcjonującej drużynie. Bo okazuje się, że można grać w Los Angeles albo w Nowym Jorku bez niepotrzebnego, ciągłego zamieszania w Lakers czy Knicks… Ale też bez blasku tych klubów. Blasku, który rok temu wybrał LeBron. Dla niego liczyło się ‘Lakers’, reszta była na drugim planie, jednak ten kiepski sezon jego drużyny może sprawić, że teraz wolni agenci przychylniej spojrzą na te mniej słynne, ale lepiej poukładane drużyny.


Denver @ San Antonio (3-2) 2:00

Nuggets zdominowali mecz numer 5, utrzymując prowadzenie już od połowy pierwszej kwarty, a wcześniej w Game 3 obrócili spotkanie na swoją korzyść dominując w dwóch środkowych kwartach. Łącznie te siedem ostatnich kwart wygrali aż +44 i ta najbardziej wyrównana seria pierwszej rundy, nagle zrobiła się bardzo jednostronna. Nuggets odbili się po słabym początku playoffów i teraz pokazują swoją przewagę nad rywalami, grając koszykówkę, która zapewniła im drugie miejsce w tabeli ZAchodu. Świetnie spisują się po obu stronach parkietu – w Game 4 zdobyli 117 punktów, w Game 5 trafili 50% swoich rzutów, równocześnie zatrzymując Spurs na tylko 90 punktach przy 41% z gry.

Spurs znaleźli się pod ścianą i zobaczymy czy Gregg Popovich znajdzie sposób, żeby odpowiedzieć i wymusić jeszcze Game 7. Największa presja jest oczywiście na gwiazdorach, którzy w poprzednim meczu nie stanęli na wysokości zadania, przypominając tylko o tym, że za często zdarza im się zawodzić w tych kluczowych momentach playoffów. Ale Spurs potrzebują też więcej od Derricka White’a, który był ich x-faktorem w pierwszych meczach, jednak odkąd zdobył 36 punktów w Game 3, w dwóch kolejnych uzbierał tylko 20 z 19 rzutów. Nuggets dokonali usprawnień, żeby go ograniczyć i pomogło w tym wstawienie do piątki Torrey’a Craiga, który zajął się pilnowaniem DeMara DeRozana, co pozwoliło oddelegować Gary’ego Harrisa do White’a. Harris wykonuje świetną pracę w obronie, ale też cała drużyna dobrze blokuje White’owi dostęp do kosza i kontestują rzuty, gdy już uda mu się przebić w pomalowane.

“I think our guys realized after the first three games, Derrick White was the early MVP of the series. We’ve done a really good job the last couple of games of trying to negate his impact. It’s been a big part of our success.” Mike Malone

Teraz MVP tej serii jest ten, który powinien nim być, czyli Nikola Jokić – średnio 19.6 punktów, 47% z gry, 40% za trzy, 11.6 zbiórek i 9 asyst.

Poprzedni artykułWake-Up: Rockets w drugiej rundzie, Warriors wracają jeszcze do LA
Następny artykułBlake Griffin poddał się operacji kolana

8 KOMENTARZE