Trevor Ariza w wakacje wykorzystał swoją dobrą pozycję na rynku po świetnym sezonie Houston Rockets, którego był ważną częścią i zdecydował się opuścić Texas, żeby zainkasować dużą wypłatę od Phoenix Suns. Mając już 33 lata na karku, a na palcu mistrzowski pierścień zdobyty z Los Angeles Lakers, wybrał pieniądze, zamiast pogoni za kolejnym tytułem i zgarnął $15 milionów w rocznym kontrakcie (tyle zarobił łącznie przez dwa wcześniejsze sezony).
Miał pomóc młodej drużynie wreszcie odbić się od dna. To się jednak nie udało i Suns są najgorszą drużyną NBA, ale Ariza ma swoje pieniądze, a teraz też będzie miał okazję przenieść się do silniejszego zespołu, z którym powalczy o dobrą pozycję w playoffach. Już od soboty będzie mógł zostać wymieniony, dlatego jest obecnie najgorętszym nazwiskiem w plotkach transferowych. Co prawda w ekipie Phoenix jego obecność nie zrobiła różnicy, ale ten zespół zupełnie nie działa, natomiast brak Arizy jest bardzo widoczny w Houston. Jest on wartościowym role playerem, 3-and-D graczem, dlatego kilka drużyn jest nim poważnie zainteresowanych, mając nadzieję, że ściągnięcie go pomoże im zrobić krok naprzód.
Najbliżej pozyskania Arizy są podobno Lakers. Pełniący obowiązki generalnego managera Suns James Jones już raz pomógł LeBronowi uwalniając Tysona Chandlera i teraz może zrobić kolejną przysługę swojemu przyjacielowi. Choć konkurencja jest duża, a Suns na razie odrzucili propozycję trójstronnej wymiany z Lakers. W LA oferują w zamian Kentaviousa Caldwella-Pope’a i pod względem finansowym ich kontrakty pasują, ale w Phoenix nie są chcą KCP, a też pewnie on nie chciałby tam wylądować, a ma prawo zawetować wymianę. Dlatego muszą znaleźć trzecią drużynę. Wiadomo, że Rockets w jakimś stopniu są zainteresowani KCP i mogliby włączyć się w taki transfer, ale wówczas trzeba by dodać jeszcze czwarty zespół, ponieważ oni mają do oddania Brandona Knighta, a on nie może wrócić do Suns, którzy wytransferowali go w wakacje. Suns w zamian za Arizę chcieliby zdobyć guarda i jakiś pick. Nie mają jednak co liczyć, że Lakers udostępnią im Lonzo Balla albo Josha Harta.
Teoretycznie Rockets mogliby sami chcieć ściągnąć z powrotem Arizę i spróbować znaleźć inną drużynę, która pomogłaby im w trójstronnej wymianie z Suns. Na razie jednak nie ma żadnych doniesień, żeby Daryl Morey w ogóle brał taki scenariusz pod uwagę, chcąc wrócić do tego co miał w zeszłym sezonie.
Odejście Arizy i Luca Mbah a Moute okazało się bardzo dużą stratą dla Rockets, co było do przewidzenia, ale chyba nikt nie przypuszczał, że bez nich będą mieli aż tak poważne problemy. To mimo wszystko tylko role playerzy, jednak idealnie uzupełniali gwiazdorów i dzięki swojej wszechstronności odgrywali kluczową rolę w świetnej defensywie. Morey’woi nie udało się znaleźć równie przydatnych zastępców. Na pierwszy rzut oka Ariza z 2017/18 i James Ennis w 2018/19 mają zbliżone osiągnięcia PER-36, ale chociażby Ariza trafiał niemal trójkę więcej PER-36, podczas gdy Ennis popełnia aż 2.6 więcej fauli.
Z drugiej strony można się zastawiać, czy gdyby Ariza i Mbah a Moute zostali, czy wtedy Rockets byliby w stanie wrócić do tego, co robili w zeszłym sezonie? To nie jest wcale takie oczywiste. Ariza obecnie rozgrywa słaby sezon trafiając 35% trójek, najgorsze w karierze 37.3% z gry i ma też najgorszy wskaźnik przechwytów. Oczywiście grając u boku Jamesa Hardena i Chrisa Paula byłoby mu znacznie łatwiej i pewnie te statystki byłby lepsze, ale w wieku 33 lat może już po prostu nie jest w stanie być równie przydatny, jak jeszcze sezon wcześniej. Rockets obawiali się tego regresu, dlatego też nie chcieli podpisywać z nim dużego kontraktu. Wkrótce przekonamy się jaka jest jego obecna wartość, kiedy przeniesie się do nowej drużyny.
Tymczasem Mbah a Moute, który w drugiej części zeszłego sezonu miał problemy z barkiem, teraz dalej nie jest zdrowy. Zdążył rozegrać tylko 4 mecze i od końca października leczy kolano.
Tak więc o ile ich odejście bez wątpienia było poważnym osłabieniem dla Rockets, tak nie podpisywanie z nimi kontraktów wcale nie jest oczywistym błędem Morey’a.
Dzisiaj mamy pojedynek byłej drużyny Arizy z tymi, którzy najbardziej starają się go zdobyć.
(17-10) LA Lakers @ (12-14) Houston 2:00
Poprzednim razem Lakers i Rockets zmierzyli się w drugim meczu sezonu, który był oficjalnym debiutem LeBrona Jamesa na parkiecie w Los Angeles, ale na koniec największą historią była bójka, którą wywołał Rajon Rondo plując Chrisowi Paulowi w twarz. Brandon Ingam też wyprowadził cios, a na trybunach doszło do sprzeczki między rodzinami obu rozgrywających. NBA szybko zareagowała, ale przyznając tylko śmiesznie niskie kary. Dzisiaj czas na rewanż, jednak poziom emocji powinien być znacznie niższy, ponieważ z uczestników tamtego zamieszania wystąpi tylko Paul. Rondo i Ingram są kontuzjowani.
Rockets w poprzednim meczu przerwali serię porażek, dostając wyjątkowe duże wsparcie z ławki i po raz pierwszy w sezonie mieli trzech rezerwowych z dwucyfrowym dorobkiem punktów. Pomogła zmiana ustawienia i przesunięcie do piątki Erica Gordona, który zastąpił Jamesa Ennisa. Dalej też szukają najlepszego rozwiązania, żeby poprawić swoją kiepską obronę i teraz ograniczają switchowanie, chcąc trzymać Clinta Capelę w okolicach pomalowanego. Dotychczas był on za często wyciągany na dystans i zmuszany do gry w izolacjach przeciwko guardom, a jego nieobecność pod koszem przekładała się też na problemy ze zbiórkami.
Niestety problemy zdrowotne ich nie opuszczają i na co najmniej tydzień stracili Ennisa z kontuzją ścięgna udowego. To kolejny cios dla nich niewielkiej głębi, ale może już zaraz będą mieli w końcu do dyspozycji Brandona Knighta, który jest blisko powrotu i jego status został zmieniony na „prawdopodobny”.
Podczas gdy Rockets mają czwartą najgorszą obronę w lidze, Lakers, którzy też mieli mieć poważne problemy po tej stronie parkietu, znajdują się obecnie w Top-8. Natomiast jeszcze lepiej bronią w ostatnim czasie i wygrywając sześć z siedmiu meczów tracili średnio tylko 101.4 punktów na sto posiadań. Ta dobra seria to też dominujące momenty LeBrona i świetna dyspozycja Kyle’a Kuzmy, który zalicza 21.6 punktów, 50% z gry, 37% za trzy, 8.9 zbiórek i 3.6 asyst.
(17-10) 3w4 LA Clippers @ (14-14) San Antonio 2:30
Clippers przez około dwa tygodnie będą musieli radzić sobie bez Lou Williamsa, co jest poważnym osłabieniem dla najlepszej ławki rezerwowych w lidze. Lou co prawda nie imponuje skutecznością trafiając poniżej 40% rzutów z gry, ale mimo to zdobywa średnio 17.2 punktów, trafiał już wiele clutch rzutów w tym sezonie i tylko bez Tobiasa Harris Clippers mają groszy atak niż bez niego. W dodatku w ostatnim czasie Montrezl Harrell zdjął nogę z gazu i po serii 15 kolejnych meczów z dwucyfrowym dorobkiem punktów, w ostatnich czterech zdobywał średnio tylko 8.3. To mniejsze wsparcie ze strony rezerwowy przyczyniło się do tego, że Clippers przegrali trzy z czterech meczów.
Spurs tymczasem wykorzystują grę na własnym parkiecie, wygrali trzy kolejne mecze i wreszcie pokazali, że mogą też bronić. Co prawda ograniczenie ataku Suns nie jest wielkim osiągnięciem, ale stracili w tym meczu najmniej w sezonie 86 punktów i po raz drugi z rzędu zatrzymali rywali poniżej 100. A to już duże osiągnięcie, dla drużyny, która wcześniej w sześciu kolejnych spotkaniach za każdym razem oddawała co najmniej 118 punktów.
(6-22) Chicago @ (12-15) Orlando 3:30
NBA zawitała do Meksyku, ale ten mecz raczej nie będzie najlepszą wizytówką ligi.
Z jednej strony Bulls, którzy przegrali 10 z 12 meczów i są po dużych wewnętrznych starciach nowego trenera z zawodnikami. Choć emocje nieco się uspokoiły w ostatnich dniach, a w uniknięciu kolejnych spięć ma pomóc stworzenie grupy liderów, która ma być pomostem między graczami a Jimem Boylenem. Może też ta krótka wycieczka pomoże im nieco poprawić atmosferę w zespole.
Z drugiej strony Magic. Oni co prawda są bardzo pozytywną historią początku sezonu, ale mają teraz słabszy okres, przegrali trzy kolejne mecze, a ostatnio w Dallas uzbierali tylko 76 punktów.
Przeciwko Mavs nie grał Evan Fournier, który opuścił mecz z powodów osobistych i dzisiaj ma dołączyć do drużyny. Przy okazji warto zwrócić uwagę jak kluczowa dla sukcesu Magic jest czwórka DJ Augustin – Fournier – Aaron Gordon – Nikola Vucević. W całej lidze tylko w Portland jest czteroosobowy lineup, który dotychczas spędził na parkiecie więcej czasu. Czwórka najważniejszych zawodników Magic rozegrała już 496 minut i w tym czasie drużyna jest lepsza od rywali średnio o 5.9 punktów na sto posiadań. Ale wystarczy, że tylko jednego z nich nie ma na boisku i od razu spisują się znacznie gorzej. W sumie w te 496 minut są +58, podczas gdy -30 w 219 minut, gdy grają trójką z tych zawodników.
(15-11) 3w4b2b Dallas @ (4-24) 3w4 Phoenix 4:30
Mavericks już od ponad miesiąca nie przegrali na własnym parkiecie, ale przegrali swoje dwa ostatecznie mecze poza Dallas i na wyjazdach mają kiepski bilans 2-9. Dzisiaj jest szansa to poprawić, bo Suns mają już serię 10 porażek i nadal będą bez Devina Bookera. Warto przypomnieć, że w meczu otwarcia sezonu to właśnie gorący Booker pokonał Mavs.
Mavs zaczęli sezon w Phoenix i teraz wszystko wskazuje na to, że również 40-letni Dirk Nowitzki właśnie tutaj rozpocznie swój 21. sezon. Rehabilitacja operowanej kostki okazała się znacznie dłuższa niż przewidywano, ale wreszcie jest zdrowy i gotowy do gry.
Dirk przejdzie do historii będąc pierwszym zawodnikiem, który rozpocznie 21. sezon w barwach tej samej drużyny. Jest niekwestionowaną legendą w Dallas, ale teraz już nie wraca do swojej drużyny tylko do drużyny Luki Doncica. Nie wróci też do pierwszej piątki. Po raz pierwszy od debiutanckiego sezonu będzie rezerwowym i nawet gdy odzyska formę, pewnie nie będzie grał dużych minut. Rick Carlisle będzie musiał szukać tych minut dla niego, bo Maxi Kleber i Dwight Powell dobrze się spisują i ławka jest silną bronią Mavs.
WaszMość Adamie,
Hetmanie Wielki Koronny Twierdzy SzóstyGracz
wici śle niniejszym
Król Bron nie jest na gościńcu po łup M V P
.
Lepiej w główce, bo imperium zła przegrało wczoraj? ;)