Nieco ponad dwa tygodnie temu Miami Heat do ostatnich sekund walczyli o zwycięstwo w Oracle Arena, ale nie udało im się pokonać obrońców tytułu. Zrobili to teraz na własnym parkiecie, choć znowu pozwolili Golden State Warriors na comeback i niewiele brakowało, żeby znowu to oni okazali się lepsi na finiszu. Gospodarzy uratował Dwyane Wade.
Dokładnie rok temu, 27 lutego D-Wade rzucił game-winnera w starciu przeciwko Philadelphii 76ers. Teraz wygrał mecz szalonym rzutem o tablicę równo z końcową syreną, zostając bohaterem tej długiej, 11-meczowej nocy w NBA.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Dobrze, że nie zbadali Draymonda przed tym meczem alkomatem. Najlepszy był jednak ten moment gdy KD i Curry wbiegli w to samo miejsce. Potem isostary i tigery weszły, żeby skończyło się tak jak się zaczęło. Welcome to Miami ;>
Portland żre wschód.
I tak Wschód w tym sezonie nie wygląda źle w porównaniu z Zachodem, Konferencja Wschodnia jest o słabsza, ale w bezpośrednich starciach z Zachodem walczy dzielnie i tragedii wielkiej nie ma.
Atlanta i Kings fajne historie – zaczynam trzymać kciuki.
Jak ogląda się Boston, to ma się wrażenie, że są o jedną kontuzję Irvinga od powrotu do bycia zgranym kolektywem. Teraz wygląda to tak, jakby Irving pochłaniał każde posiadanie, a jeśli ktoś inny ma piłkę w rękach, to zaraz chce zabłysnąć i zrobić coś indywidualnie – vide dzisiejsza cegła za 3pkt Smarta na 35 sekund przed końcem meczu…nie wiem, czy ta drużyna ma jeszcze chemię w zespole, by “kliknąć” w play-offach.
Miami Heat – przegrać z tankującymi Suns, a kilka dni później wygrać z GSW…gdzie sens, gdzie logika?
W tym samym miejscu gdzie logika i sens Magic.