Podczas gdy Kawhi Leonard jest już w Toronto, po siedmiu latach kończąc swoją przygodę w San Antonio i marzenia Spurs o tym, że poprowadzi ich do kolejnych mistrzostw, warto przypomnieć, że niewiele brakowało, żeby młody Tim Duncan jeszcze szybciej opuścił zespół Gregga Popovicha…
Były wakacje 2000 roku. 24-letni Timmy rozegrał dopiero swój trzeci sezon w NBA, ale już miał na koncie mistrzowski pierścień, nagrodę MVP Finałów, a także trzy kolejne wybory do najlepszej All-NBA Team i dwa do pierwszej All-Defensive. Szybko wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi. Poprzedni sezon zakończył się jednak sporym rozczarowaniem, ponieważ w kwietniu Duncan kontuzjował łąkotkę w lewym kolanie i z tego powodu opuścił playoffy, a bez niego Spurs zostali wyeliminowani już w pierwszej rundzie przez Phoenix Suns. Nie obronili tytułu, natomiast perspektywy powrotu na tron w kolejnych latach nie wyglądały optymistycznie. Los Angeles Lakers z MVP Shaquille’m O’Nealem i Kobiem Bryantem właśnie rozpoczęli swoją dominację sięgając po pierwsze mistrzostwo, tymczasem wokół Duncana był już mocno podstarzały zespół. 35-letni David Robinson i Avery Johnson, 37-letni Mario Elie i 32-letni Sean Elliott, który dopiero co stracił większość sezonu wracając do zdrowia po transplantacji nerki – to oni byli starterami mistrzowskiego zespołu w 1999 roku. Dlatego perspektywa połączania sił z młodymi gwiazdami w innej drużynie mogła być tym bardziej kusząca dla Duncana. I to zaproponowali mu w Orlando.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Spoko artykuł ale pisanie, że Hill był maszynką do triple double, bo miał ich 29 w 6 lat chyba nie przystoi z dzisiejszej perspektywy, gdzie jesteśmy sezon po wyczynie Westbrooka :)
Liga mocno się zmieniła, tempo jest szybsze i wydaje się, że łatwiej jest zgarnąć triple double. Poza tym, Russ jest wybrykiem natury ;)
Dzięki Adam, fajnie sobie powspominać ;)
Z perspektywy czasu dopiero widać jak w NBA niewielka jest granica między sukcesem a porażką. Jeden kontrakt i historia potoczyłaby się inaczej.
Albo i nie. Gdyby przejście Dwighta Howarda do Lakers się nie udało tez powstalo by pełno tekstów o tym jak blisko było odbudowania wielkich Lakers. Co jak wiemy nie nastąpiło mimo ze transfer doszedł do skutku.