Dniówka: Drużyna Townsa, czy Wolves uda się nie zmarnować kolejnego talentu?

Rok temu w ostatnim meczu sezonu zasadniczego Minnesocie Timberwolves udało się wywalczyć pierwszy od 2004 roku awans do playoffów, co miało być początkiem ich powrotu do grona najlepszych drużyn Zachodu. Ale zamiast tego, teraz wrócili do fazy przebudowy. Mają za sobą bardzo trudny sezon. Ciągnące się od startu obozu przygotowawczego zamieszenie wokół Jimmy’ego Butlera, jego transfer, zwolnienie Toma Thibodeau i do tego jeszcze kłopoty zdrowotne. Przy tym wszystkim i tak można uznać za sukces, że jeszcze pod koniec stycznia Wolves nie mieli ujemnego bilansu, trzymając się w pogoni za playoffami. Przede wszystkim zawdzięczają to swojemu młodemu liderowi.

Karl-Anthony Towns nie dogadywał się z Butlerem, chyba najbardziej czekał na jego odejście i to całe zamieszanie też mocno odbiło się na jego postawie na boisku, bo miał bardzo słaby start sezonu. Ale kiedy Butler wreszcie został odesłany do Philly i atmosfera w drużynie nieco się oczyściła, Towns zrobił to, czego się od niego oczekiwało. Przejął pałeczkę lidera i ciągnął zespół, z każdym miesiącem grając coraz lepiej (od lutego zdobywa średnio 30 punktów przy 59% z gry). Jak zwykle najbardziej imponuje swoimi możliwościami strzeleckimi, ale też poprawił się jeśli chodzi o kreowanie kolegów, nawet w obronie nie był minusowy i od czasu transferu Wolves z nim na parkiecie są średnio 4 punkty na sto posiadań na plusie (dla porównania, w przypadku Anthony’ego Davisa ten wskaźnik wynosi 3.6).