Po spokojnym na trenerskich ławkach lecie ubiegłego roku w tym nastąpiła burza. W aż dziewięciu zespołach; jeden z czołówki ligi, jeden aspirujący do gry w drugiej rundzie, jeden do gry w playoffach, sześć w przebudowie, dokonano zmian na stanowisku głównego trenera. Niemal jedna trzecia ligi postanowiła zaufać nowej osobie na czele procesu, co tu dużo mówić, zostania lepszą drużyną. W kilku przypadkach od razu, w większości krok po kroku i może dopiero na początku kolejnej dekady.
Wstępnie przyjrzyjmy się fachowcom, oczekiwaniom, celom, wszelkim zmianom i graczom z jakimi na pewno przyjdzie “nowej” dziewiątce pracować.
Lloyd Pierce (Atlanta Hawks)
Czego by o metodach 76ers nie powiedzieć, to docenić trzeba cały departament rozwoju graczy. A nowy trener Hawks nie tylko maczał palce w postępach zawodników, ale też złapał z nimi świetny kontakt. Na dodatek ceni ponad wszystko obronę.
Jak inaczej budować zaufanie w grupie, jeśli nie przez chemię poza parkietem, a także na nim w defensywnych posiadaniach? Ofensywa tak czy inaczej pozostanie w dużej mierze niezorganizowana, bo młodzież Hawks (cztery wybory w Top35 tego draftu, średnia wieku poniżej 25 lat) nie wybiera się do czołowej piętnastki efektywności w ataku. Z Piercem na ławce ponoć bliżej im do wygrania paru meczów obroną. I ten old-school należy szanować.
Na powitalnej konferencji żartował, że już teraz powinien zaordynować swoim graczom ćwiczenia w obronie. Taki jest i takim dorastał w NBA. Obok Lionel Hollinsa w nawałnicy grit-and-grindu stąd nic dziwnego, że od skrzydłowych Prince’a i Bazemore’a, środkowego Collinsa i potencjalnej gwiazdy z draftu, Pierce będzie wymagał defensywnych stopów noc w noc.
Dobrze, że zatrudnienie takiego szkoleniowca, w żadnym wypadku zamordysty, zbiegło się z reformą draftu. Nadzieja, że słaby zespół będzie walczył do końca urosła w kibicach. Zwłaszcza, że w czasach Hinkiego w 76ers i bilansów w okolicach 20-paru procent zwycięstw, Brett Brown dał mu pełną autonomię w obronie. Od ćwiczeń, przez gameplan, po decyzje w meczach. I jeśli wtedy Filadelfia w czymś błyszczała to właśnie po tej stronie parkietu. Zresztą trzecia efektywność defensywna w poprzednim sezonie regularnym to też zasługa Pierce’a.
Ale przed nowym trenerem zbudowanie fundamentów pod system bez gracza pokroju Joela Embiida. To od niego zaczynał budowę defensywnego planu. Obecność efektywnego obrońcy pod obręczą pozwalał mu prowadzić guardów ku większej presji na obwodzie i lepiej bronić rzutów za trzy punkty. Przy czym cenił odpowiednie ustawienie bardziej niż efektowne bloki.
Podczas każdego treningu Pierce będzie odzwyczajał się od komfortu zasięgu na wielu pozycjach i przewadze w tym aspekcie, która pozwalała obronie 76ers bronić penetracji długością ramion. Ale może założenie zawarte we frazie “make them finish over length” przetrwa w Atlancie i mile zaskoczy sceptyków.
James Borrego (Charlotte Hornets)
Zacznie w trudnym środowisku, bo z legendami na stanowiskach decyzyjnych i szatnią wypełnioną ego wraz ze smakiem porażek. Ale też niepewnością, bo nowy generalny menedżer Mitch Kupchak został sprowadzony po to, aby zespół najpierw zmienić, a na końcu wzmocnić. Domyślnie w jak najkrótszym czasie.
Zaczął od trenera, dla którego jedyna przygoda na stanowisku head-coacha (tymczasowego w Orlando) potrwała 30 meczów. Natomiast jeśli w następnym sezonie Borrego ponownie znalazł zatrudnienie na ławce Spurs obok Gregga Popovicha to bez dwóch zdań Pop chciał umiejętności podopiecznego doszlifować – po wcześniej aż siedmiu sezonach spędzonych razem (2003-2010).
Wiemy, że najważniejszym asystentem zostanie Jay Triano. Wiemy, że w Charlotte spodziewają się przeniesienia zasad Spurs na grunt, po którym w poprzednim sezonie stąpała piątka z Michaelem Kidd-Gilchristem i Dwightem Howardem. Wiemy też, że Curtis Polk – oczy Michaela Jordana w organizacji, której jest mniejszościowym udziałowcem – powiedział przed ogłoszeniem nazwiska nowego trenera, że jedną z najbardziej pożądanych umiejętności jest praca nad rozwojem graczy. Słusznie, biorąc pod uwagę, że Charlotte staje się docelowym miejscem dla wolnych agentów dopiero na przełomie lipca i sierpnia.
To wszystko brzmi tak, jakby wcześnie pogodzono się z faktem, iż przyszły sezon nie będzie obfitował w widoczne sukcesy – mowa o playoffach. Na dodatek w organizacji doszło do czystki. Hornets wymienili trenerów od przygotowania fizycznego, skautów i cały sztab szkoleniowy. Oczywiście pod pretekstem zmiany kultury organizacji. A że ten proces powinien potrwać, to należy nastawić się, iż w pierwszej kolejności ewaluacja pracy Jamesa Borrego skupi się na graczach pokroju Malika Monka, 11 wyboru w tym drafcie i zawodnikach najmłodszych.
Taktyka i strategia, rzeczy fascynujące jeśli chodzi o wychowanków Popovicha, wydają się spadać na dalszy plan. Wolna agentura, decyzja co do przyszłości Kemby Walkera i wreszcie kolejne akcje Kupchaka, wskażą nam jak szybko zespół z Charlotte planuje powalczyć o wygranie pierwszej playoffowej serii od 2002 roku.
Dwane Casey (Detroit Pistons)
Trzeba oddać nowemu trenerowi Pistons że w ostatnich latach potrafił wykorzystać drybling najlepszych graczy i to tak, że później mało kto wyobrażał sobie Raptors bez akcji pick-and-roll i izolacji. Trzeba też docenić to, że zgodził się na radykalne zmiany, które uderzyły we wszystko co zespół z Toronto, a więc i on, przed poprzednim sezonem prezentowali.
Statystycznie Dwane Casey był możliwie najlepszym wyborem dla Pistons. Obecność na rynku trenera, który w kwietniu walczył o zwycięstwo numer 60 w sezonie regularnym to ewenement. Ale panujący niepokój jest uzasadniony. Nawet jeśli przyjmiemy, że na Wschodzie przegrywa się z zespołami LeBrona Jamesa z urzędu.
Casey to trener, który polegał na ludziach z ławki jak długa ona i szeroka. W połowie złożonej z graczy, w połowie z asystentów. Tych ostatnich nie zabierze ze sobą w komplecie, a jednak to członkowie sztabu szepnęli pomysły i zarysowali koncept nowej ofensywy. Szkoda, że tak późno. Szkoda, że role się odwróciły i to nie grupa pomogła wcielić w życie ideę jednostki, a wręcz odwrotnie – jeden człowiek nie powiedział stop. I z jednej strony to problem, z drugiej nadzieja, że sugestie asystentów prędzej odbiją się na zespole.
Póki co Casey otrzyma wolną rękę w Detroit przy ograniczonych tylko własnym talentem możliwościach korzystania z trójki najlepszych graczy. Marzy się kibicom szybki powrót do górnej połowy tabeli. Przecież Reggie Jackson, jak Lowry i DeRozan lubi kozłować. Blake Griffin rozgrywać, a Andre Drummond… no właśnie. Jeśli powolny rozwój Valanciunasa świadczy o pracy Casey’a no to Drummond może być największą ofiarą nowego trenera. Bo oddanie piłki w ręce dominujących graczy to robota łatwiejsza, to sprawne uzyskanie głosu w szatni i połechtane ego zawodników też za wynik odpowiedzialnych. Z tym, że Drummond siłę przebicia w szatni ma, a na dodatek udowodnił jak groźnym potrafi być zawodnikiem w hand-off ofensywie. A z tego Raptors pod Caseyem korzystali w wyjątkowych okolicznościach.
Więc wiadomo, że nie wiadomo nic i czekać należy na preseason. Albo pierwsze raporty o tym jak dobrze wszyscy gracze czują się na treningach.
J.B. Bickerstaff (Memphis Grizzlies)
Jaki silny powinien być mandat nowego-starego szkoleniowca, który do tej pory wygrał 38% spotkań? Prowadził w sezonie 2015-16 Houston Rockets, rok temu miał kim przegrywać mecze w Memphis, ogłoszenie więc swego rodzaju przedłużenia kontraktu było pierwszego maja zaskoczeniem. Dzisiaj jest to decyzja wciąż wprowadzająca w lekkim dyskomfort, tym bardziej po słowach właściciela Roberta Pery, że zdrowi Grizzlies mogą wygrać ponad 50 meczów. Tym bardziej, że przedstawiciele zespołu nie spotkali się z kandydatami lepszymi na papierze (Budenholzer, Messina, Clifford). Nie zabronisz jednak wierzyć w kontynuacje. Jaka by ona nie była.
Sześć tygodni temu generalny menedżer Chris Wallace pochwalił podejście Bickerstaffa do pracy z młodzieżą, a dotychczasowe efekty uznał za zadowalające. Z kolei wspomniany Pera wtórował dodając, że gracze kochają trenera, który potrafi ustąpić dla dobra organizacji, a wszystko spiął klamrą zaufania i słowami “great fit” dla kultury, którą w Memphis próbują odbudować.
Widocznie chęć zapomnienia o tym, co wydarzyło się w poprzednim sezonie jest w Memphis tak duża, że przy okazji popycha ich ku optymizmowi. Nic z tego nie oznacza, że 50 zwycięstw uda się osiągnąć, a sezon skończyć w górnej połowie tabeli, a wiara w Bickerstaffa może dla jednych oznaczać pójście na łatwiznę. Z drugiej strony jeśli doszukiwać się pozytywów w nieodległej historii Grizzlies to na pewno należy tak spojrzeć na wybory trenerów. Lionel Hollins, Dave Joerger, rok David Fizdale’a. To były dobre lata dla organizacji na najmniejszym rynku w NBA. Kto pamięta czasy Marca Iavaroniego?
Jeśli Grizzlies gdzieś trafiali, to właśnie na ławce. Ale że nieodłączną częścią pracy trenera są gracze, to na ewaluacje koszykówki (i koszykówkę spodziewaną) Bickerstaffa musimy poczekać. I to nie do początku tego sezonu, ale może następnego. Obecnie ciężko znaleźć styl w okolicznościach jakie trapiły Memphis w poprzednim sezonie. 30 minut nawet w jednym meczu Bena McLemore’a, duet Kobi Simmons – Brice Johnson w rotacji i 120 minut Myke Henry’ego w sześciu styczniowych meczach nie pomagają.
Mike Budenholzer (Milwaukee Bucks)
Bucks najlepiej wychodzą rozczarowania. Mike’owi Budenholzerowi prowadzenie zespołu. Za to Giannis Antetokounmpo ma wielkie szczęście, że w wieku 23 lat trafi pod skrzydła bardzo dobrego trenera. I Khris Middleton też. I Thon Maker również, a i cały ten w obecnym kształcie zespół, o którym nie wiadomo jak mówić – że przeceniani czy może nie.
Uzasadnione są wysokie oczekiwania w stosunku do przynajmniej postępu Giannisa i zarządzania minutami, co wiąże się z tym, że Bucks będą po prostu lepszym zespołem. Budenholzer jest kreatywny, ma pomysły, nieco mniej doświadczenia – tego zwycięskiego – w playoffach, ale on ma przecież przejść przez pierwszą rundę, drugą i aż do finałów konferencji dopiero z postacią elitarną przy boku. Nie zabierajmy trenerom tego co podarowaliśmy zawodnikom. “Pomoc od graczy”.
W przeciwieństwie do wielu trenerów z tejże grupy Budenholzer skupi się tylko i wyłącznie na koszykówce, a największym problemem wydaje się pokazanie światu takiego Giannisa jakiego żadne oczy nie widziały. Po obu stronach parkietu, bez ograniczeń i kalkulacji, jeśli sztab medyczny pozwoli Grekowi grać tak, jak on sam chce. A więc dominować. Być tu i tam.
Budenholzer już w preseason pokaże czy problemy z grą w ataku Bucks były problemami systemowymi, czy jednak Jason Kidd wykorzystał tych graczy odpowiednio. Zgodnie skłaniamy się ku pierwszej wersji, natomiast błędem jest oczekiwanie od zespołu pozbawionego strzelców widocznego postępu w efektywności ofensywnej. Styl stylem, sposoby i strategie również, ale bez odpowiedniego zaplecza Budenholzer napotka kłopoty. Dlatego letnie działania managementu warto śledzić z zapałem podobnym wyszukiwaniu informacji o współpracy Giannisa i trenera. Ta podobno istnieje od pierwszego łyku smoothie na pamiętnym śniadaniu. Może za paręnaście lat historycznym.
David Fizdale (New York Knicks)
Podobnie jak wyżej – wspólne słowo z najlepszym graczem trener spróbował znaleźć jak najszybciej. Żadne tam dominacja i ustalanie hierarchii, za to zgoda, że obydwaj jesteśmy tutaj w jednym celu – aby wygrywać. I o ile w przypadku Knicks brzmi to raczej żartobliwie, to zdaje się, że David Fizdale i Kristaps Porzingis nie mają zamiaru oglądać się na innych, jeśli ci inni przecząco odpowiedzą na sławne fizdalowskie pytanie “Czy wierzysz w wygranie mistrzostwa?”. Ale.
Najpierw James Dolan powiedział, że Porzingis może wrócić dopiero w sezonie 2019/20. Później generalny menedżer Scott Perry stwierdził, iż zdecydowanie więcej o powrocie najlepszego gracza będą wiedzieć we wrześniu. Wynika z tego, że póki co zajmowanie się tematem sposobów Fizdale’a na Porzingisa to strata czasu. Przejdźmy więc do graczy najważniejszych obecnie
Tim Hardaway Jr zakończył sezon ze skręconą kostką. Wcześniej zaliczył dobry marzec na 19.5 punktów. Frank Ntilikina zagrał w kwietniu dwa dobre mecze z Cavaliers i pociągnął proces nauczania gry na pozycji numer dwa do końca. Enes Kanter opuścił sześć ostatnich spotkań, a Emmanuel Mudiay wciąż jest na liście płac zespołu NBA. 21 graczy zanotowało minuty gry dla Knicks w poprzednich rozgrywkach. Ci wyżej stanowią trzon, z zastrzeżeniem, że Kanter zdecyduje o podjęciu opcji na kolejny sezon – co wcale nie jest pewne.
Najważniejsze pytanie narzuca się samo: Czy David Fizdale jest odpowiednią osobą na stanowisku trenera w zespole, który ma wszystko by powtórzyć sezon na loterię draftu? Człowiek, który wizualizuje sobie scenę parady mistrzowskiej na Times Square z Porzingisem i Ntilikiną obok? Można na to spojrzeć dwojako. Zależy po której stronie stoisz. Fan Knicks czy jednak anty.
Knicks mają jednak szczęście, bo Fizdale zdaje się spodziewać trudnego sezonu. Nie inaczej należy skwitować następujące słowa: – Chcę pomóc chłopakom zrozumieć, że wysiłek, fizyczność, twardość i dyscyplina mogą być częścią talentu. A tego talentu, to w Nowym Jorku nie musi dostarczyć debiutant wybrany z dziewiątym numerem w drafcie, ani nowi gracze z wolnej agentury, bo cap-space Knicks zależy w dużej mierze od decyzji Kantera (jego opcja to 19 mln dol.). I cierpiąc na deficyt, oglądając się za plecy w kierunku rehabilitacji Porzingisa, i obserwując wyczyny trzecich-czwartych opcji, ktoś może stracić cierpliwość. Tym kimś może być David Fizdale, który od początku pracy w Memphis nie potrafił znaleźć wspólnego języka z Marciem Gasolem.
Przerabialiśmy już setki słabych zespołów, które zamierzają walczyć. W tabeli wszechczasów Knicks zajmują jedno z czołowych miejsc, które prawdopodobnie obronią.
Steve Clifford (Orlando Magic)
W poprzednim sezonie przeżywał kłopoty ze zdrowiem, a że przed rozpoczęciem przyszłego większa presja spoczywa na zarządzie nowego zespołu, to Steve Clifford wybrał dobrze. Bo i oczekiwania mniejsze, i gracze nie do końca wiedzą w jakim są miejscu, oprócz pewności, iż nie jest to miejsce dobre. Czynniki zdrowotne i słońce nad półwyspem Floryda na pewno miały znaczenie.
Powrót po sześciu latach do organizacji, z którą jako asystent Stana Van Gundy’ego doszedł do Finałów NBA, Clifford rozpocznie od debaty z asystentami w jaki sposób wyciągnąć maksimum z czwórki Fournier-Ross-Vucević-Biyombo, która zarobi 57 milionów dolarów. To ani dużo ani mało za graczy, w których nikt nie upatruje więcej niż solidnych i przede wszystkim ofensywnych opcji. Czego jednak wymagać od zespołu, którego najlepszym zawodnikiem będzie Aaron Gordon, drugim powinien zostać drugoroczniak Jonathan Isaac, trzecim być może szósty wybór nadchodzącego draftu.
Clifford wraca do korzeni. Do opieki nad słabym zespołem i do pracy z obiecującymi graczami. Chociaż przyznaje, że nie ma zamiaru nakładać na zespół jakichkolwiek limitów, to zdaje sobie sprawę z tego, że to kolejny dla Orlando Magic start od zera. A zaczyna się on tak, jak poprzednie. Od optymizmu trenera, roszad w zespole, budowie fundamentów pod koszykarskim stylem, aż we wrześniu powstają zapowiedzi pierwszego sezonu od dobrych paru lat, po którym będzie można powiedzieć “jesteśmy na dobrym kursie, a nasz młody tercet ma jasną i zdrową przyszłość.” Koniec zwykle jest taki sam. Zobaczymy. Od 2012 roku nie zagrali w playoffach. Zegar, na pewno jakiś, tyka.
Igor Kokoszkow (Phoenix Suns)
Ponownie – rozwój talentu. Ale co można powiedzieć w tym punkcie sezonu o zespole, który skończył go najwcześniej? Że Devin Booker mimo wszystko skradł show? To nie prawda. Że Josh Jackson rozegrał dobry pierwszy sezon? No racja, ale byli lepsi. Ktoś się wyróżnił pod Jay’em Triano? Elfrid Payton w końcówce sezonu. Alex Len zaliczył przyzwoite mecze w marcu i kwietniu. Dragan Bender grał od lutego po 30 minut w każdym meczu. Niby niewiele pomogło podjąć decyzję nowemu trenerowi, ale z szansy objęcia zespołu NBA mało kto rezygnuje.
Najpierw Ryan McDonough dotarł do Finlandii na ubiegłoroczny EuroBasket, a później zakochał się w słoweńskim ruchu piłki, ruchu zawodników Kokoszkowa i liczbie opcji jaką prezentował zespół dowodzony przez dwóch obwodowych. Gorana Dragića i Luke Doncića, którego Suns wciąż mogą dokooptować do zespołu. Powinni, bo marzą o tym aby oprzeć grę na guardach i nie żałować.
Na ile jednak Kokoszkow podchwyci wizję generalnego menedżera nie wiadomo, bo jako trener ma prawo zbudować choćby kopię Utah Jazz (dlaczego nie nalegać na wybór DeAndre Aytona), a jeśli mecze Słoweńców czegoś dowodzą to na pewno umiejętności wykorzystania najlepszych graczy. A że ci w Phoenix to Devin Booker i chcąco-potrafiący grać na piłce Josh Jackson, no to łączy obu panów wiele. I wiele może poróżnić.
McDonough ma swoją wizję koszykówki. Jest zbieżna z tym co dzieje się dzisiaj w NBA. Z tall-ballem, z multipozycyjnością, zmianami krycia, rzutami za trzy punktami i fizycznością, którą chwalił się po zakończeniu sezonu przywołując profile i walory takich graczy jak Bender i Marquese Chriss. T.J Warren i Josh Jackson. Następnie dodał iż nie zaprzestaną poszukiwań wszechstronnych zawodników, a od Kokoszkowa i jego sztabu zależy czy uda się Phoenix odnieść sukces. Oczywiście w perspektywie kilku lat.
O wizji Kokoszkowa nie wiemy nic poza meczami Słoweńców. Obecnie komponuje sztab szkoleniowy, który ma funkcjonować według modelu San Antonio Spurs – ludzie w pierwszym rzędzie będą odpowiedzialni za skauting zespołów, obrony, ataku, graczy, zagrywek, a każdy asystent otrzyma rolę w programie rozwoju zawodników. Możliwe najlepsi dostępni fachowcy bez podziału na koordynatora od ataku i obrony. Takich stanowisk w sztabie Kokoszkow ma po prostu nie być. Gra? Można oczekiwać niesamowitego przeskoku w kwestii boiskowej mądrości choćby w postaci możliwie najlepszych rzutów, na których jakość w żadnym wypadku nie powinno wpłynąć tempo gry. A to według McDonough ma być szybkie.
Nick Nurse (Toronto Raptors)
Jeśli Raptors utrzymają poziom z poprzedniego sezonu regularnego, to zmiany trenera nikt nie zauważy. Zaś jeśli pojawią się problemy to może i Dwane Casey coś na tym zyska.
Póki co Nick Nurse zamierza myśleć nieszablonowo, a pracę sztabu i całego zespołu ma wyróżniać innowacja. Chce być przed czasem, który dopiero nadchodzi. Przed zmianami, które mając w pamięci ostatnie lata kurczowo trzymają się NBA. Chce w jakiś sposób wyprzedzić grę. Być kreatywnym. My mamy zobaczyć zupełnie inne rzeczy i jak sam mówi “wiele z nich wpędzi was w zakłopotanie, z kilkoma na pewno przesadzimy, ale sezon to proces”
Czyli DeMar DeRozan zostanie elitarnym off-screen strzelcem, a Serge Ibaka point-forwardem? Czy to oznacza, że Jonas Valanciunas doda coś równie szokującego jak 40.5% celnych rzutów za trzy punkty (30 na 74)? A może OG Anunoby otrzyma nagrodę MIP za punkty w pick-and-rollu oraz za grę na szeroko pojętym koźle i rozegraniu? Czy może guardzi zaczną grać na bloku? A może lepiej – Nick Nurse ponownie zreorganizuje ofensywę Raptors, ale tym razem żaden inny zespół nie zanotuje tylu posiadań na low-post? A może nic z tego nie wyjdzie i zostaną w miejscu, w którym opuścił ich Casey?
W przeszłości Nurse prowadził w D-League Rio Grande Valley Vipers – filię Houston Rockets – i dużo rozmawiał z Darylem Morey;em. Więc jeśli pozostać na ziemi, to owa nieszablonowość ma największe szanse zaistnieć w ofensywie. Jeszcze więcej trójek i jeszcze mniej DeRozana na półdystansie. Kto wie, może każdy z 265 rzutów za trzy two-guarda stanowił zapowiedź drugiej radykalnej w tym aspekcie gry siły NBA.
Wiele świadczy o tym, że Nurse nie ma w sobie nic a nic z tradycjonalizmu Casey’a, a więc woli ryzykować niż prowadzić mecz zachowawczo. Stąd wspomniany szał innowacji dotyczy również defensywy. Nurse chce być gotowy na wiele rzeczy w playoffach. Na kolejny zespół LeBrona Jamesa, na atak Victora Oladipo, na dominację Joela Embiida i przewagę talentu Bostonu. On też sparzył się tutaj parę tygodni temu. Grają jednak koszykarze, a podpisaniem nowego trenera Masai Ujiri tylko rozgrzał się przed pierwszym dniem lipca. Nurse natomiast wyczekuje odpowiedzi na pytanie: Czy moja praca stanie się odrobinę łatwiejsza?
“Czego by o metodach 76ers nie powiedzieć, to docenić trzeba cały departament rozwoju graczy.”. Rozwój których konkretnie zawodników ma Pan na myśli, proszę to rozwinąć.
Podsumujmy od 2013 do 2017:
8 wyborów pierwszorudnowych w tym aż 5 w top-5
12 wyborów w drugiej rundzie
Pytam się gdzie są rozwinięci zawodnicy. Jest jeden Covington co i tak nie jest nawet w top-50 NBA, Simmons, Embiid i Sarić i to tyle. Przy czym ostatni trzej zostali wybrani z topowymi numerami więc trudno tu mówić o jakimś rozwoju, zwłaszcza że jak się spojrzy na statystyki Embiida jego dwóch sezonów to ja nie widzę tutaj jakiegoś wyraźnego trendu wznoszącego więc można się domyślać, że on już z takim talentem i umiejętnościami przyszedł do tego klubu.
Seria zwycięstw z końcówki sezonu zbiegła się z podpisaniem dwóch weteranów, nie można też lekceważyć wkładu 34-letniego Reddicka co robi ponad 90 % za 1 i ponad 40 % za trzy. Bez nich by tej serii nie było. Weźmy też pod uwagę w jakiej badziewnej dywizji oni grają i ile było kontuzji i zamieszania (Cavs wymiany, Heat Whitside, Bucks zmiana trenera) na wschodzie w tym sezonie.
Przykład Bucks: z 39 wybrali Middeltona, który stał się elitarnym strzelcem, Giannis z 15, to chyba nie wymaga komentarza i Brogdon, ROY z drugiej rundy draftu. To jest rozwój
Albo GSW: SC, KT i Draymond Green to odpowiednio 7, 11 i 35 numer draftu.
76 nie wypromowali tak naprawdę nikogo i dziwię się że na tym portalu ich tak błogosławicie. Tak bezczelnego tankownia jeszcze nikt w historii nie uprawiał.
Ale wiesz że zespoły NBA nie działają jak fabryki i nie wypuszczają co roku kilku bardzo dobrych graczy w świat (bo takich przywołałeś z Milwaukee)? A tych wypromowanych to logiczne że zatrzymaliby dla siebie. Jak Warriors. Zresztą ci Bucks od rozwoju tak wybrali Middletona, że on pierwszy rok spędził w Detroit Pistons.
Covington, Sarić, ale i TJ McConnell, postęp Simmonsa w ciągu pierwszego aktywnego sezonu, mecze Embiida, w których chodził po parkiecie jak Jezus po wodzie. 5 z 15 w składzie. Mało? A tam jeszcze Fultz się grzeje.
Przywołałeś dwa zespoły, które w pierwszym wspólnym roku gry tychże graczy nie osiągnęły lepszego wyniku niż 76ers. Jak Warriors rozwinęli Harrisona Barnesa? Mavs migiem stali się lepszym zespołem? Gdzie jest Rashad Vaughn wybrany z 17 numerem draftu przez Bucks? Czy już teraz spiszemy na straty Thona Makera? No nie. Wszyscy potrzebują czasu. Daj go Filadelfii.
To również make or miss liga w drafcie. Nie stworzył się jeszcze taki zespół, który trafił 100% wyborów w np. pierwszej rundzie. Aczkolwiek racja, że 76ers powinni dostać po łbie za wybór dwóch wiadomych środkowych.
Natomiast co do bezczelnego tankowania. Końcówka ubiegłego sezonu w Memphis i Phoenix była tributem dla Sama Hinkiego za jaki Adam Silver musiał przepraszać. Ironia, że rozwój gracza to faktycznie proces w najczystszym tego słowa znaczeniu.
PS. Powyższe byłoby dobrą odpowiedzią gdybym napisał, że 76ers mają absolutnie elitarny program rozwoju zawodników i górują w tej kwestii nad resztą ligi. A trzeba ich docenić, bo nie spaprali oczywistego. Chociaż wychwalanie takich rzeczy jest trochę soft.
I tu się właśnie nie rozumiemy. Ja nie napisałem że Embiid jest cienkim zawodnikiem. Ja napisałem, że wszystko wskazuje na to, że on już w momencie wyboru miał umiejętności na miarę NBA natomiast ja nie widzę w jego grze żadnego rozwoju. Był i jest dobry ale jego statystyki stoją w miejscu i nie widzę tu żadnego powodu do gloryfikowania sztabu trenerskiego 76. Zwłaszcza, że wymieniłem gigantyczną ilość materiału, którą mieli dzięki bezczelnemu tankowaniu, jakiego jeszcze nigdy nie było.
Jeśli chodzi o Bucks to mamy rzeczywiście Vaughna, który był nieporozumieniem ale też nie wybrali go z topowym numerem. Bucks od totalnej dominacji na wschodzie stopują wyłącznie kontuzje Parkera, bo to on ma tam największy potencjał w ofensywie ale niestety nie zagrał jeszcze żadnego sezonu do końca.
Przypomnę tylko, że Draymond Green został 2 razy pominięty przez Warriors, chciał go Thibodeau przegłosowany przez zarząd Bulls, Bob Myers sam mówił, że było w tym więcej szczęścia.
Oprócz tego – o ile dobrze pamiętam – zarząd właśnie Bucks nie chciał Curry’ego, tylko Ellisa w tradzie Bogut+Jackson.
W drafcie chodzi o to, by mieć jak najwięcej szans, bo “everybody fucks up sometimes” jak pan Griffin powiedział. Proces polegał na tym, by mieć jak najwięcej szans (nie żeby trafić wszystko, ale mając najwyższe picki masz większą szansę, by trafić lepiej), a draft to jest najlepsza droga pozyskiwania gwiazd, bo masz nad tym – na wysokiej pozycji – jakąkolwiek kontrolę. Sixers pozyskali Fultza, Simmonsa, Embiida. Mogli dołożyć do tego Kristapsa, Giannisa i kogoś jeszcze (za Noela). To i tak jest bardzo dobry wynik, którego nie osiągniesz, jeśli nie będziesz miał picków w ogóle.
No ale nie spieprzysz picków, jeśli nie będziesz miał picków.
Po raz kolejny: https://cleaningtheglass.com/cornered-market/
https://statsbylopez.com/2017/04/25/evaluating-the-evaluators/
Dobry tekst, jak zwykle :)